MWC 2015: Bezprzewodowe ładowanie z IKEI wkrótce w każdym domu. Ale co to oznacza?
Na trwających w Barcelonie targach Mobile World Congress IKEA ogłosiła, że rozpocznie fabryczne montowanie w sprzedawanych przez siebie meblach urządzeń do bezprzewodowego ładowania telefonów. To istotny krok na drodze do upowszechnienia się tego rozwiązania. Tyle tylko, że nieśledzący najnowszych nowinek technologicznych niekoniecznie wiedzą, co to oznacza.
Przyszłość ładowania bez kabli?
"Bezprzewodowe ładowanie" to termin, który słyszymy w kontekście telefonów komórkowych już od kilku lat. Pierwszym smartfonem, który umożliwiał zasilanie baterii bez podłączania kabla był Pre firmy Palm. Pojawił się on w sprzedaży w listopadzie 2009 roku. Opcjonalnie można było do niego kupić indukcyjną ładowarkę w opracowanym przez samego producenta standardzie. Pozwalała ona na zasilanie telefonu przez położenie go na jej powierzchni. Ona z kolei musi już być oczywiście podłączona do źródła zasilania tradycyjnym kablem.
W tym samym roku stowarzyszenie Wireless Power Consortium ogłosiło opracowanie własnego standardu dla tego typu rozwiązań. Nazwano go Qi. Dwa lata później Instytut Inżynierów Elektryków i Elektroników (Institute of Electrical and Electronics Engineers, IEE) powołał organizację Power Matters Alliance (PMA), której celem miało być opublikowanie szeregu specyfikacji, zapewniających bezpieczeństwo i energetyczną wydajność systemów indukcyjnego ładowania. W tej chwili standardy opracowane przez WPC i PMA są dwoma najbardziej się liczącymi i konkurującymi ze sobą na rynku. Dopóki jednak nie zakończy się rywalizacja między nimi i nie powstanie jedno, obowiązujące powszechnie rozwiązanie, które będą mogli stosować wszyscy producenci smartfonów, trudno mówić o upowszechnieniu się tej metody ładowania.
Bezprzewodowy Samsung
To, że temat bezprzewodowego ładowania powróci w tym roku ze zdwojoną mocą, zwiastowały już pierwsze, nieoficjalne informacje na temat nowego flagowego modelu Samsunga – Galaxy S6. Potwierdziły się one podczas konferencji na targach Mobile World Congress. Koreański producent już wcześniej zapowiadał, że rok 2015 będzie początkiem "nowej ery bez kabli", a podane przez niego w Barcelonie informacje pozwoliły zrozumieć, co miał na myśli. Smartfony Galaxy S6 wyposażone będą w komponenty, umożliwiające ich ładowanie w obu standardach – WPC i PMA. Dzięki temu użytkownicy nie będą musieli martwić się, czy kupiona przez nich stacja ładująca obsługuje ich telefon.
Takie podejście do sprawy oczywiście znacząco ułatwia życie użytkownikom Samsungów, trudno się jednak spodziewać, by wszyscy producenci zdecydowali się na podobny krok. Mówimy w końcu tutaj o topowym modelu największego producenta, któremu zależy przede wszystkim na tym, by telefon był możliwie wszechstronny. Niewątpliwie jednak obsługa dwóch standardów podwyższa koszty produkcji, które koniec końców pokryć musi kupujący.
IKEA wkracza do walki
Dużym krokiem na drodze do upowszechnienia się jednego standardu będzie ogłoszona również na targach MWC decyzja firmy IKEA. Zapowiedziała ona, że rozpocznie fabryczne montowanie indukcyjnych ładowarek w standardzie PMA w swoich meblach. Wprowadzi również do sprzedaży moduły, możliwe do zamontowania we wcześniej sprzedanych sprzętach domowych.
Ładowarki indukcyjne znajdą się przede wszystkim w nowych stolikach, lampach na biurko i lampach podłogowych. Do działania będą oczywiście wymagały podłączenia do prądu standardowym kablem. To wciąż duże ułatwienie – nie trzeba będzie szukać ładowarki czy męczyć się z jej każdorazowym podłączaniem. I dobrze, że takie rozwiązanie ma szansę stać się naszą codziennością. Ale nie dajmy się zwariować i oszukać, że jest ono czymś, czym nie jest.
A więc gdzie ta "bezprzewodowość"?
Warto bowiem podkreślić, że chociaż producenci tych urządzeń i firmy produkujące smartfony chętnie używają słowa "bezprzewodowe", to nie jest ono w tym kontekście w pełni uzasadnione – nawet jeżeli już się przyjęło. Przyzwyczailiśmy się jednak, że mówiąc o technologiach bezprzewodowych mówimy o takich, które działają "przez powietrze". W przypadku ładowarek indukcyjnych – bo o nich jest cały czas mowa – konieczne jest położenie telefonu na macie. Umieszczona w niej cewka wytwarza zmienne pole elektromagnetyczne, które podobne urządzenie znajdujące się w środku smartfona konwertuje na prąd elektryczny, zasilający baterię. Nazywanie tego "ładowaniem bezprzedowodym" wciąż potrafi wprowadzić w zakłopotanie kogoś, kto nie interesuje się tą technologią i wyobraża sobie, że telefon naładuje się sam znajdując się w zasięgu urządzenia.
Zanim nasze telefony ładować się będą w ten sposób, bez konieczności podłączania ich do specjalnych urządzeń (nawet jeżeli "podłączenie" polega tylko na położeniu w odpowiednim miejscu) minie jeszcze trochę czasu. Są jednak w tej chwili firmy i naukowcy, którzy aktywnie pracują nad spełnieniem tej wizji. Jedną z nich jest startup Ossia, który pod koniec 2013 roku zaprezentował ładowarkę, zdolną do zasilenia urządzenia mocą 1 wata na maksymalną odległość 30 metrów. Również przez ściany. Jego przedstawiciele zapewniali wtedy, że technologia jest równie bezpieczna jak sieć Wi-Fi czy sygnał Bluetooth.
Hatem Zeine, założyciel firmy Ossia, mówił też wtedy, że dla niego "bezprzewodowe" oznacza zdalne, automatyczne, niewymagające udziału użytkownika. W oczywisty sposób nawiązywał wtedy do sposobu działania ładowarek indukcyjnych. I trudno się z nim nie zgodzić.
Chociaż w najbliższym czasie producenci telefonów i akcesoriów zrobią wszystko, by przekonać nas, że ładowanie indukcyjne to technologia przyszłości, za kilka lat może się okazać przestarzała. To rozwiązanie wygodne i praktyczne, ale w żadnej mierze nie tak rewolucyjne, jak starają się nas przekonać giganci branży mobilnej. Prawdziwa rewolucja jest jeszcze przed nami. A kiedy w końcu nastąpi, wszyscy zapomną o podrzędnych rozwiązaniach.
_ DG _