Koronawirus u dzieci. Ekspert: większość przechodzi zakażenie bezobjawowo
Koronawirus rozprzestrzenia się w coraz szybszym tempie. Infekcja dotyka zarówno osoby dorosłe, jak i dzieci. Prof. Leszek Szenborn informuje, że młodsi pacjenci znacznie lepiej znoszą COVID-19. - Większość przechodzi chorobę bezobjawowo - zaznacza.
Koronawirus wciąż stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla ludzi na całym świecie. Od początku wybuchu pandemii, chorobę COVID-19 zdiagnozowano u ponad 38,5 mln osób. Wskutek przegranej walki z infekcją zmarło już blisko 1,1 mln zakażonych. W Polsce wirusa SARS-CoV-2 potwierdzono już łącznie u prawie 150 tys. ludzi. Dotychczas zarejestrowano ponad 3,3 tys. zgonów.
Alarmujące liczby rodzą coraz więcej pytań. Wśród nich należy wymienić między innymi te o najmłodszych pacjentów. Głos w sprawie zabrał prof. Leszek Szenborn, kierujący Kliniką Pediatrii i Chorób Infekcyjnych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, w którym od początku epidemii przyjmowane są dzieci zakażone SARS-CoV-2 oraz z podejrzeniem zakażenia, jeśli wymagają hospitalizacji.
- W 11 ośrodkach klinicznych w całej Polsce od 1 marca 2020 roku do końca września zgłoszono 560 hospitalizowanych przypadków COVID-19 u dzieci, które zostały potwierdzone dodatnim wynikiem badania PCR w kierunku SARS-CoV-2 - mówi ekspert. - Większość dzieci do 15 lat przechodzi zakażenie bezobjawowo - wyjaśnia.
- Dzieci zakażone i hospitalizowane najczęściej nie mają ciężkich objawów choroby. O wiele rzadziej niż dorośli mają zapalenie płuc z niewydolnością oddechową. Takie przypadki były nieliczne w skali kraju. Większość dzieci zakaża się od dorosłych w domostwach i najczęściej ma objawy związane z wysoką gorączką oraz wymaga ustalenia właściwej przyczyny złego stanu i wdrożenia leczenia przeciwdrobnoustrojowego. Bardzo się staramy, aby jak najwięcej dzieci mogło szybko wrócić do domu i tam być poddane dziesięciodniowej izolacji - mówi prof. Leszek Szenborn.
Ekspert zaznaczył jednocześnie, że w kilkudziesięciu przypadkach w Polsce odnotowano u młodych pacjentów stan wielonarządowego zapalenia, który może być związany z zakażeniem koronawirusem. Dodał, że tego typu zjawisko wystąpiło również w wielu innych krajach. - U niektórych z tych dzieci wykryto przeciwciała potwierdzające wcześniejsze bezobjawowe zakażenie SARS-CoV-2, inne pochodziły z ognisk, gdzie wcześniej lub jednocześnie z ich chorobą wykryto zakażenia, u mniejszości potwierdzono aktualne zakażenie - wyjaśnia.
"Pozytywny efekt pandemicznych restrykcji"
Profesor zaznaczył, że choć stan wielonarządowego zapalenia jest podobny do objawów choroby Kawasakiego, to nie ma dowodów, że wirus SARS-CoV-2 wywołuje tę chorobę.
- Choroba Kawasakiego jest nam znana od lat. Choć jej czynnik etiologiczny nie jest określony, to ma ona wszystkie znamiona choroby zakaźnej. Stan wielonarządowego zapalenia związany czasowo z epidemią COVID przebiega z podobnymi objawami, dlatego tacy pacjenci trafiają do nas w celu pogłębienia diagnostyki i rozważenia potrzeby dożylnego podania immunoglobulin, co jest standardem w chorobie Kawasakiego - mówi prof. Szenborn.
Ekspert podkreślił, że w czasie pandemii znacznie mniej osób cierpi na choroby zakaźne wywoływane przez różne wirusy i bakterie. Jest to efekt m.in. dystansu społecznego, zamknięcia szkół oraz większej higieny.
- Spektakularnie spadła zapadalność na wiele chorób zakaźnych, takich jak biegunki, ospa wietrzna, wirusowe zapalenia dróg oddechowych i zapalenie wątroby typu A. Wiąże się to między innymi z noszeniem maseczek, częstszym myciem rąk. To pozytywny efekt pandemicznych restrykcji - podsumował profesor.