Test Mastersound Compact 300B - wzmacniacz zintegrowany

Test Mastersound Compact 300B - wzmacniacz zintegrowany

Test Mastersound Compact 300B - wzmacniacz zintegrowany
Źródło zdjęć: © Hi-Fi Choice Home&Cinema
31.07.2012 16:08, aktualizacja: 01.08.2012 09:34

Wzmacniacz Mastersound Compact 300B oferuje niebanalne wzornictwo, moc 2 x 15W w klasie A i lampy 300B na pokładzie. A jak gra?

Jeden ze znanych wśród audiofilów podziałów mówi o fanach lampy 300. i całej reszcie. Co bardziej zatwardziali „lampiarze” idą jeszcze dalej, twierdząc, że wśród miłośników dobrego brzmienia są tacy, którzy kochają 300B i ci, którzy mają to dopiero przed sobą. Oczywiście z takimi stwierdzeniami możemy się zgadzać bądź nie, ale z całą pewnością nie da się odebrać lampie 300B jej bardzo szczególnego miejsca w audiofilskim światku. Ja sam nie ukrywam swojej słabości do tych poczciwych baniek i wielokrotnie już recenzowałem zaopatrzone w nie urządzenia. Tym razem w moje ręce trafił wzmacniacz w układzie SET oparty właśnie na legendarnych 300B – dzieło włoskiej firmy Mastersound. A ponieważ to bardzo ciekawe urządzenie, z przyjemnością je przedstawię.

Fenomen 300B
Na świecie ciągle istnieje całkiem spore grono fanów i tej lampy, i wzmacniaczy lampowych w ogóle, do których, jak wspomniałem, sam się również zaliczam. Takie firmy, jak Kondo, AirTight, ArtAudio, Wavelenght i wiele innych od lat produkują znakomite wzmacniacze oparte na tych legendarnych triodach, a rozpiętość ich cen jest ogromna –. od kilku do kilkudziesięciu tysięcy USD. Wszystko zaczęło się co prawda od lamp Western Electric, ale współcześnie producentów samych baniek próżniowych jest całkiem sporo i tu również można za parę zapłacić 1.000zł, ale równie dobrze 2.000 euro (a mówię wyłącznie o współczesnej produkcji, a nie o NOS-ach ze złotej ery lamp, których ceny na aukcjach sięgają nawet 10 tys. USD). Najwięcej lamp pochodzi obecnie z Europy (Rosji, Czech i Słowacji) oraz z Chin, ale w ostatnich latach nawet Japończycy zaczęli swoją produkcję, choć to akurat wynika głównie z faktu, iż najwyżej przez nich cenione lampy Western Electric nie są już od kilku lat wytwarzane.

O ile po najlepsze wzmacniacze tego typu sięgnąć mogą jedynie osoby o zasobnych portfelach, o tyle wejście w świat magii 300. wcale nie musi być aż tak kosztowne. W Polsce można kupić różne wzmacniacze z Ukrainy czy z Chin, które oferują całkiem niezłą jakość brzmienia i kosztują niewiele – to jakiś start, choć mało perspektywiczny. Można sięgnąć po produkt polski – choćby po bardzo udany wzmacniacz łódzkiego JAG-a. Albo rozejrzeć się wśród produktów uznanych na świecie firm, jak choćby ArtAudio, Wavac albo… mało jeszcze znanego w Polsce Mastersounda. Każda z tych marek (plus oczywiście inne, których nie wymieniłem) jest już na rynku od lat, oferuje wysoką jakość produktów w rozsądnych cenach (to oczywiście rzecz względna, ale ich ceny nie zbliżają się nawet do najwyżej wycenionych konkurentów, choć są wyższe od cen urządzeń wspomnianych wcześniej) i gwarantuje serwis swoich urządzeń.

Rodzinny interes
Jako zdeklarowany „lampiarz”, na dodatek wielbiciel SET-ów na 300B, nie przepuszczam żadnej okazji do posłuchania kolejnych produktów tego typu, bo każde spotkanie z dobrze wykonanym wzmacniaczem opartym na tych lampach jest po prostu wspaniałym przeżyciem. Nie przyszło mi więc nawet do głowy odmawiać, gdy polski dystrybutor zwrócił się do redakcji z propozycją przetestowania urządzenia o nazwie Compact 300. firmy Mastersound oraz potwierdził, że 300B w nazwie to nie przypadek. Mówiąc zupełnie szczerze, ten włoski producent nie był mi do tej pory bliżej znany – nie mogę w końcu (niestety!) znać wszystkich marek nawet moich ulubionych SET-ów 300B. Zwłaszcza że w tym wypadku mówimy o niewielkiej rodzinnej firmie z włoskiej Vicenzy, która siłą rzeczy nie wydaje majątku na reklamę i marketing, a co za tym idzie nie jest aż tak znana, jak wielu spośród jej konkurentów. Ojciec rodziny – Sanavio Cesare – przez wiele lat zajmował się nawijaniem wysokiej klasy traf do zastosowań audio, a także, wyłącznie
hobbystycznie, konstruowaniem wzmacniaczy lampowych na własny użytek. Jego dwaj synowie – Lorenzo i Luciano – byli w zasadzie skazani na „złapanie bakcyla”, a widząc SET-owy bum na rynku w latach 90. XX w., namówili seniora rodu na zajęcie się produkcją już nie tylko samych transformatorów, ale i gotowych wzmacniaczy lampowych. Tak w 1993 r. zaczęła się historia firmy Mastersound. Choć minęło już kilkanaście lat, to kilka rzeczy się nie zmieniło – transformatory Mastersound dalej produkuje sam i nadal jest to firma rodzinna, choć obecnie jej stery przejęli już synowie.

Obraz
© (fot. Hi-Fi Choice Home&Cinema)

Może i kompakt...
ale raczej z nazwy, bo prezentuje się całkiem okazale. Można zaryzykować stwierdzenie, że widać, iż Compact 300. pochodzi z Włoch, bo jest po prostu ładny, wręcz elegancki. Drewniane, wyoblone boczki są taką „włoską sygnaturką”, bo jak łatwo zauważyć, Włosi mają bzika na punkcie drewna, choć oczywiście nie można im odmówić ogromnych tradycji w obróbce tegoż (że wspomnę tylko najsłynniejszych lutników, jak choćby Amati, Guarnieri czy Stradivari). Na froncie znajdują się dwa spore pokrętła – jedno obsługuje kontrolę głośności, a drugie to selektor wejść. Zgodnie z wymogami europejskiego prawa lampy znajdują się w swego rodzaju klatce. Nie jest to jednak klasyczna, nakładana od góry klatka, ale dość oryginalna konstrukcja składająca się z kawałków blachy z wyciętymi otworami na lampy, zamontowanych w poziomie jeden nad drugim na pionowych wspornikach. Jest to zabezpieczenie w zupełności wystarczające przed przypadkowym dotknięciem rozgrzanych lamp, a z drugiej strony nie najwygodniejsze, gdy lampy trzeba
za-/zdemontować.

Stalowa obudowa ma kolor czarny, podobnie jak puszki transformatorów. Na górnej powierzchni zamontowano płytę z polerowanego aluminium, a między lampami i transformatorami dodatkowe pionowe blachy, mające zapewne stanowić rodzaj izolacji termicznej między mocno nagrzewającymi się elementami. Zestaw lamp to para 300. (w standardzie od Electro-Harmonixa), para 6SN7 oraz para ECC802. Z tyłu znajdziemy cztery pary gniazd RCA – trzy z nich to „normalne” wejścia analogowe, a czwarte opisano jako „direct”, czyli bezpośrednie wejście na końcówkę mocy, które umożliwia wykorzystanie zewnętrznego przedwzmacniacza lub użycie Compacta do napędzenia frontów w wielokanałowym systemie kina domowego. Zestaw złączy uzupełniają bardzo solidne gniazda głośnikowe (nie aż tak imponujące, jak te stosowane we wzmacniaczach Vitus Audio, ale i tak jedne z lepszych, z jakimi się spotkałem) dla 4 i 8Ω oraz gniazdo sieciowe. Wzmacniacz wyposażono w pilot zdalnego sterowania – oczywiście drewniany i bardzo minimalistyczny – znajdziemy
tam ledwie dwa przyciski do zwiększania i zmniejszania głośności – przydałby się jeszcze przełącznik źródeł dla pełnej wygody. No i jest to pilot radiowy, więc nie trzeba się martwić o jego zasięg ani o kwestię kierowania go w stronę wzmacniacza, by w ogóle działał.

300B z „powerem”

Elegancki wygląd, fajny pilot, a nawet własne trafa, które tak naprawdę w dużej mierze decydują o brzmieniu tego typu wzmacniacza, ciągle jeszcze nie stanowią gwarancji dobrego dźwięku. Ten ostatni można zweryfikować wyłącznie empirycznie, przeprowadzając po prostu odsłuch. Compacta 300. słuchałem głównie, acz nie tylko (o czym nieco później) ze swoimi tubami, w których pracują głośniki szerokopasmowe firmy Voxativ wspierane tweeterami tubowymi Fostexa. Na nich, napędzanych wzmacniaczem ArtAudio Symphony II, słucham muzyki od kilku lat z niesłabnącą przyjemnością. Teraz miejsce Symfonii zajął włoski Kompakt. Zanim o wrażeniach odsłuchowych, zaznaczę jeszcze jedną rzecz – otóż moje tuby mają skuteczność ok. 100dB, innymi słowy wysoką. Podłączenie do nich włoskiego wzmacniacza pokazało od razu jedną jego cechę –duże wzmocnienie uzyskuje się już na początku skali potencjometru. Zabieg zapewne jest celowy, a pytanie brzmi: jaki cel przyświecał konstruktorowi? Bo opcje są dwie. Po pierwsze pozwala to podłączyć
nieco trudniejsze do napędzenia kolumny.

Po drugie głośniejsze granie nieco oszukuje ucho –. coś, co gra głośniej (w rozsądnych granicach oczywiście), odbieramy jako grające lepiej. Gdy już posłuchałem trochę Mastersounda, przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości – jeśli zabieg był faktycznie celowy, to miał zapewne pomóc w napędzeniu trudniejszych kolumn. Skąd ten wniosek? Otóż z klasy brzmienia Compacta – gdyby konstruktor faktycznie chciał trochę „zbajerować” potencjalnego klienta, to zastosowałby jeszcze kilka sztuczek, które też potrafią oszukać uszy. A tymczasem dostajemy tu bardzo solidne, uczciwe granie, na dodatek zaprzeczające stereotypowi słabowitej lampy. Wspomniany stereotyp mówi o cudownej, magicznej, kolorowej średnicy i nieco odstających klasą skrajach pasma. O ile góra pasma to raczej kwestia gustu, bo 300B pokazuje ją w raczej miękki, ciut zaokrąglony sposób, co zdecydowanie może się podobać, o tyle ci, którzy brzmienia tej lampy nie lubią, zarzucają jej przede wszystkim mocno zaokrąglony, powolny bas, któremu brakuje konturu.
Oczywiście wszystko jest kwestią względną, bo większość SET-ów na 300B pokaże znacznie więcej, niż się ich oponenci spodziewają, jeśli tylko stworzy im się po temu odpowiednie warunki – czytaj: połączy z odpowiednio łatwymi do napędzenia kolumnami (rzecz nie tylko w samej skuteczności, ale i przebiegu impedancji oraz „prądożerności” przetworników).

Obraz
© (fot. Hi-Fi Choice Home&Cinema)

Compact 300. przypominał mi nieco charakterem najlepszy SET 300B, jakiego miałem do tej pory okazję słuchać, czyli ATM-300 firmy AirTight. Ten japoński wzmacniacz (podkreślę, że znacznie droższy od Mastersounda) oferował bowiem magiczną średnicę, ale popartą twardym, rytmicznym, dobrze dociążonym basem oraz zadziorną, dźwięczną górą. Co ciekawe, wzmacniacz ten wcale nie należy do największych/najcięższych, jakie znam, a za dźwięk w dużej mierze odpowiadają zapewne znakomite, ale wcale nie aż tak wielkie/ciężkie trafa Tamury. Mastersound też nie należy do gigantów, choć masą chyba przebija AirTighta, a jego siłą również są trafa – może nie od japońskiej legendy, ale własne, poparte kilkudziesięcioma latami doświadczenia w budowaniu takowych, oraz najwyższą i w pełni kontrolowaną jakością wykonania. Dzięki temu od pierwszych chwil zaskakuje bas – co prawda w przypadku moich
tub nie można mówić o bardzo niskim zejściu, ale na pewno do samego (pokazywanego) dołu dźwięk był odpowiednio dociążony, szybki, z bardzo dobrym timingiem, a co za tym idzie – rytmem. Na przykładzie kontrabasu Raya Browna słychać było od razu, jak dobrze ten zakres jest różnicowany, jak fajnie oddawane jest ogromne bogactwo dźwięków, odcieni, niuansów, pracy strun i palców, ale także bardzo wyraźnie zaznaczone „drewno”. W bardzo szybki, dynamiczny sposób Compact pokazywał fazę ataku, a potem, jak przystało na dobrego SET-a, odpowiednio długo wygaszał dźwięk. Także utwory fortepianowe wypadały bardzo dobrze: począwszy od bardzo udanego – pełnego, dociążonego – oddania niemal (ograniczeniem były kolumny, a nie wzmacniacz) całej skali dźwięku, po piękne wybrzmienia, tak ważne choćby w kolońskim koncercie Keitha Jarreta.

Pole do popisu
Wzmacniacz na lampie 300. to także, a może przede wszystkim, znakomita, kolorowa, gęsta średnica i niezwykle udana iluzja ogromnej przestrzeni rysowanej nie tylko między kolumnami, ale wychodząca poza nie i sięgająca daleko w głąb. Mastersound bardzo dobrze potrafił pokazać taką właśnie ogromną, pełną powietrza, dobrze uporządkowaną scenę, z dobrą lokalizacją źródeł pozornych. Każde z tych źródeł nie tylko było prawidłowo ulokowane w konkretnym miejscu na scenie, ale także miało realistyczną wielkość i było pokazane jako trójwymiarowa bryła w przestrzeni. Te wszystkie elementy to wielka zaleta tego typu wzmacniaczy – w ten właśnie sposób powstaje jedna z najlepszych iluzji uczestnictwa w muzycznym spektaklu.

Brzmieniowo Mastersound wypadł znakomicie, aczkolwiek nie zdetronizował mojego dotychczasowego faworyta, a więc wspomnianego wcześniej AirTighta, który według mnie nieco lepiej pokazywał wydarzenia na scenie –. trochę precyzyjniej i dokładniej definiując trójwymiarowość każdego źródła dźwięku – a i bogactwo harmoniczne jego dźwięku było ciut większe. Ale trzeba wziąć pod uwagę również i to, że Compact 300B jest wyposażony seryjnie w średniej klasy lampy z bieżącej produkcji – Electro-Harmonixy 300B to całkiem niezłe lampy, ale na rynku są lepsze. Podobnie z 6SN7, których wybór jest nawet jeszcze większy i to nie tylko z bieżącej produkcji różnych manufaktur, ale także NOS-ów (New Old Stock – nieużywane lampy z dawnej produkcji). To zresztą jest, dla miłośników urządzeń lampowych, jedna z ich podstawowych zalet, pole do popisu – stosując różne lampy, można w pewnym zakresie kształtować brzmienie posiadanych urządzeń.

Rzecz oczywiście nie w tym, że po wymianie lamp otrzymamy inaczej brzmiące urządzenie, ale zmiany mogą być wyraźne i zmierzać w pożądanym (lub nie) kierunku. Uważam, że Mastersoundowi brakuje nieco wyrafinowania, umiejętności pokazania części niuansów, małych szczególików, które to cechy sprawiają, że AirTight jest dla mnie ciągle najlepszym SET-em na 300B. Podobnie jest z nasyceniem, bogactwem dźwięku. Ale nic straconego, gdyż na pewno da się nad tym popracować, wymieniając Electro-Harmonixy na lepsze lampy –. Western Electric, Takatsuki, może EML-e czy Sophie. No i jest ogromne pole do popisu jeśli chodzi o 6SN7 – na rynku można znaleźć całe mnóstwo NOS-ów do wyboru, czy np. współcześnie produkowane CV181z z czarnej serii Shuguanga (pomimo innej nazwy jest to dokładny odpowiednik 6SN7). To oczywiście „ciężka praca” na zasadzie prób i błędów, ale dająca mnóstwo radości i satysfakcji, zwłaszcza gdy znajdzie się w końcu TEN dźwięk. I proszę się nie przejmować tym, że napisałem, iż Mastersound nie jest „aż tak
dobry”, jak AirTight. Jest to bowiem moja subiektywna opinia, z którą można się zgadzać lub nie. Ponadto AirTight jest niemal o połowę droższy od Mastersounda, co przecież nie jest bez znaczenia.

Mastersound 300. to niewątpliwie udany przedstawiciel SET-ów na 300B, który zaprzecza stereotypom, zaskakując mocnym, zwarty basem, dużą dynamiką czy otwartą i dźwięczną górą pasma. Do tego dochodzi owa niepowtarzalna, magiczna, nasycona, gęsta, bardzo gładka średnica, z którą (moim zdaniem oczywiście) nie może się równać nie tylko żaden tranzystor, ale nawet niemal żadna inna bańka próżniowa (niemal, bo po pierwsze nie znam wszystkich, a po drugie pośród tych, których słuchałem, lampa 45 co najmniej dorównuje 300B w tym aspekcie).

Jeszcze na moment wrócę do kwestii, o której wspomniałem na początku. Otóż takie ustawienie Mastersounda, z dużym wzmocnieniem na początku skali, może nieco utrudnić życie osobom, które mają tak skuteczne kolumny, jak ja (ok. 100dB), bo po prostu nie da się słuchać całkiem cicho. A to przecież także jedna z zalet SET-ów –. przy bardzo cichym graniu nie traci się niczego, nawet najmniejszych detali, niuansów, które przy innych konstrukcjach często można usłyszeć dopiero na wyższych poziomach głośności. Zdarza mi się słuchać muzyki w nocy, kiedy siłą rzeczy muszę to robić na bardzo niskich poziomach głośności, a w tym wypadku nie bardzo było to możliwe, tzn. „cicho” w wykonaniu Compacta było znacząco głośniejsze niż zwykle. Z drugiej strony zapewne niewiele osób dysponuje kolumnami o tak wysokiej skuteczności, więc w większości wypadków nie powinno to stanowić problemu.

Jest jednakże druga strona tego medalu. Otóż dzięki takiemu rozwiązaniu bardzo się zdziwiłem po podpięciu do Compacta kolumn Genesis 7.1f, które co prawda mają aktywny moduł basowy, ale i tak wymagają (wg producenta) wzmacniacza o mocy minimum 25W. Tu do dyspozycji jest tylko 8. (być może zauważyliście Państwo w parametrach podawanych przez Mastersounda 15W, ale niewątpliwie nie dotyczy to obciążenia 8-omowego – jest to zapewne wartość dla kolumn 4-omowych), więc podpiąłem ten wzmacniacz tylko z powodu chwilowej niechęci do przestawiania ciężkiego sprzętu (kolumny miałem testować po tym wzmacniaczu). I w ten sposób znalazłem niezwykle udane połączenie. Genesisy to kolumny grające (dzięki aktywnemu modułowi) świetnie kontrolowanym, niskim, zwartym, mocno dociążonym basem (dzięki dwóm tweeterom w układzie dipolowym), oferujące znakomitą, szczegółową górę pasma, a do tego dochodzi równie precyzyjna, acz dość chłodno podana średnica. Połączenie tych cech z zaletami 300B Mastersounda dało wyborny efekt –
pełnopasmowy, duży, szczegółowy, nasycony dźwięk, pokazany na obszernej, bardzo precyzyjnej scenie, który nie był już tak chłodny/neutralny, ale dzięki minimalnemu ociepleniu stał się bardziej naturalny, organiczny nawet. Średnica tylko w niewielkim stopniu ustępowała temu, co znam ze swoich znakomitych szerokopasmowców Voxativ, ale za to skraje pasma były równie dobre, dzięki czemu dźwięk był po prostu kompletny, równy – taki, który mógłby zadowolić i fanów lamp/szerokopasmowców i tych, którzy wolą duże, pełnopasmowe kolumny napędzane potężnym tranzystorem. A wszystko to dzięki kompaktowemu Mastersoundowi na magicznej lampie 300B i dzięki takiemu a nie innemu ustawieniu wzmocnienia, jakie on daje.

Obraz
© (fot. Hi-Fi Choice Home&Cinema)

Dodam jeszcze, że przy skali głośności zaczynającej się na godzinie szóstej po podłączeniu Genesisów nie zdarzyło mi się wyjść poza godzinę dziesiątą, a i to było możliwe tylko na krótki czas, bo po prostu było już naprawdę głośno. Nawet wtedy w dźwięku nie pojawiały się żadne ślady kompresji czy zniekształceń, co świadczy o tym, iż wzmacniacz nadal wybornie dawał sobie radę z teoretycznie (zdaniem producenta) zbyt trudnymi kolumnami. Akurat nie miałem pod ręką innych kolumn, by je podłączyć, ale wydaje mi się, że również w innych wypadkach Mastersound mógłby zaskoczyć, radząc sobie z kolumnami w teorii zbyt dla niego trudnymi (oczywiście bez przesady).

Warto wiedzieć
Na czym polega fenomen triody 300B? Lampa ta powstała w ubiegłym stuleciu (w 193. r.), a jej pierwotnym przeznaczeniem było... wzmacnianie sygnału telefonicznego. Później była używana m.in. we wzmacniaczach nagłaśniających sale kinowe. Tak, tak, to nie pomyłka. Współcześnie 8W mocy (dla 8Ω), które zazwyczaj oferują wzmacniacze oparte na tych lampach, wydaje się być bardzo małą wartością, zwłaszcza w porównaniu z oferującymi setki, a nawet tysiące watów wzmacniaczami tranzystorowymi. A jednak kilkadziesiąt lat temu 8W zestawione z wysokoskutecznymi kolumnami wystarczało do nagłośnienia sali kinowej (oczywiście nie był to współczesny, wyposażony w kilka czy kilkanaście subwooferów multiplex, który stawia sobie za cel ogłuszenie widzów realistycznie przedstawionymi wybuchami). Stamtąd już tylko krok dzielił tę lampę od wzmacniaczy audio do zastosowań domowych – wkrótce stała się ich częścią i jest nią w dalszym ciągu. W pewnym sensie historia lamp przypomina historię gramofonów. Podbiły rynek wiele lat temu,
później pojawiły się technologie (odpowiednio tranzystory i odtwarzacze CD), które miały wysłać je w niebyt historii, a w końcu i jedne, i drugie zanotowały wielki come back i znowu nie tylko mają spore rzesze swoich zwolenników, ale wręcz ich ilość stale wzrasta.

WERDYKT

OCENA OGÓLNA HI-FI CHOICE
5 (w skali od 1 do 5)

PLUSY: Magiczna średnica poparta dynamicznym, zwartym basem i dźwięczną, otwartą góra pasma zaprzecza „misiowatemu”. stereotypowi SET-a na 300B

MINUSY: Do najlepszych brakuje mu odrobiny wyrafinowania, więcej niż trzy wejścia byłyby mile widziane, podobnie jak oferujący więcej funkcji pilot

*OGÓŁEM: *Ładny, bardzo dobrze brzmiący; potrafi napędzić trudniejsze kolumny, niż to wynika ze specyfikacji technicznej

WYMIARY
45x43x27cm

NAJWAŻNIEJSZE CECHY
• Moc wyjściowa: 2x15W klasa A, single ended
• Wejścia liniowe: 3szt.
• Wejścia direct: 1szt.
• Sprzężenie: 0dB
•. Lampy: 2x300B/2x6SN7GT/2xECC802

CENA 21.600 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)