Żołnierze na jetpackach przyszłością armii. Ale nie piechoty, tylko specjalsów
"Iron Man" przyleciał nad Pola Elizejskie. Karabin w jego ręku miał dać do zrozumienia, że tak może wyglądać w przyszłości francuskie wojsko. Zwykła "piechota" raczej nigdy nie wsiądzie na Flyboard. Ale inaczej sprawa wygląda z siłami specjalnymi.
Flyboard to prywatny projekt francuskiego wynalazcy i sportowca Frankiego Zapaty. To napędzana silnikami odrzutowymi "deska", która pozwala rozwijać prędkość ponad 140 km/h. Jest sterowana przez samego "pasażera" za pomocą pojedynczego pilota.
Pojawienie się Zapaty na obchodach Dnia Bastylii spowodowało głównie dwie reakcje: "Super! Kiedyś wszyscy żołnierze będą tak wyglądać" i "Ciekawe, ale nie ma to zastosowania w wojsku". Prawda leży gdzieś pośrodku.
Kluczowe są pierwsze minuty
Flyboard daje jedną zasadniczą przewagę nad innymi środkami transportu. Pozwala natychmiastowo zbliżyć się do wybranego miejsca. Można to wykorzystać w wielu przypadkach – na przykład działaniach strażaków czy ratowników. W działaniach sił specjalnych element ten jest często kluczowy dla powodzenia misji.
Dlatego operatorzy spędzają miesiące, ćwicząc desant ze śmigłowców, wchodzenie do pomieszczeń z lin czy szturm ze specjalnych pojazdów z rampami. Flyboard może dać im kluczową przewagę w ciągu tych kilku newralgicznych minut - dlatego mogą być przyszłością w działaniach specjalnych.
- Na świecie od ponad 20 lat trwają pracę nad tym, aby dać specjalsom osobiste platformy latające do pokonywania krótkich dystansów i do walki z powietrza - mówi w rozmowie z WP Tech Wojciech Łuczak, wydawca magazynu "Raport" o technice wojskowej.
- Pracują nad tym także Amerykanie, a rezultaty tych prac możemy oglądać co kilka lat na kolejnych pokazach. Tym razem to Francja zdecydowała się pokazać latającego żołnierza. Miało to przede wszystkim zasygnalizować światu, że Europa także pracuje nad nowoczesnymi rozwiązaniami do zastosowań wojskowych - dodaje Łuczak.
Błyskawiczne podejście
Wystarczy spojrzeć na poniższe nagranie Biura Operacji Terrorystycznych z pokazu szturmu na budynek. Operatorzy wiszący na linach już w tym momencie są narażeni. Wystarczy, że ktoś wychyli się z okna z karabinem i zacznie do nich strzelać. Innym wrażliwym momentem jest chwila wejścia przez okno do pomieszczania. Przez te kilka sekund komandos lub antyterrorysta ma niezwykle ograniczone możliwości, Musi manewrować ciałem, aby wejść przez okno, jedną ręką kontrolować linę i zostaje mu tylko druga ręka na broń.
Korzystając z Flyboarda, grupa operatorów mogłaby w kilka sekund zbliżyć się do okien z bronią w pełnej gotowości, zlikwidować pierwsze zagrożenie i osłaniać operatorów, którzy z lin weszliby do środka. Obecna konstrukcja Flyboarda nie pozwala "wskoczyć" z niego do okna, ale i tak urządzenie byłoby przydatne.
Innym wrażliwym momentem w działaniach jednostek specjalnych jest wchodzenie z łodzi patrolowych na pokład szturmowanego statku. Takie zadania wykonywali m.in. operatorzy Grom podczas wojny w Iraku. Kontrolowali wtedy statki w Zatoce Perskiej. Moment wchodzenia po drabinie był jednym z najniebezpieczniejszych. Podobnie jak podczas zwisania na linie, żołnierze byli wtedy najbardziej wystawieni na atak i mieli najmniejsze możliwości bronienia się.
Piechocie zostają nogi
W zwykłym wojsku Flyboard będzie miał minimalne zastosowanie. Po pierwsze piechota odgrywa zdecydowanie mniejszą rolę podczas bitew niż pojazdy opancerzone, czołgi, artyleria, lotnictwo czy rozwijane przez armie systemy dronów bezzałogowych. W przyszłości to pewnie one przejmą na siebie główny ciężar walk. Piechota jest natomiast nieoceniona w utrzymywaniu zdobytych terenów i misjach stabilizacyjnych - do tego nie potrzeba "Iron Mana".
Oprócz małej przydatności w potencjalnej bitwie dochodzą problemy logistyczne. Flyboard waży 100 kg i jest dość dużych gabarytów. Noszenie lub wożenie go przez oddziały piechoty wiązało by się z dodatkowymi problemami lub rezygnacją z innego ekwipunku. Ktoś powie, że przecież żołnierze nie musieli by nosić ani wozić Flyboardów, a nimi latać. W tym momencie wynalazek Francuza pozwala na zaledwie kilka minut lotu, w przyszłości czas ma się wydłużyć do pół godziny. O długotrwałym lataniu można zapomnieć. Zwykłego "piechura" na jetpackach raczej na nim nie zobaczymy.