Współpracownik Play obrażał zwolenników PiS‑u. "Jednak do Play się nie przeniosę"

Współpracownik Play obrażał zwolenników PiS-u. "Jednak do Play się nie przeniosę"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Play
Adam Bednarek

24.11.2017 10:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Uważaj, w internecie nie odpowiadasz za swoje czyny. O każdym występku dowie się twój przełożony, a firma, w której pracujesz, poniesie konsekwencje. Czy to wstęp do kolejnej orwellowskiej opowieści? Nie, to nasza rzeczywistość. Pokazuje to twitterowa "wymiana uprzejmości", w której udział wziął pracownik Play.

“Spi… PiSowski Trollu (...) Ssij!” - to tylko niewielki fragment politycznej dyskusji na Twitterze. Ot, kolejny zwykły dzień w mediach społecznościowych? Nie, ponieważ uczestnicy twitterowej pyskówki postanowili sprawdzić, gdzie pracuje autor obraźliwych wypowiedzi. I okazało się, że na Facebooku chwali się stanowiskiem w firmie Play: od 2010 roku jest tam “kierownikiem sieci sprzedaży biznesowej”.

Obraz
© Twitter

Od razu zebrano wypowiedzi mężczyzny i na Twitterze zawołano profil operatora Play. “Hej @Play_Polska Gratulujemy dyrektora sprzedaży” - napisano.

A w komentarzach użytkownicy deklarowali, że nie przeniosą się do Play albo że są zdziwieni, że firma toleruje takich pracowników. Padły nawet oskarżenia, że Play jest “antyrządowy”.

Logiczne - wypowiedzi szeregowego pracownika, wypisywane z prywatnego konta i zapewne po godzinach pracy, od razu należy traktować jako opinię całej gigantycznej korporacji.

Najpierw rzecznik Play, Marcin Gruszka, starał się obrócić sprawę w żart:

Ale do sytuacji na poważnie odniósł się w specjalnym videoblogu:

Gruszka przyznał, że Play nie zabrania pracownikom i współpracownikom (a tym był udzielający się na Twitterze mężczyzna) wyrażania swoich poglądów w sieci, ale biorąc udział w takich dyskusjach lepiej nie zdradzać, gdzie się pracuje. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę, jakie komentarze się pojawiły i kto za wypowiedzi oberwał rykoszetem.

W jakich czasach my żyjemy? Po to są media społecznościowe - by wyrażać własne opinie. Jeżeli się z czymś nie zgadzamy, to dyskutujemy. Jeśli nie pasuje nam ton wypowiedzi i kultura osobista przeciwnika, to po prostu kończymy rozmowę, która nie ma sensu. Na Twitterze czy Facebooku jest to proste: klika się wycisz lub zablokuj użytkownika i po zabawie. I niech się wstydzi ten co robi, nie ten co widzi.

Dzisiaj jednak szuka się haków. Sprawdza, gdzie pracuje, by zaraz donieść szefowi. Analizuje teksty i podsyła znajomym, by wiedzieli, z kim mają do czynienia.

Uważaj, koleżko, co wypisujesz, bo dowie się o tym szef. Pachnie Orwellem.

Oczywiście, że nie podoba mi się styl wypowiedzi tego pana. Ale wcale nie uważam, by za jego poglądy odpowiadała firma, która go zatrudnia. Nawet nie sądzę, by powinno ją to obchodzić. A stosowanie zbiorowej odpowiedzialności to już kompletny absurd.

Współpracownik sieci Play nie jest pierwszym tego typu przypadkiem. Nie tak dawno internet bardzo szybko namierzył sprawców zdewastowania pomnika rotmistrza Pileckiego. Sprawdzono, gdzie pracują i… karę wymierzono restauracji, w której byli zatrudnieni. Lokal zasypywano komentarzami “patrzcie, kogo zatrudniacie” i wręcz obwiniano właścicieli, że nie pilnują swoich pracowników 24 godziny na dobę.

To skrajne przypadki. Godne krytyki i potępienia. Ale dlaczego ma odpowiadać za nie firma i mieć w internecie złą opinię? Być może pani, u której kupujecie bułki, ma w swoim bloku opinię wścibskiej i niekulturalnej. Miły hydraulik nie zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych i celowo wjeżdża w kałuże z dużą prędkością, by ochlapać przechodniów. Nie przeszkadza im to jednak dobrze wykonywać swoje pracownicze obowiązki. Ludzie są jacy są, ale to nie firma za to odpowiada. I nie firma powinna ponosić konsekwencje. Jeżeli ktoś poczuł się urażony i domaga się przeprosin, niech wejdzie na drogę sądową. Ale atakowanie czy wręcz szantażowanie osób, które zatrudniają "złych" komentatorów, to gruba przesada.

Taka reakcja internetu na obraźliwe wpisy może mieć poważniejsze konsekwencje niż nam się wydaje. To znak, że mniejszość ma siedzieć cicho. Oczywiście dzisiaj “donosy” są na najbardziej wulgarnych pracowników. Ale co będzie dalej? Mogę sobie wyobrazić, że ktoś napisze ostrzejszy, acz merytoryczny i nieobraźliwy wpis, który będzie odebrany jako atak na rządzących, opozycję lub na osoby bez własnego zdania. Te poczują się urażone i polecą naskarżyć.

Ile osób zastanowi się przed wciśnięciem “wyślij”? Jak widać, w dobie internetu i jakiegoś dziwnego myślenia o świecie - jesteś pracownikiem nawet w czasie wolnym - musisz uważać, co mówisz. Bo to może się skończyć źle i twojej firmie oberwie się za to, że nie lubisz premiera albo lidera opozycji. Idea mediów społecznościowych staje się wypaczona. Nie masz swojego zdania, nie jesteś jednostką odpowiedzialną za swoje czyny.

Żyjemy w czasach, w których wiemy, jakie firma ma według opinii publicznej poglądy polityczne, ale nie wiemy, czy dobrze wykonuje swoją pracę. Bo rubryka “oceny” zasypywana jest przez ludzi, którzy prywatne opinie właściciela lub pracowników przypisują całej marce i na tej podstawie ją oceniają.