W 1939 roku ginęli, walcząc za Polskę. Polacy nazwali ich zdrajcami

W 1939 roku ginęli, walcząc za Polskę. Polacy nazwali ich zdrajcami01.09.2021 04:42
W 1939 roku Francja, obok nowoczesnych modeli sprzętu, wciąż używała setek czołgów Renault FT, pamiętających I wojnę światową

Felonia – zdrada sojusznika na polu bitwy – to stały element polskich wspomnień o tragicznym wrześniu 1939 roku, podobnie jak slogany o Francuzach, którzy nie chcieli umierać za Gdańsk. Kto tak naprawdę zdradził Polaków w 1939 roku?

Wrześniowy ranek, rok 1939. Czołowe oddziały francuskiej 21. Dywizji Piechoty przekraczają niemiecką granicę. Czas nerwowego oczekiwania, zdobywania informacji, wysyłania patroli dobiegał właśnie końca – 7 września Francuzi ruszali z ofensywą na III Rzeszę, wypełniając sojusznicze zobowiązania wobec walczącej na wschodzie Polski.

Ofensywa była dobrze przygotowana, planowano ją już od maja 1939 roku. Jako obszar natarcia, ze względu na dogodne ukształtowanie terenu, francuski głównodowodzący, gen. Maurice Gustave Gamelin, wyznaczył przemysłowy rejon Saary.

Właśnie tam od 2 września – gdy Francja, zgodnie z podjętymi wobec Polski zobowiązaniami – rozpoczęła mobilizację, spływały kolejne jednostki. I choć mobilizacja była daleka od ukończenia, w planowanym punkcie przełamania francuskie siły uznano za wystarczające, aby zaatakować.

Francuzi ruszyli na froncie długości około 35 km – bezpośrednio na Rejon Saary, a także na wcinający się we francuskie terytorium, położony nieco na zachód, Las Warndt.

 Francuzi atakują

We wrześniu 1939 roku atak nie dla wszystkich oznaczał dokładnie to samo. Niemcy – testując koncepcję Blitzkriegu – postawili na manewr wielkich jednostek, ponoszących ryzyko działań z odsłoniętymi skrzydłami w imię szybkości, utrudniającej przeciwnikowi budowanie skutecznej obrony.

Francuzi mentalnie ciągle tkwili w okopach Verdun – stawiali na ciągłość własnych linii, bezpieczeństwo skrzydeł i metodyczne zdobywanie terenu. Do tego przygotowana, wyekwipowana i szkolona była ich armia, uznawana wówczas za najpotężniejszą armię świata. I w taki właśnie sposób działali w Saarze – nacierali tak, jak umieli.

Francuscy żołnierze w niemieckim mieście Lauterbach, Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Francuscy żołnierze w niemieckim mieście Lauterbach
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Czyli bardzo, bardzo wolno. Jednostki poruszały się w gotowości do odparcia spodziewanego, niemieckiego kontruderzenia. Choć wszystkie niemieckie dywizje pancerne były wówczas w Polsce, Francuzi wyjątkowo bali się ataku czołgów, niwelując zagrożenie tworzonymi w miarę postępów stanowiskami dla armatek przeciwpancernych.

Linia Zygfryda - zwycięstwo Goebbelsa

Niemcy wiedzieli, gdzie uderzy Francja – podobnie jak Gamelin, potrafili czytać mapy. Dlatego wzdłuż swojej zachodniej granicy zbudowali Linię Zygfryda. Był to długi łańcuch nowoczesnych umocnień, mający budzić skojarzenia ze słynną, wzniesioną ogromnym kosztem, francuską Linią Maginota.

To prawda, że w 1939 roku Linia Zygfryda była gotowa zaledwie w 30 proc. Prawdą jest jednak także to, że w rejonie Saary jej gotowość była znacznie wyższa, a bunkry i stalowe kopuły w tym akurat rejonie obsadzały tzw. pierwszorzutowe jednostki. Określenie to dotyczy dywizji, które istniały przed wojną i nie musiały być tworzone z mobilizowanych rezerw, jak dywizje drugiego rzutu.

Mina, która skacze

Niemcy dobrze przygotowali się na francuskie uderzenie. Odsunęli umocnienia od granicy, tworząc przed nimi szeroki pas zapór i pułapek. Francuzi ugrzęźli na rozbudowanych polach minowych, po raz pierwszy w historii mierząc się z bardzo niemiłym wynalazkiem – trudną do wykrycia miną Schrapnellmine 35.

Ta po aktywacji nie wybuchała od razu, ale wyskakiwała kilkadziesiąt centymetrów w górę, by razić więcej osób jednocześnie. Zaprojektowano ją tak, by stosunkowo niewielki ładunek raczej nie zabijał, ale ciężko ranił, zmuszając przeciwnika do angażowania zasobów w ewakuację i udzielanie pomocy rannym.

Poza skaczącymi minami Niemcy mieli jeszcze jedną, paskudną niespodziankę: zęby smoka.

Linia Zygfryda - zęby smoka (fotografia z 1944 r.), Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Linia Zygfryda - zęby smoka (fotografia z 1944 r.)
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Tę obrazową nazwę nosiły charakterystyczne, betonowe graniastosłupy, z których Niemcy ułożyli zapory, chroniące przed niespodziewanymi atakami czołgów. Użyte na tym odcinku, nowoczesne francuskie Renault R-35 nie miały jednak okazji pokazania swoich zalet. Już pierwszego dnia cztery wyleciały w powietrze na minach, więc później poruszały się wolno w towarzystwie piechoty.

Samoloty z muzeum

Cała nadzieja pozostawała w lotnictwie. Bo przecież w 1939 roku Francja miała potężne lotnictwo.

Na papierze – owszem.

Praktyka była jednak bardziej skomplikowana, bo w 1939 roku Francja miała niewiele nowoczesnych myśliwców (te zaczęły trafiać do jednostek dopiero kilka miesięcy później) i nie dysponowała nowoczesnymi bombowcami.

O cudach techniki choćby zbliżonych do polskiego Łosia francuscy lotnicy mogli jedynie marzyć – ich wyposażeniem były anachroniczne maszyny takie jak Amiot 143 czy Bloch MB.210, a wprowadzenie do służby zamówionych i bardzo nowoczesnych bombowców Lioré et Olivier LeO 451 przeciągało się w nieskończoność.

Amiot 143 - w 1939 roku samolot nie miał wartości bojowej, Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Amiot 143 - w 1939 roku samolot nie miał wartości bojowej
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Gdy nad Saarą muzealne bombowce zostały użyte zgodnie z przeznaczeniem, spotkała je masakra. Zostały zestrzelone. Wszystkie. Po tej klęsce Francja w ogóle wycofała Amioty 143 z misji bombowych.

W oczekiwaniu na poprawę pogody 

Mimo tych problemów 12 września Francuzi osiągnęli pozycje wyjściowe do ataku na Linię Zygfryda. Zdobycie kilkunastu kilometrów terenu sporo ich kosztowało: przez kilka dni stracili około 2 tys. żołnierzy.

Nie wydaje się to ogromną liczbą, ale – jeśli uwzględnimy proporcje i czas walk – Francuzi tracili każdego dnia mniej więcej tylu ludzi, co podczas gigantycznej klęski Francji wiosną 1940 roku. A przecież front liczył tylko 35, a nie setki czy tysiące kilometrów.

Mimo tego podciągnęli czołgi i artylerię, kierowali w rejon walk kolejne dywizje i nadal prowadzili mobilizację. Byli gotowi do natarcia na niemieckie umocnienia.

I wtedy zepsuła się pogoda.

Zgodnie z przyjętą praktyką dalsza ofensywa musiała być poprzedzona szczegółowym zwiadem lotniczym, ale nisko zalegające chmury uniemożliwiały działania samolotów. Więc Francuzi czekali.

Chłodna kalkulacja 

W międzyczasie doszło do konferencji w Abbeville, gdzie – wobec opinii o rozbiciu głównych sił Polski (w tamtym dniu była to opinia błędna) – Anglia i Francja zdecydowały o wstrzymaniu wielkiego ataku na Niemcy. Z punktu widzenia wielu Polaków: decyzja zdradziecka. Z punktu widzenia polskich sojuszników: logiczna.

Choć polskie oddziały stawiały jeszcze opór przez wiele tygodni, nie wiązały już głównych sił niemieckich. Te – luzowane – mogły zostać przerzucone na Zachód. I były: 12 września Niemcy przerzucili na zachód pierwszą ze zluzowanych w Polsce dywizji, 3. Dywizję Strzelców Górskich.

W takim kontekście wykrwawianie się w atakach na Linię Zygfryda z francuskiego punktu widzenia nie miało sensu. Zwłaszcza, że jej potęgę mocno przejaskrawiała niemiecka propaganda, zakorzeniając we Francji obawę przed – rzekomo potężnym – łańcuchem umocnień. Bardziej zasadne wydawało się wycofanie za własną Linię Maginota i pozwolenie Niemcom na wykrwawienie się w bezowocnych atakach.

Marszałek Edward Śmigły-Rydz. Naczelny Wódz opuścił walczący kraj 18 września, Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Marszałek Edward Śmigły-Rydz. Naczelny Wódz opuścił walczący kraj 18 września
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Dzisiaj wiemy, że były to złudne kalkulacje, ale francuskie dowództwo w 1939 roku wierzyło w potęgę swoich umocnień. A gdy po 17 września pogoda się poprawiła i możliwe stało się zweryfikowanie wcześniejszych założeń, na Polskę ruszyli Sowieci. Na bezpośrednią pomoc dla ginącego na wschodzie sojusznika było już za późno.

Kto zdradził?

Kto zdradził Polaków w 1939 roku? Narracja o klęsce, będącej wynikiem zdrady sojuszników jest mocno ugruntowana w społecznej świadomości. Jeśli jednak zestawimy ją z faktami i zapisami dokumentów, nie będzie łatwo wykazać, że Anglia i Francja faktycznie porzuciły walczącą Polskę.

Dlatego, jeśli już podczas każdej z tragicznych rocznic musi paść zarzut zdrady, być może warto umieścić go nie w kontekście międzynarodowej polityki, ale przejścia granicznego w Zaleszczykach. To właśnie nim 18 września polskie władze opuszczały walczący kraj.

Wśród uciekających do Rumunii nie brakowało postaci osobiście odpowiedzialnych za kształt polskiej polityki zagranicznej, jak minister Józef Beck, czy plan wojny obronnej, nakreślony – wbrew głosom doradców – przez marszałka Śmigłego-Rydza.

Naczelny Wódz, o czym warto pamiętać, opuścił Warszawę już 7 września, tracąc wiarę w podległą sobie armię znacznie szybciej, niż zrobili to nasi sojusznicy.

Korzystałem m.in. z książek "Sowieci nie wchodzą" Tymoteusza Pawłowskiego, "Mity polskiego września" Sławomira Kopra i artykułu Norberta Bączyka "Sojusznicza iluzja" z magazynu "Technika Wojskowa Historia".

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.