Ironia naszych czasów: papież narzeka na media społecznościowe, na Twitterze dostaje "lajki"
Żyjemy w czasach, o których dawniej czytaliśmy i marzyliśmy, a przy tym tęsknimy i wielbimy wszystko to, co jest retro. Zamiast cieszyć się z nowych możliwości, szukamy ich wad. Korzystamy, ale jakby z przymusu. Dlaczego?
Używamy Facebooka, ale go nie lubimy. W mediach społecznościowych narzekamy na nie, bo to one odciągają nas od książek i to przez nie nie chodzimy do teatru. Gardzimy modą na selflie, tęskniąc za tradycyjną fotografią. Z podziwem patrzymy na Tarantino, który do kręcenia swoich filmów używa starej filmowej taśmy, ale film stworzony smartfonem już takich zachwytów nie wzbudza. Retro sprzęty mają duszę, a te nowe, choć przecież “inteligentne” i wchodzące w interakcję, z kolei są bezduszne. Pociągają nas seriale science-fiction, które technologię krytykują, a nie chwalą.
Papież deprecjonujący “lajki” i “retweety”, dostaje je na Twitterze:
Kiedyś było lepiej?
- To oczywiście tęsknota za tym, co minęło, ale przede wszystkim chyba obawa przed tym, że coraz więcej technologii związanych z mediami operuje tym, co niematerialne - mówi mi dr hab. Mirosław Filiciak ze School of Ideas Uniwersytetu SWPS. - Korzystamy z abstrakcyjnych plików, często przechowywanych w „chmurze” i z tej perspektywy odbitka fotograficzna czy materialny nośnik z muzyką jawi się jako coś konkretnego. Być może także solidnego, bo przecież sami producenci często nie tworzą dziś sprzętu „na lata”, a przeładowanie funkcjami niejednokrotnie utrudnia obsługę i zwiększa awaryjność - uważa Filiciak.
- Coraz mniej rozumiemy świat, cofamy się więc instynktownie do czasów nam znanych, gdy życie było prostsze. Gdy nadążaliśmy. To nie jest nic nowego. Starsi narzekają na młodzież od zarania dziejów, nowe technologie budzą uzasadniony lęk - pismo miało sprawiać, że ludzie mniej pamiętają, druk popularyzował niechciane, rewolucyjne idee i promował głupotę… To wszystko już było - dodaje Piotr Gnyp, szef działu badań Platige Image.
I rzeczywiście, “kiedyś było lepiej” to znane od wieków narzekanie. W wydanym w 1853 roku traktacie “Kamienie Wenecji” angielski krytyk sztuki John Ruskin pisał, że przedmioty wykonane fabrycznie odcinają twórcę od jego pracy, zaś ich użytkownicy nie mogą cieszyć się pracą ludzkich rąk. Dlatego złotym wiekiem było tak naprawdę średniowiecze, gdzie twórcami byli wykwalifikowani rzemieślnicy, sami wykonywujący swoje dzieła. Niby traktat z 1853 roku, a przypomina post, który mógłby pojawić się na Facebooku w 2017 roku. Widziałem wiele wypowiedzi czy memów, w których narzekano np. na muzykę elektroniczną, tęskniąc za “prawdziwymi instrumentami”, tak jakby tylko granie na gitarze czy perkusji wymagało umiejętności.
Słowem - nic nowego. Dodajmy do tego luddystów, którym nie spodobało się wynalezienie maszyn tkackich, czy neoluddystów, spadkobierców tej idei. To ludzie, którzy sprzeciwiają się postępowi, obawiając się, że roboty zabiorą nam pracę i sprawią, że człowiek będzie niepotrzebny. Oczywiście, nie oni pierwsi. W sieci natknąłem się kiedyś na fragment artykułu z lat 30., w którym cytowano kobiety narzekające na to, że pojawienie się elektrycznych pralek sprawi, że przestaną być potrzebne.
- Wraz z wiekiem nadążanie za współczesnością staje się coraz trudniejsze. Z kolei z przeszłości pamiętamy tylko te dobre rzeczy - tak działa pamięć. Nie ma co się dziwić, że im dalej jesteśmy na naszej drodze życia, tym chętniej patrzymy wstecz - stwierdza Piotr Gnyp.
Rozczarowani technologią
Jednak podejście człowieka do technologii było inne jeszcze kilkadziesiąt lat temu, co możemy zauważyć na przykładzie popkultury. Filmy science-fiction z lat 80. czy 90. pokazywały nam nieprawdopodobne wynalazki, o których marzymy do dziś, jak na przykład latające samochody czy deskorolki. Na początku XXI wieku internet był dla disco-polo pretekstem do tworzenia radosnych piosenek o tym, że dzięki Naszej Klasie spotyka się dawnych znajomych. Dziś w muzyce pop to główny sprawca pogorszenia relacji międzyludzkich. W takich serialach jak “Black Mirror” czy “Humans” postęp technologiczny to nie coś, co chciałoby się mieć. Współczesne dzieła to sygnał ostrzegawczy: “opamiętajcie się!”.
- Żyjemy w XXI wieku, czyli tym momencie, który kiedyś oglądaliśmy w filmach. Gołym okiem widać, że utopijne wizje się nie sprawdziły, a równocześnie zmagamy się z rodzajem kryzysu przyszłości, bo większość wariantów, które miały uszczęśliwić ludzkość, skompromitował XX wiek - uważa Mirosław Filiciak.
Zgadza się z tym Piotr Gnyp:
- Kiedyś technologia potrzebowała swoich mitów, by łatwiej było się nam z nią oswoić - taką rolę przyjął na siebie na przykład cyberpunk. Teraz, kiedy faktycznie żyjemy w czasach opisywanych 30 lat temu przez futurystów, wiemy, że postęp jest dużo szybszy, niż się spodziewaliśmy, ale też i dużo mniej spektakularny. Nie mamy latających samochodów, a jeżeli pracują za nas roboty, to tego nie widzimy. Dostaliśmy za to wszechwładne internetowe korporacje, permanentną inwigilację. Po pierwszej fascynacji dopiero teraz widzimy prawdziwe efekty postępu i staramy się do nich dostosować - uważa.
- Czarnowidztwo i pokazywanie technologicznych dystopii ma nam w tym pomóc. Lepiej ostrzegać i mówić “co się może zdarzyć, jeżeli…”, niż rzucać się hurraoptymistycznie na każdą nowinkę - twierdzi Gnyp.
Miał być Mars, jest Facebook
Trzeba przyznać - współczesna popkultura pod tym względem swój cel osiągnęła. Jasne, nowe smartfony, telewizory i gadżety nadal sprzedają się świetnie, ale grono sceptyków jest ogromne. Poniekąd winę ponoszą w tym sami producenci sprzętu, którzy zalewają nas kolejnymi produktami, ale żaden z nich nie jest rewolucyjny.
- Dobrze podsumowuje to okładka pisma „MIT Technology Review” sprzed kilku lat, na której można było przeczytać, że mieliśmy latać na Marsa, a mamy darmowego Facebooka. Trudno więc ekscytować się kolejnymi drobiazgami, które sprawią, że nasz czas wolny będzie nieco bardziej urozmaicony - wielkie problemy, z którymi boryka się ludzkość, wcale nie wydają się bliższe rozwiązania. Co więcej, być może jest nawet przeciwnie - twierdzi Mirosław Filiciak.
- Potrzebujemy przełomu - dodaje Piotr Gnyp. - W ekscytowaniu się nową technologią najbardziej przeszkadza brak czynnika wow. Dostajemy wszystko coraz szybsze i coraz lepsze, ale nie ma póki co prawdziwych przełomów. Ostatnie, co pamiętam, to wirtualna rzeczywistość i możliwości, jakie dają sieci neuronowe. Wszystko inne to po prostu lekko lepsze wersje tego, co już znamy - uważa ekspert.
Zresztą wspomniana wirtualna rzeczywistość to chyba największa ofiara “zmęczenia” postępem. Po wpadkach takich jak 3D czy kontrolery ruchu Kinect i PlayStation Move, naprawdę innowacyjny gadżet, choć sprzedaje się nieźle, przez wielu uważany jest za chwilową modę. Traktowany na równi z inteligentną lodówką - jako coś, co jest niepotrzebne i za chwilę nam się znudzi.
Wszystko już było
Oczywiście nie tylko my narzekamy na przesyt treści. Ludzie zmęczeni nadmiarem byli już w... 1613 roku. Barnaby Rich pisał:
"Jedną z chorób obecnego stulecia jest nadmiar książek; świat jest nimi tak obciążony, ze nie sposób przetrawić obfitości jałowych treści, które rodzą sie co dzień (...)"
- Ale spokojnie, te przełomy przyjdą. I wtedy będziemy tęsknić do tych spokojnych i nudnych czasów, które mamy teraz - stwierdza Gnyp.
Cóż, czyli zanosi się na to, że będziemy robić to, co robimy teraz - mówić, że kiedyś było lepiej.