Amerykańscy jeńcy w Hiroszimie. Bomba atomowa zabiła obywateli USA
W maju 2016 r. Barack Obama odwiedził Hiroszimę jako pierwszy prezydent USA od czasu ataku nuklearnego na to miasto. Podczas swojego przemówienia wywołał zdziwienie na twarzy wielu słuchaczy, wymieniając wśród ofiar bomby atomowej paru Amerykanów.
29.08.2021 10:33
Kilka godzin po zrzuceniu drugiej bomby atomowej na Japonię, wieczorem 9 sierpnia 1945 r., prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman wygłosił oficjalne przemówienie radiowe. Przekonywał w nim, że użycie nowej, potężnej broni, było m.in. odpowiedzią na nieludzkie traktowanie jeńców przez wroga:
Użyliśmy jej (bomby atomowej – red.) przeciwko tym, którzy zaatakowali nas bez ostrzeżenia w Pearl Harbor, przeciwko tym, którzy zagłodzili, pobili i dokonali egzekucji amerykańskich jeńców wojennych, przeciwko tym, którzy porzucili wszelkie pozory przestrzegania międzynarodowych praw wojennych. Wykorzystaliśmy ją, aby skrócić agonię wojny, aby uratować życie tysięcy młodych Amerykanów.
Mniej znanym aspektem II wojny światowej jest fakt, że amerykańska bomba atomowa doprowadziła do śmierci 12 obywateli USA przetrzymywanych w Hiroszimie. Wielu historyków zaznacza jednak, że średnia liczba alianckich jeńców, którzy umierali każdego dnia z rąk Japończyków, była dużo wyższa.
Nieudana misja "Samotnej Damy"
Bomba atomowa "Little Boy" (ang. "Chłopczyk") została zrzucona na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 r. z pokładu samolotu Boeing B-29 Superfortress "Enola Gay" z wysokości 9,5 km. Broń miała 3 m długości, 71 cm średnicy i ważyła 4 tony. Szacuje się, że w wyniku eksplozji mogło zginąć nawet 90 tys. ludzi, co stanowiło ok. jedną trzecią wszystkich osób przebywających w tym czasie w mieście.
Kilka dni wcześniej, 28 lipca 1945 r., dziewięcioosobowa załoga bombowca B-24J "Lonesome Lady" (ang. "Samotna Dama") wyruszyła w stronę wyspy Honsiu z zadaniem zatopienia japońskiego pancernika Haruna. Za sterami siedział 21-letni podporucznik Thomas Campbell Cartwright. Miała to być ich druga i ostatnia misja bojowa.
Atak na pancernik zakończył się niepowodzeniem: samolot został zestrzelony przez japońską obronę przeciwlotniczą. Jeden z pilotów próbował wyskoczyć z maszyny; zginął, ponieważ nie otworzył się jego spadochron. Pozostałych ośmiu, w tym ppor. Cartwight, dostało się do niewoli. Oprócz ich samolotu wróg zestrzelił maszynę "Taloa", pilotowaną przez Josepha Dubinsky'ego. Część załogi "Taloi" zginęła już 28 lipca, reszta w wyniku eksplozji z 6 sierpnia.
Piloci zostali umieszczeni w więzieniu znajdującym się na terenie komisariatu policji w Hiroszimie. Możliwe, że władze w Waszyngtonie nie wiedziały nawet, że w mieście są przetrzymywani amerykańscy żołnierze, gdyż Japończycy nie założyli tam żadnych obozów jenieckich.
Zapomniane ofiary bomby atomowej
Łącznie w niewoli znalazło się 14. Amerykanów. Eksplozja "Little Boya" zabiła na miejscu dziesięciu z nich. Wybuch przeżyły cztery osoby, które znajdowały się w tym czasie w innych częściach budynku.
19-letni strzelec pokładowy Normand Brissette oraz sierżant Ralph Neal pełnili wtedy służbę w latrynie. Słysząc potężny wybuch, wskoczyli bez namysłu do dołu z odchodami. Gdy wyszli, zastali kompletnie zniszczone miasto. Niedługo potem znaleźli się na ciężarówce Japończyka o nazwisku Tank, który zabrał ich do pobliskiego szpitala. Kilkanaście dni później zmarli w wyniku choroby popromiennej.
Spośród kilkunastu jeńców przetrzymywanych w Hiroszimie, do USA wróciło tylko dwóch członków załogi "Samotnej Damy": sierżant Bill Abel i ppor. Cartwight. Drugi z nich został potem uwieczniony na słynnej fotografii Johna Swope'a, przedstawiającej alianckich żołnierzy wyzwolonych z japońskiej niewoli. Po wojnie Cartwight wydał autobiografię pt. "Randka z Samotną Damą. Powrót jeńca z Hiroszimy".