Czy polscy naukowcy się "wstydzą"? Wskazuje na to ich udział w europejskich badaniach

Czy polscy naukowcy się "wstydzą"? Wskazuje na to ich udział w europejskich badaniach

Czy polscy naukowcy się "wstydzą"? Wskazuje na to ich udział w europejskich badaniach
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Bolesław Breczko
29.08.2018 10:19, aktualizacja: 29.08.2018 16:55

Polscy naukowcy "okopują się na wydziałach" i nie chcą nawiązywać europejskich kontaktów. Słabo znają język i wstydzą się występować. To marnowanie szans, bo dziś naukę "robi się" głównie dzięki międzynarodowym kontaktom.

Europejskie Otwarte Forum Nauki to jedna z największych imprez naukowych w Europie. W tym roku do francuskiej Tuluzy, gdzie miało miejsce Forum, przyjechało 4600 osób z 85 krajów.

- Wśród zaproszonych dyskutantów było tylko czworo naukowców z polską afiliacją – pisze dla PAP Ludwika Tomala.- Również wśród uczestników konferencji Polaków nie było wielu: aplikacja pokazała mi, że na ponad 4 tys. osób zaledwie kilkanaście to Polacy.

Autorka tekstu sugeruje, że tak niska frekwencja polskich naukowców i ich ogólne słabe zaangażowanie w tzw. networking (zdobywanie i utrzymywanie kontaktów biznesowo-naukowych) skutkuje przeniesieniem Polski na europejskie peryferie w obszarze nauki. Skutkiem jest nie tylko niższy prestiż polskiej nauki. Polscy naukowcy tracą dostęp do międzynarodowych zespołów badawczych, instytutów, grantów, a także tracą okazję na zarobienie na swoich osiągnięciach naukowych.

"Wolą chować się za plakatami"

Podobne zdanie ma "ojciec polskiego grafenu", dr Włodzimierz Strupiński, który jest jednym z najlepiej znanych polskich fizyków w Europie.

- Z ogromnym żalem patrzę na rodzimych doktorów i profesorów, którzy nie chcą brać udziału w konferencjach, występować przed publicznością, nawiązywać kontaktów i wspólnie realizować projektów - mówi w rozmowie z WP Tech dr Strupiński. - Nawet jeśli jadą już na konferencję i nawet jeśli mogliby wygłosić wykład, to wolą chować się "za plakatami".

"Plakaty" to potoczna nazwa na jeden z rodzajów wystąpień. Hierarchia podczas konferencji naukowych wygląda następująco. Na najwyższym miejscu, któremu towarzyszą największe zaszczyty i uznanie, jest otwierający wykład plenarny. Tylko najlepsi naukowcy dostają taką propozycję. Niżej są tzw. "referaty zaproszone", do których organizator imprezy naukowej sam wybiera naukowców, którzy będą mogli wystąpić.

Na trzecim miejscu w hierarchii są wystąpienia ustne bez zaproszenia. Tutaj akademicy sami zgłaszają chęć wystąpienia i komisja dopiero wybiera najciekawszych uczestników. Wszystkie trzy rodzaje wystąpień, to wystąpienia ustne przed publicznością. Ostatnim rodzajem, zarezerwowanym zazwyczaj dla doktorantów, którzy dopiero zaczynają karierę, są tzw. plakaty lub z angielskiego - postery. Są to dosłownie plakaty z krótkim opisem badań przy których stoi ich autor. Do takiej planszy mogą podejść inni naukowcy, zapytać, zagadnąć i porozmawiać.

- Postery to najmniej angażujące formy wystąpienia, ale też cieszące się najmniejszym prestiżem - tłumaczy dr Strupiński. - Niestety widzę jak moi koledzy często się na nie decydują, nie zgłaszając nawet chęci do wystąpienia ustnego. Nie wiem do końca, z czego to wynika. Czy z tremy przed publicznymi wystąpieniami, czy ze słabej znajomości języka angielskiego? Pewne jest jedno - w ten sposób ciężko wyrobić sobie nazwisko i kontakty w świecie europejskiej i globalnej nauki.

Na "nazwisko" trzeba pracować latami,

Bycie rozpoznawalnym w akademickim świecie, to nie tylko kwestia prestiżu i sławy. Często właśnie znajomości i networking rzutują na możliwość realizowania naukowych projektów, które jednocześnie posuwają naprzód samą naukę, a także wprowadzają ją do biznesu. Najlepszym na to przykładem jest właśnie osoba dr Strupińskiego.

Pracując w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych, dr Strupiński stworzył z niego czołową instytucję rozwijająca technologię produkcji grafenu. Dzięki temu ITME (Instytut Technologii Materiałów Elektronicznych) weszło do europejskich sieci współpracy, m.in. do największej inicjatywy tego typu - "Graphene Flagship". Udział w projekcie Flagship nie był wcale oczywisty. Członkostwo Flagship wyłaniane jest w trybie konkursu, a poza tym władze inicjatywy nie miały w planach włączania nowych członków.

- Dzięki mojej pozycji w europejskim środowisku naukowym, Politechnika Warszawska została włączona do pracw ramach Graphene Flagship - mówi Strupinski. - Nic z tego nie byłoby możliwe, gdyby moje nazwisko nie było znane i nie potwierdzałyby go lata badań, publikacji, współpracy i konkretnych osiągnięć. Oczywiście samo nazwisko też nie wystarczy. Do tego dodają się osiągnięcia Wydziału Fizyki PW w dziedzinie materiałów dwuwymiarowych. Jedno i drugie dopiero gwarantuje sukces.

Skuteczne angażowanie się w europejskiej sieci polega nie tylko na publikowaniu w zagranicznych magazynach naukowych. To przede wszystkim współpraca opierająca się na badaniach i projektach, które przynoszą realne, często finansowe, rezultaty Według profesora Strupinskiego fakt, że Polacy są rzadko zapraszani jest efektem tego, że mało angażują się właśnie w międzynarodową współpracę.

Brak śmiałości i brak pieniędzy

Problem marginalizowania polskich naukowców potęgują problemy z pieniędzmi. Wiele czołowych zespołów naukowych pracujących w Polsce jest po prostu niedofinansowana.

- Co roku wydajemy miliony złotych na Centra Doskonałości naukowej, które biorą udział w europejskich projektach, a które po 3-4 latach są przerywane ze względu na brak dalszego finansowania - mówi w rozmowie z WP Tech prof. Maciej Żylicz z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Fundacja na rzecz Nauki Polskiej to największa, pozarządowa organizacja wspierająca badania w Polsce. Prof. Maciej Żylicz, który jest prezesem Fundacji, zdaje sobie sprawę, jak ważne dla powodzenia projektów naukowych jest działanie we współpracy z innymi jednostkami naukowymi. Dlatego jednym z głównych wymogów dla zespołów starających się o dofinansowanie z Fundacji jest udział w międzynarodowym "networku".

- Każdy z ponad 190 zespołów finansowanych z Fundacją jest w jakiejś europejskiej sieci lub ma poważnego partnera zagranicznego - mówi prof. Żylicz. - Na przykład w którymś z europejskich Flagshipów, czyli największych i najambitniejszych projektach współpracy naukowej.

Ilość, nie jakość

Innym problemem, na jaki zwraca uwagę prof. Żylicz, jest zjawisko, które określa brakiem "kultury jakości" w polskiej nauce. Tłumaczy, że mentalnie polska nauka cały czas nie może wyrwać się z epoki komunizmu, gdzie bardziej od wyników liczyło się to, kogo się zna. I że nie zawsze awansują najlepsi.

- W Polsce mamy problem oceny jakości prac naukowych - wytyka trzeci problem prof. Żylicz. - Bardziej od jakości publikacji i jej cytowań, liczy się liczba publikacji. Mam nadzieje, że wszystko to zmieni się wraz z ustawą Gowina. Najważniejsze to zmiana systemu finansowania. Na przykład teraz Polska inwestuje przeszło pół miliarda złotych w centra doskonałości, które będą działać niecałe 5 lat do 2023. Potem nie wiadomo co się z nimi stanie. Jeśli nic się nie zmieni, to po prostu znikną.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)