Miliony kamer monitorują nas na potęgę

Miliony kamer monitorują nas na potęgę
Źródło zdjęć: © sxc.hu / Robert Linder

08.09.2011 10:19, aktual.: 21.09.2011 14:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po atakach terrorystycznych 11 września w USA rozkwitł rynek kamer
monitorujących ulice, place, biurowce czy metro. Szukając poczucia bezpieczeństwa, Amerykanie
zainstalowali ich już blisko 30 milionów. Rozpleniły się też w innych krajach.

Wstrząśnięci zamachami właściciele małych firm i szefowie wielkich koncernów także wykorzystują kamery dla polepszenia bezpieczeństwa. Zdali sobie sprawę, że mogą być zagrożeni - tłumaczył w telewizji MSNBC Ray O'Hara z kierownictwa firmy ochroniarskiej Andrews International.

Chociaż od czasu zamachów 1. września 2001 r. w USA nie było poważniejszych ataków terrorystycznych, kamery monitoringu stały się powszechne. Sprzyjał temu postęp technologiczny, dzięki czemu sprzęt, jego instalacja i monitoring jest bardziej dostępny nawet dla małych firm i prywatnych domów.

Zgodnie z ostatnimi dostępnymi danymi Security Industry Association z 200. roku, monitoring to biznes wartości 3,2 miliardów dolarów rocznie, co stanowi ok. jednej trzeciej całego rynku ochrony. Po boomie odnotowanym w pierwszych pięciu latach po atakach, w Ameryce ten biznes osłabł. Panika trwała jednak wystarczająco długo, aby stworzyć wrażenie, że kamery są na każdym rogu. Teraz rzadko wchodzi się do budynku biurowego, nie natrafiając na dowody, że podlega się obserwacji.

Jednocześnie monitoring przy użyciu kamer nasilił się poza USA. Kiedy w sierpniu wybuchły zamieszki w Londynie, nie trzeba było długo czekać, zanim policja sięgnęła po nagrania z miejskich kamer w celu identyfikacji domniemanych bandytów.

Kamer bezpieczeństwa używa się też zresztą do różnych celów: od tropienia pospolitych przestępców, przez identyfikację kierowców aut przejeżdżających przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, po obserwowanie, co robią pracownicy w biurze lub uczniowie w szkołach.

Wzrost popularności kamer monitoringu, często wyposażonych w oprogramowanie do rozpoznawania twarzy, sprawił, że Amerykanie świadomi są fotografowania ich na każdym kroku. Rodzi to obawy o naruszanie prywatności.

Wielu mieszkańców USA nie sądzi, by inwigilacja była uzasadniona aż w takim stopniu, jak wówczas, kiedy bardziej żywa była jeszcze pamięć o wrześniowych aktach terroru. Niemniej Amerykanie powoli przyzwyczajają się do utraty prywatności. Przyczyniają się to tego nie tylko kamery, lecz także technologie pozwalające na gromadzenie danych przez różne firmy czy portale społecznościowe.

"Myślę, że z przechodzenie w stronę większej otwartości w naszym społeczeństwie, z Facebookami, sieciami społecznymi itp. przeważy, ponieważ właśnie w taki sposób będziemy żyć" - przekonuje O'Hara.

z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski

Źródło artykułu:PAP
Komentarze (2)