Bądź jak Zuckerberg, Gates lub Musk i... rzuć szkołę? Lepiej nie idź ich śladem
"Po co mi szkoła, skoro Microsoftem/Facebookiem/Teslą/Apple rządzą lub rządzili ludzie, którzy nie mieli wyższego wykształcenia" - to myśl, która na początku roku szkolnego może przyjść do głowy. Sęk w tym, że historia pod tytułem "rzucili szkołę i stali się bogaci" jest nieprawdziwa.
Mark Zuckerberg, Bill Gates, Elon Musk - co oprócz ogromnego majątku łączy tych panów? Wszyscy na pewnym etapie edukacji postanowili z niej zrezygnować. Ich historie dla wielu są inspirującym przykładem na to, że i bez szkoły można coś osiągnąć. Taki mit rozpala wyobraźnię szczególnie po wakacjach, gdy już wiadomo, że plan lekcji nie jest łaskawy.
Wprawdzie trudno podejrzewać, by ktokolwiek wziął sobie do serca obrazki pod tytułem "oni nie mają dyplomu, ale zarabiają miliony" i z tego powodu rzucił plecak w kąt, to jednak siedząc na fizyce w piątek o 19:20 może po głowie krzątać się myśl: "a co jeśli Bill Gates i Mark Zuckerberg mieli rację, że dali sobie spokój z tą szkołą".
Lepiej więc wyjaśnijmy, dlaczego giganci branży tech nie powinni w tym temacie świecić przykładem.
Szef Facebooka miał wybór: albo studia, albo własna restauracja
Mark Zuckerberg Harvardu nie ukończył, gdyż całkowicie pochłonęło go tworzenie Facebooka. Zanim jednak przyszły twórca społecznościowego giganta trafił na uczelnię, ojciec złożył jemu oraz siostrom propozycję: mogą wybrać naukę lub też zamiast tego zająć się prowadzeniem restauracji, w którą tata zainwestuje.
Sam fakt, że Zuckerberg mógł trafić na Harvard, dobrze tłumaczy status rodziny. Rok studiów na Harvardzie to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów.
Kiedy przed rozpoczęciem studiów słyszysz, że możesz uczyć się dalej albo poprowadzisz restauracje, nie musisz przejmować się szkołą tak samo jak wtedy, gdy twoi rodzice zadłużają się, żeby pozwolić ci się uczyć. Niby alternatywa podobna - "jak nie szkoła, to McDonald's" - ale zwykły Kowalski w takim przypadku ma na myśli stanowisko kasjera, a nie szefa.
Bill Gates: pierwsza firma w wieku 14 lat
Z Harvardu zrezygnował też Bill Gates. Nie mógł dziwić fakt, że w ogóle się tam dostał. Tata był prawnikiem, mama pracowała w zarządzie banku. Z kolei dziadek był prezesem National City Bank w Seattle. Jako nastolatek Gates był uczniem ekskluzywnej, prywatnej szkoły w Seattle. Harvard był naturalną ścieżką rozwoju. Nawet jeżeli Gates dał sobie spokój z tak prestiżową uczelnią, to i tak jego wcześniejsza droga sugerowała, że jest solidnie wykształcony.
Oczywiście to nie bogata familia sprawiła, że utalentowany Bill Gates zarobił w wieku 14 lat 20 tys. dolarów na swojej pierwszej firmie. To nie majątek doprowadził do powstania Microsoftu (choć akurat to pieniądze rodziców sprawiły, że jako 13 latek miał dostęp do komputerów General Electric). Kiedy jednak młody Gates zastanawiał się nad rezygnacją z prestiżowej uczelni, by zająć się Microsoftem, raczej nie obawiał się, że albo mu się uda, albo wyląduje na bruku.
Elon Musk: dwudniowy doktorat
Teoretycznie z tego schematu wyłamuje się Elon Musk. Na amerykańskich uczelniach zdobył tytuły Bachelor of Science z fizyki i Bachelor of Arts z ekonomii, czyli odpowiednik polskiego licencjatu. Ale i jego biografia to dowód na to, że jak masz swój pomysł, to studia są przeszkodą.
Przyszły szef Tesli czy SpaceX doktorat na uniwersytecie Stanforda zakończył raptem po dwóch dniach. Swój czas postanowił poświęcić założonej wraz z bratem firmie Zip2.
"Rzucił szkołę, założył firmę i dzięki temu mógł zarabiać" - nie, to nie było aż tak łatwe. Po latach matka Muska przyznała, że zainwestowała w pomysł rodzeństwa 10 tys. dolarów. Oprócz tego pomagała w rozwoju przedsiębiorstwa. Wcześniej bracia Musk pożyczyli od swojego ojca 28 tysięcy dolarów na rozwój firmy.
Rzuć szkołę i stań się milionerem? Nie ma tak łatwo
Prawdziwym wyjątkiem jest Steve Jobs. Przyszły szef Apple także zrezygnował z edukacji. Nie miał jednak finansowej poduszki w postaci bogatej rodziny. Trudno jednak inspirować się przykładem Jobsa, który podjął taką decyzję w szalonych latach 70., wciąż nasiąkniętych hipisowską atmosferą. Zresztą Jobs był dobrym reprezentantem tamtych czasów: po zakończonej edukacji, zanim rozpoczął tworzenie komputerów, wyruszył w podróż do Indii.
To nie jest tekst o tym, że świat jest niesprawiedliwy, bo bogaci mają więcej i łatwiej. Trudno jednak zaakceptować popularny mit o geniuszach, którzy rzucili szkołę, by realizować swoje szalone pomysły. Rzucili, bo mogli - mieli ku temu możliwości, wsparcie, zaplecze, trafili na odpowiedni okres. Inspirowanie się ich historiami i wiara w to, że szkoła przeszkadza geniuszom, to w tym przypadku bujda. Ewentualne przykre konsekwencje zrezygnowania z edukacji w ich przypadku byłyby zapewne znacznie mniejsze niż u większości z nas.