Szczepionka, która nie działa. Mogła trafić do tysięcy pacjentów

Afery z niedziałającymi preparatami, unikanie szczepień i bakterie odporne na antybiotyki to zabójczy miks. W przyszłości zmutowane drobnoustroje będą zbierać większe żniwo niż rak.

Szczepionka, która nie działa. Mogła trafić do tysięcy pacjentów
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Adam Bednarek

05.02.2018 | aktual.: 05.02.2018 15:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Preparaty przeznaczone do utylizacji były podawane nawet noworodkom. Lekarze wiedzieli, że wstrzykują niepełnowartościowy produkt - pisze o sprawie dziennik.pl.

Nie wiadomo dokładnie, ile osób zostało zaszczepionych szczepionką, która nadawała się wyłącznie do utylizacji. Pozytywny scenariusz zakłada, że około 300, najgorszy - że nawet kilka tysięcy pacjentów.

Dlaczego podawane są szczepionki, które powinny zostać zniszczone? W tym przypadku chodzi głównie o preparaty, które przechowywane były w lodówce. Wystarczyło jednak, że zabrakło prądu, a lekarze nie zdążyli w odpowiednim czasie przenieść ich np. do pobliskiego szpitala. Szczepionki przechowywane w niewłaściwych warunkach należy więc zutylizować, ale niektórzy lekarze dalej szczepili nimi pacjentów.

Zobacz wideo: Grypa zbiera śmiertelne żniwo.

Tłumaczą, że nie chcą dawać antyszczepionkowcom argumentu do rąk, mówiąc o nieskutecznych szczepionkach. Albo że obawiają się związanych ze zniszczeniem kosztów. Inni lekarze po prostu “wiedzą lepiej” i twierdzą, że zalecenia producentów są zbyt rygorystyczne i można na nie przymknąć oko.

Czasami jednak ktoś chce po prostu zarobić na szczepionkach, które już nie działają - dotyczy to np. szczepionek, które należy wykorzystać w danym sezonie - i sprzedaje je placówkom. Głównie przyczyną jest jednak źle rozumiana oszczędność. Problem wcale nie jest nowy - już w 2008 roku media informowały o przeterminowanych szczepionkach lub źle przechowywanych. Niestety, zdarza się, że firma chcąc zaoszczędzić zwraca się do znajomego lekarza, który przywozi szczepionki w walizce - przyznawała wówczas śląski wojewódzki inspektor sanitarny Anna Szczerba-Sachs.

Zwykle jednak lekarze bali się nagłaśniać problem, żeby nie zniechęcać przed szczepieniami. Tym bardziej że problem jest marginalny.

- Nie traćmy z pola widzenia faktu, że w większości przychodni szczepionki są właściwie przechowywane – zapewnia w rozmowie z “Dziennikiem” dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.

Szczepionka, która nie działa

Jak działa szczepionka przeterminowana lub taka, która była niewłaściwie przechowywana? Problem właśnie w tym, że nie działa. Może zdarzyć się tak, że spełni swoją rolę, ale najgorszy, a zarazem prawdopodobny scenariusz zakłada, że tak się jednak nie stanie. A pacjent będzie pewny, że został zaszczepiony. I dlatego to niebezpieczne, bo może poważnie zachorować.

Najważniejszym składnikiem każdej szczepionki są antygeny (określane również substancją czynną), które pobudzają układ odpornościowy do wytwarzania przeciwciał oraz innych jego elementów, które uczestniczą w zwalczaniu choroby - czytamy na portalu szczepienia.pzh.gov.pl.

To właśnie dlatego potrzebujemy szczepionek: żeby w kontrolowany i bezpieczny sposób przygotować się na obronę przed daną chorobą.

Antygeny są najważniejszym składnikiem szczepionki, ale niejedynym. W jej skład wchodzą też substancje pomocnicze, które zwykle występują powszechnie w środowisku, pożywieniu, wodzie czy wyrobach codziennego użytku. Czy są bezpieczne? Tak. Wszystkie najpierw zostają dokładnie zbadane, a w badaniach określono najmniejszą i największą dopuszczalną zawartość substancji, która może znaleźć się w szczepionce. Ilość tych substancji podlega ścisłej kontroli narzuconej przez instytucje zajmujące się rejestracją szczepionek. Zwykle występują w niewielkich ilościach, a więc w bezpiecznych dla zdrowia organizmu.

Po podaniu szczepionki zadziałają takie same naturalne mechanizmy obronne, jak w przypadku kontaktu z patogenem. Ale gdy już naprawdę organizm zetknie się z patogenem, będzie przygotowany, by szybciej i lepiej się przed nim chronić. Oczywiście moglibyśmy sprawić, by organizm uczył się odporności, gdy już zachoruje, ale to bardzo niebezpieczne. W przypadku szczepień kontrolujemy sposób kontaktu z zabitym lub osłabionym drobnoustrojem. Prawdziwa choroba może doprowadzić do ciężkiego przebiegu zakażenia i rozwoju jej powikłań.

Właśnie dlatego nieszczepienie dzieci i pojawienie się na rynku nieskutecznych, bo przeterminowanych preparatów, powoduje, że może wzrosnąć ryzyko pojawienia się groźnych epidemii. Chorób, które w Polsce dawno zostały zwalczone. Fakt, że jakąś chorobę zakaźną udało się pokonać, nie oznacza, że już jesteśmy bezpieczni.

Dlaczego musimy się szczepić?

Chorobę, której w Polsce już nie ma, przywiezie ktoś z zagranicy. W ten sposób niezaszczepieni będą podatni na zachorowanie. Trzeba też pamiętać, że w społeczeństwie zawsze są osoby, których nie da się zaszczepić - ze względu na ich stan zdrowia albo wiek. Mechanizm odporności zbiorowiskowej powoduje, że niezaszczepieni są bezpieczni dzięki ochronie pośredniej, wynikającej właśnie z odporności zbiorowiskowej. Ponad 90 proc. osób musi być uodporniona, by ten mechanizm występował. Im mniej osób będzie szczepionych, tym nasza “narodowa” ochrona słabnie.

Konsekwencje już odczuwamy. Choć szczepienie przeciwko odrze jest obowiązkowe, to coraz częściej rodzice odmawiają podania preparatu. Efekt? W województwie pomorskim w 2016 roku nie zgłoszono zachorowania na odrę. Do 15 października 2017 zanotowano dwa przypadki. Teoretycznie to niewiele, ale mówimy o chorobie, której do 2020 r. zachorowania miały być całkowicie wykluczone. Tymczasem ich liczba rośnie w całej Polsce.

W parze z tym idzie liczba rodziców, którzy nie chcą, by ich dzieci były szczepione. Tylko na samym Pomorzu w 2017 roku było 306 przypadków, podczas gdy w 2016 - 245. A w 2015 zaledwie 176.

Oczywiście zaszczepienie się nie oznacza, że nie zachorujemy. - Mało które szczepienie jest w 100 proc. skuteczne - przyznaje otwarcie dr Ernest Kuchar.

Skuteczność szczepień przeciwko grypie wynosi około 70 proc. Czy to oznacza, że nie warto się szczepić? Wręcz przeciwnie. Nawet jeżeli zachorujemy na grypę, to dzięki szczepieniom poleżymy kilka dni w łóżku z gorączką. I nic więcej. Nieszczepienie może doprowadzić, że przez grypę trafi się do szpitala. Mówiąc wprost, szczepionki powodują, że przebieg choroby będzie łagodniejszy i niegroźny dla życia pacjenta.

Obraz
© Materiały prasowe | PZH

Wykres: Zachorowania na grypę i ofiary śmiertelene.

A ewentualne powikłania? Są, ale efekty uboczne szczepień występują rzadko i przede wszystkim są znacznie mniej groźne niż choroba. W Polsce jeden NOP (niepożądany odczyn poszczepienny) występuje z częstością średnio raz na 10 000 podanych dawek szczepionki.

Właśnie dlatego pojawienie się szczepionek, które nie działają - bo są przeterminowane - to woda na młyn dla antyszczepionkowców. Osoba, której poda się nieskuteczny preparat i przez to zachoruje, może być dowodem na to, że szczepionki nie tylko nie chronią, ale i szkodzą.

Trzeba też pamiętać, że czasami organizm musi zareagować na szczepionkę np. osłabieniem.

“Organizm ma prawo odchorować spotkanie z osłabionym zarazkiem – analogicznie skutkiem intensywnego treningu jest powstanie zakwasów” - tłumaczyła na łamach portalu Crazy Nauka Izabela Filc-Redlińska, autorka książki "Szczepionki. Nie daj się zwariować".

Taką reakcją jest np. wysoka temperatura czy bóle mięśni. Nie każdy taki objaw to jednak przypadek NOP. O czym zresztą świadczą statystyki. W Polsce rośnie liczba zgłoszeń o niepokojących objawach występujących po szczepieniu. Rośnie jednak też liczba liczba zgłoszeń, które nie kwalifikują się do uznania ich za NOP. Rodzice są świadomi zagrożenia, więc udają się do lekarza, który wyjaśnia, że to nie konsekwencja szczepionki.

Superbakterie będą zabijać

Unikanie szczepień może doprowadzić do tego, że groźne choroby zakaźne znowu staną się groźne i będą zabijać. Na tym nie koniec. Do powstawania superbakterii - a więc bakterii opornych na działanie antybiotyków - przyczynia się nadużycie antybiotyków.

Bakterie stają się odporne na antybiotyki, bo bardzo często sięgamy po nie przy mniej poważnych chorobach. Na dodatek leczymy się sami, biorąc stary antybiotyk z szuflady albo od znajomych. Często winę ponoszą też lekarze, którzy dają się namówić pacjentom na przepisanie takich środków. Dla drobnoustrojów to idealne warunki, bo mogą uodparniać się na działanie lekarstw.

Naukowcy przewidują erę postantybiotykową. To okres, w którym bakterie staną się odporne na istniejące leki. Scenariusz zakłada, że w okolicach 2050 roku przez superbakterie umierać będzie 10 mln ludzi rocznie, więcej niż na nowotwory! I to wszystko przez niewiedzę i ignorancję ludzi.

Komentarze (421)