Wybory europarlamentarne na Facebooku. 2,5 mln lajków wystawionych na działanie propagandy
Blisko 2,5 mln lajków zebrało kilkanaście popierających Platformę Obywatelską stron na Facebooku. Są tam memy, agitacja i pseudonewsy z mało wiarygodnych źródeł. PO odcina się od tych stron.
23.05.2019 | aktual.: 24.05.2019 15:43
"KŁAMAĆ! KŁAMAĆ! KŁAMAĆ! BO JAK PRZEGRAMY ZROBIĄ NAM Z DU#Y JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA" – na zdjęciu Jarosława Kaczyńskiego
"KOPCIŃSKA ŁŻE Z WAS POLACY! ŚMIEJE SIĘ WAM W TWARZ! WSTYD GŁOSOWAĆ NA NIĄ!"
"POLSKO! WSTYDEM JEST GŁOSOWAĆ NA SZYDŁO"
Tego typu treści można znaleźć na kilkunastu fanpage’ach mających dziesiątki czy nawet setki tysiące polubień. Większość publikowanych na nich postów jest identyczna lub łudząco podobna. Te fanpage'e to:
Oficjalnie nie są ze sobą powiązane i nie współpracują z partią polityczną. Wystarczy jednak porównać je ze sobą, by zobaczyć, że działają bardzo podobnie - tak jakby były wspólnie koordynowane.
Przed 3 maja wszystkie wyżej wymienione fanpage’e zgodnym chórem zapraszały na wykład Donalda Tuska. Teraz króluje na nich Andrzej Halicki - "dwójka" na warszawskiej liście do europarlamentu i bohater setek banerów porozwieszanych w każdym zakątku stolicy.
To on znajduje się w centralnej części "Zdjęć w tle" (dużych grafik, które widzimy na górze każdego fanpage'a na Facebooku) – podpisany z imienia i nazwiska, stojący obok Tuska. Włodzimierza Cimoszewicza – warszawskiej jedynki Koalicji Europejskiej – na zdjęciach brak. Niżej, pod zdjęciem w tle, strony udostępniają m.in. posty z oficjalnego fanpage'a Halickiego.
Sam poseł w rozmowie z WP Tech zaprzecza, by miał z tym coś wspólnego. Mówi, że nie kojarzy choćby takich fanpage’y. - Nic mi nie wiadomo, aby jakieś obce strony mnie promowały. Nie znam tych fanpage’y, a wszelkie moje działania w mediach społecznościowych prowadzone są oficjalnymi i legalnymi kanałami – mówi Halicki.
- Tego typu strony mają często dużo większą "siłę rażenia" niż oficjalne strony polityków. Ich posty są bardziej emocjonalne i angażujące niż te oficjalne. Użytkownicy chętniej udostępnią post z "niezależnego" fanpage'a niż z oficjalnej strony polityka, bo ten wydaje im się "reklamą" - mówi w rozmowie z WP Tech dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. komunikacji strategicznej.
Zdaniem eksperta "fanowskie strony" to niezwykle przydatne narzędzie w kampanii politycznej. Jednak udowodnienie, że ich twórcy i administratorzy są powiązani z konkretną partią polityczną, jest bardzo trudne. Na Facebooku nie ma bowiem obowiązku podawania założyciela lub właściciela fanpage’a. Osoby te same muszą zostawić jakieś ślady, by móc je zdemaskować.
"Niesłusznie traktują nas jak źródło informacji"
Udało nam się porozmawiać z twórcami fanpage'a Racjonalna Polska, który udostępnia materiały związane z Platformą Obywatelską i KWW Koalicja Europejska.
"- Nasi hejterzy zarzucają nam, że jesteśmy internetową tubą największej partii opozycyjnej - pisze w mailu administrator Racjonalnej Polski, który nie chce upubliczniać swojego nazwiska. - Niesłusznie, gdyż nie działamy w porozumieniu z żadną partią polityczną. Faktem jest jednak, że publikujemy treści tworzone także przez partie Koalicji Europejskiej, a wynika to zwyczajnie z poglądów naszych redaktorów."
Twórcy Racjonalnej Polski nie uważają, że przyczyniają się do spadku poziomu dyskusji publicznej. Administrator strony przekonuje, że nie udostępniają niesprawdzonych informacji ani fake newsów.
- Nie chcemy oszukiwać naszych fanów, ale wymagamy od nich myślenia i wyobraźni - pisze w mailu administrator strony. - Np. w przypadku przeróbki plakatu wyborczego PiS zamiast Beaty Szydło wstawiliśmy Krystynę Pawłowicz z aureolą w symbolice flagi UE. Czy taki fotomontaż można nazwać fake newsem? - zastanawia się mężczyzna.
I przyznaje, że jego strona niekoniecznie musi być wiarygodna. - Część z Internautów przestraszyła się, że w wyborach do PE startuje Pawłowicz. Ta część traktuje nas niesłusznie jako źródło informacji. Pozostali fani zrozumieli jednak żart oparty na absurdzie i oni słusznie uznają nas za serwis przede wszystkim opiniotwórczy, tworzący w znacznej mierze "lol-content" [treści humorystyczne przyp. red.] - opowiada w rozmowie z WP.
„- Kto się zajmuje u Was socialem? - Nie wiem, ale jest na urlopie”.
Prawo i Sprawiedliwość poinformowało nas, że jedynym fanpagem, jaki prowadzi, jest oficjalny profil partii, i że nie zleca prowadzenia innych stron na Facebooku firmom i osobom zewnętrznym. Nie zatrudnia też "influencerów", którzy mają sterować dyskusją na Facebooku. Nie znaleźliśmy aż tak powiązanych ze sobą fanpage'e, które promowałyby PiS. Być może nie ma takiej sytuacji, być może są one bardziej profesjonalnie zarządzane.
Platforma Obywatelska nie potrafiła nam odpowiedzieć na to samo pytanie. Nasze starania trwały ponad 2 miesiące.
19 marca w ramach dostępu do informacji publicznej zapytaliśmy o wydatki na działania w social mediach takie jak:
- założenie i prowadzenie fanpage’ów na Facebooku;
- wynajęcie influencerów;
- wynajęcie osób komentujących i udostępniających posty na Facebooku;
- lista grup i fanpage’y prowadzonych przez partię lub inne podmioty na zlecenie partii.
Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej PO ma w takim wypadku 14 dni na odpowiedź. Może przedłużyć ten okres o kolejnych 30 dni, ale musi podać powód. Platforma tego nie zrobiła, więc 18 kwietnia ponowiliśmy swój wniosek. Bez efektu.
Próbowaliśmy także telefonicznie, ale i to zwykle nic nie dawało. Gdy już ktokolwiek w centrali partii telefon odbierał, rozmowy bywały… zaskakujące.
- Czy mogę rozmawiać z osobą zajmującą się moim wnioskiem o dostęp do informacji publicznej? – zapytałem.
- Ta osoba jest na urlopie.
- A jak się nazywa?
- Nie wiem.
- To skąd pani wie, że jest na urlopie?
- Bo obecnie wszyscy z biura są na urlopie – odparła pracowniczka biura Platformy.
Partia obudziła się 8 maja i mailowo poprosiła o doprecyzowanie okresu, jaki nas interesuje. Od razu uściśliliśmy. W środę 22 maja minęły dwa tygodnie, odpowiedzi nadal nie mamy.
Platforma Obywatelska nie przyznaje się oficjalnie do współpracy ze stronami na Facebooku. Jednak na stronach pojawiają się oficjalne materiały partii i jej członków. Na wspomnianych fanpage'ach widać nie tylko zsynchronizowane akcje publikowania podobnych postów, ale też zdjęcia oznaczone jako materiał Koalicji Europejskiej.
Rezultatem tej praktyki jest jeszcze bardziej spolaryzowana debata polityczna. Natomiast użytkownicy Facebooka, którzy w dobrej wierze komentują i udostępniają tak produkowane treści, są nieświadomymi pionkami w grze politycznej.
Fanpage’e, oprócz treści, które tworzą same, udostępniają także treści z portali zewnętrznych. Czasem są to wiarygodne źródła, które opisują sytuacje mogące zaszkodzić konkretnej partii politycznej. Jednak innymi, chętnie udostępnianymi portalami są strony nazywane przez dr Trzeciaka "para-mediami". To strony, które wyglądem i treściami przypominają wiarygodne źródła informacji. Z kilkoma wyjątkami.
Po pierwsze, tworzone treści ewidentnie sprzyjają lub atakują konkretną opcję polityczną. Przykładem takiego portalu jest np. crowdmedia.pl. Po drugie, bardzo często są anonimowe, znajdują się na zagranicznych serwerach i nie można na nich znaleźć danych kontaktowych - jak np. netinfo24.pl lub polityczek.pl.
Jest i trzeci typ – serwisy produkujące memy i podchodzące do tematyki w sposób "humorystyczny". To np. memnews.pl czy wygaszamypis.pl.
„To nie polityka, to biznes”
Dotarliśmy do właściciela jednej z tych stron. Nie chciał się wypowiedzieć pod nazwiskiem, ale zdradził tajniki swojego działania. – Przez własne fanpage’e, ale i zaprzyjaźnione docieram na Facebooku do ok. 700 tys. użytkowników. To nie tak, że mam antypisowskie poglądy. Te strony to tylko i wyłącznie biznes. Zarabiam na reklamach umieszczonych na stronie – tłumaczy.
- Czy jest pan związany z jakąś partią polityczną? – pytamy.
- Nie, ja na tym po prostu zarabiam.
- Czyli dostaje pan zlecenia od PO na publikowanie materiałów wyborczych?
- Nie.
- To jak pan zarabia?
- Stworzyłem domenę, mam ich zresztą wiele i na reklamach na moich stronach internetowych.
- Skąd w takim razie grafiki chwalące PO i Koalicję Europejską?
- Wymieniamy się nimi z innymi fanpage’ami na Facebooku. Oni udostępniają moje treści, ja ich.
- A kto tworzy artykuły na pana stronę?
- Za te treści odpowiadają zatrudnieni przeze mnie redaktorzy.
Dr Sergiusz Trzeciak tłumaczy, że takich rzeczy nigdy nie robi się oficjalnie, ale w "białych rękawiczkach". - Prawdopodobnie na czas wyborów powoływany jest kilkuosobowy zespół, który tworzy i zarządza tego typu stronami. Są też firmy oferujące tego typu usługi, ale nie wyobrażam sobie, żeby któraś z partii wysłała w rynek otwarte zapytanie o taką ofertę. Nawet jeśli robi to firma, to będzie to firma np. założona przez byłego członka partii lub osobę bardzo bliską – wyjaśnia.
Koszt takiego biznesu waha się od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Wymieniony wyżej fanpage "Sok z buraka" ma ponad 700 tys. fanów i jest bardzo aktywny. - Publikują posty z częstotliwością zbliżoną do agencji informacyjnych. Są to posty, do których trzeba przygotować grafiki i treści. To wymaga minimum 2-3 osób, które obsługują taki profil na stałe. Zakładając minimalne koszty, prowadzenie takiego profilu to minimum 10-15 tysięcy złotych miesięcznie – szacuje w rozmowie z WP Tech Juliusz Kornaszewski z agencji marketingowej Mindspot.
Drugi biegun to profile o prostszym modelu działania, które głównie przekierowują do artykułów zewnętrznych i publikują 4-5 postów dziennie. - Taki fanpage można prowadzić jednoosobowo, nawet przy okazji innych obowiązków zawodowych. Należy też liczyć czas, który poświęcimy na wyszukiwanie treści, do których kierujemy, lecz dla osób na bieżąco śledzących tematykę polityczną może to być po prostu dodatkowy element do codziennego przeglądania portali prasowych – ocenia Kornaszewski.
63 dni milczenia Platformy
W ten sposób działa kilkanaście nieoficjalnych stron, które mają ok. 2,5 mln lajków. Niezależnie od tego, czy jest to świadome działanie administratorów stron i czy akcja jest zarządzana centralnie, to efekt jest taki sam: użytkownicy udostępniają niesprawdzone źródła, a dyskusja publiczna się polaryzuje.
PO nie była w stanie nam powiedzieć czy i jakie działania marketingowe prowadzi w mediach społecznościowych. Od 18 marca, przez 63 dni partia nie odpowiedziała na nasz wniosek o udzielenie informacji publicznej w tym zakresie.
Facebook walczy z wiatrakami
Facebook próbuje aktywnie walczyć z wykorzystywaniem swojej platformy do sterowania opinią publiczną. Aferą, która zapoczątkowała zmiany była ta związana z Cambridge Analytica i wyborami w Stanach Zjednoczonych. Wtedy wykorzystano mechanizm targetowania reklam. Po tym, gdy Facebook zaostrzył regulamin dotyczący reklam politycznych, na celowniku znalazły się inne mechanizmy portalu. Na początku roku Superwizjer TVN informował też o farmie trolli, która zarabiała na fake newsach wykorzystując niechęć do PO i Unii Europejskiej.
Ostatnie zmiany na Facebooku wprowadziły większą przejrzystość reklam kupowanych przez partie polityczne. Na nic się to zdaje, jeśli partie mają do dyspozycji potężne narzędzie w postaci nieoficjalnych fanpage'y, na których mogą pisać co chcą.
AKTUALIZACJA: 484 tys. zł na social media
W czwartek 23. maja dostaliśmy odpowiedź na nasz wniosek do Platformy Obywatelskiej. Niestety, dalej nie wiadomo, czy wymienione wyżej fanpage'e prowadzone są przez osoby związane w jakikolwiek sposób z PO. Oto pełna odpowiedź.
"W odpowiedzi na Pana wniosek o udzieleniu dostępu do informacji publicznej z dnia 19 marca 2019 r. uprzejmie informujemy, że wydatki poniesione na media społecznościowe w okresie od 01.05.2018 r. do 31.05.2019 roku wyniosły 484.821,61 zł. Wszystkie zawarte umowy dotyczące wyżej wymienionej kwoty mają charakter umów zawartych z osobami fizycznymi nieprowadzącym działalności gospodarczej i tym samym nie możemy ich Panu udostępnić".