Zapomniany Polak, który zbudował największy most na świecie
Była wybitną aktorką i jedną z najpiękniejszych kobiet epoki. Halina Modrzejewska to nie tylko artystka, która zrobiła wielką karierę w Stanach Zjednoczonych, ale też matka Rudolfa - Polaka, który w swoich czasach zbudował największy wiszący most na świecie.
27.12.2017 | aktual.: 28.12.2017 08:52
Zapewne życie Rudolfa Modrzejewskiego potoczyłoby się inaczej, gdyby nie losy matki i jej udana kariera w Stanach Zjednoczonych. Ale nim rodzina opuściła Polskę, dzieciństwo przyszłego konstruktora nie należało do najlżejszych. Jego narodziny 27 stycznia 1861 w Bochni były efektem romansu Adolfa Gustawa Sinnmayera z Heleną Modrzejewską. Mężczyzna był jednak żonaty, więc związek nie miał racji bytu. Mimo to ojciec nie chciał zapominać o Rudolfie i gdy ten miał sześć lat, porwał go i trzymał w ukryciu. Dopiero po trzech latach rozłąki i wpłaceniu czegoś na kształt okupu Helena Modrzejewska odzyskała syna. W wieku 15 lat wyjechał wraz z matką do Stanów Zjednoczonych, gdzie polska aktorka miała zrobić zawrotną karierę. Zarobione pieniądze i zdobyte kontakty sprawiły, że Rudolf Modrzejewski mógł rozwijać swój talent i w przyszłości stać się pionierem w budownictwie mostów wiszących.
Wszystko wskazywało jednak na to, że pójdzie w ślady matki i zostanie artystą. Zapowiadał się na wybitnego fortepianistę. Zresztą talent odziedziczył po matce, która również grała na fortepianie. Choć zaczął grać w wieku dziesięciu lat, to kariera Rudolfa Modrzejewskiego skręciła w inną stronę. Maturę zdał jeszcze w Stanach Zjednoczonych, ale studia kontynuował już we Francji, na prestiżowej francuskiej uczelni École nationale des ponts et chaussées (Państwowa Szkoła Dróg i Mostów). Mimo że za pierwszym razem nie został do niej przyjęty - udało się za drugim, w 1881 r. - to skończył ją z wyróżnieniem.
To wpływy Heleny Modrzejewskiej sprawiły, że Rudolf po studiach został przyjęty do biura słynnego amerykańskiego konstruktora mostów George'a S. Morisona. Nie tylko w ten sposób matka pomogła synowi. Wspierała go też finansowo, bo w swojej pierwszej pracy Rudolf Modrzejewski - a właściwie Ralph Modjeski, bo dla ułatwienia takiego imienia i nazwiska używał w Stanach Zjednoczonych - nie zarabiał zbyt wiele.
Znane nazwisko na pewno utorowało drogę Rudolfowi, ale sam zapracował na to, by zostać w Stanach Zjednoczonych docenionym. I zarobić wielkie pieniądze. W 1893 roku otworzył swoją firmę, a pod koniec roku otrzymał korzystny kontrakt na budowę mostu na rzece Missisipi w Rock Island w stanie Illinois. W 1896 konstrukcja została skończona i było o niej i jej twórcy głośno.
“Miał on dwa poziomy, 490 metrów długości i 8 metrów szerokości. Górnym poziomem biegła linia kolejowa, a dolnym droga samochodowa. Jedno z przęseł miało konstrukcję obrotową, można było je obracać przy pomocy specjalnych mechanizmów, aby otworzyć przestrzeń dla przepływających rzeką większych statków. Nowoczesny i funkcjonalny most wzbudził podziw i uznanie sławnych inżynierów. O Modrzejewskim zaczęto pisać w gazetach i dużo mówić w kręgach technicznych. Otrzymywał intratne zamówienia i stał się zamożny” - pisał Marek Borucki w książce “Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”.
Innowacyjność Polaka polegała na wykorzystaniu nowych technologii i materiałów - zbrojonego betonu do budowy przęseł czy nowych stopów stali. Był pionierem praktycznego zastosowania w budowie mostów wiszących sprężystych stalowych pylonów, zamiast stosowanych wcześniej murowanych wież.
Był jednym z najwybitniejszych mostowców w dziejach Stanów Zjednoczonych, a więc i świata. Uchodzi za twórcę najbardziej spektakularnego mostu naszych czasów, czyli nowoczesnego mostu wiszącego – opowiadał na antenie Polskiego Radia Bolesław Orłowski, historyk techniki.
Zbudował prawie 40 mostów na największych rzekach Ameryki Północnej, a jego specjalnością były wiszące mosty kolejowe. Amerykańska prasa z zachwytem pisała o dokonaniach Polaka. W 1903 roku został inżynierem roku, a rok później w ankiecie wygrał konkurs na najwybitniejszego budowniczego mostów.
Nie były to czcze pochwały, skoro to właśnie Rudolf Modrzejewski wybudował w Filadelfii most Benjamin Franklin Bridge, dla uczczenia 150-lecia powstania Stanów Zjednoczonych. Otwarty 1 lipca 1926 roku był największym wiszącym mostem na świecie - liczył 533 m długości, a stalowe pylony nośne miały wysokość 110 m. Ponad tysiąc osób pracowało przy budowie, 15 pracowników w jej trakcie zginęło.
"Zaprojektowany i zbudowany przez Modrzejewskiego most jest osiągnięciem szczytowym zarówno pod względem rozwiązania konstrukcyjnego, jak i piękna tego niezwykłego dzieła sztuki inżynierskiej" – pisał wybitny inżynier prof. Józef Głomb.
Trzy lata później Modrzejewski pobił swój własny rekord. Był inżynierem-konsultantem przy budowie mostu w Detroit, Ambasador Bridge, liczącym wówczas 560 m.
Wśród innych głośnych projektów Polaka wymienia się głównie Harahan Bridge w Memphis, San Francisco-Oakland Bay Bridge łączący San Francisco z Oakland poprzez Zatokę San Francisco czy Blue Water Bridge, łączący amerykański Port Huron z Sarnia w Kanadzie.
Modrzejewski na swoim koncie ma też publikacje poświęcone projektowaniu mostów czy bycie ekspertem w komisjach wyjaśniających przyczyny budowlanych katastrof. To pokazuje, jak szanowanym konstruktorem był Polak.
Chwalenie się Modrzejewskim i mówienie o nim “nasz” mogłoby się wydawać przejawem polskich kompleksów i celowym szukaniem osób polskiego pochodzenia, które coś w świecie znaczyły. Teoretycznie taki zarzut byłby celny, wszak mówimy o Polaku, który w wieku 15 lat opuścił ojczyznę i największe sukcesy odnosił za oceanem. Ale Modrzejewski o Polsce nigdy nie zapomniał.
W jego domu w Chicago mówiło się wyłącznie po Polsku. Gościli w nim Polacy, w szczególności Ignacy Jan Paderewski wraz z małżonką. W listach do rodaków - podobno barwnych i pisanych poprawną polszczyzną - zawsze podpisywał się polskim imieniem i nazwiskiem, będąc Ralphem Modjeskim tylko dla Amerykanów. W swojej książce Borucki cytuje jednego z przyjaciół Heleny Modrzejewskiej, który tak pisał o Rudolfie: “Jeśli idzie o jego polskość, to był bezwzględnie Polakiem, czuł się Polakiem i o tym wiedział każdy, który się z nim towarzysko stykał”.
Zachował w swoim domu polską tradycję, m.in. sposób obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Bywał również w Polsce. Jeszcze w latach 1884-1885 przyjeżdzał do rodziny, odwiedzając krewnych w Krakowie czy Zakopanem. Wprawdzie ślub z daleką kuzynką Felicją Bendą wziął w Nowym Jorku, ale za to w polskim kościele pod wezwaniem św. Stanisława. Jego sukcesy i dokonania nie przeszły bez echa również w kraju. W 1929 roku otrzymał wielką nagrodę na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu, a rok później Politechnika Lwowska nadała mu doktorat honoris causa.
Małżeństwo z Bendą nie przetrwało - byli w separacji od 1916 roku, a w 1931 roku oficjalnie się rozwiedli. W międzyczasie kochał się w artystce Belli Silvestri, która w 1929 roku popełniła samobójstwo. Ponownie się ożenił, mając już 70 lat. Rodzina podejrzewała, że nowa wybranka Modrzejewskiego, Virginia Mary Giblyn, dużo młodsza od swojego męża, poślubiła go wyłącznie z powodu pieniędzy.
Rudolf Modrzejewski zmarł 26 czerwca 1940 Los Angeles.
W artykule wykorzystałem informacje z serwisów polskieradio.pl, rp.pl i książki “Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”.