Boeing patentuje nowy silnik. Tak potężny, że nie ma prawa istnieć
Amerykański urząd patentowy zaakceptował wniosek Boeinga o rejestrację nowego rodzaju napędu do samolotów. Silnik, który mógłby znaleźć zastosowanie w samolotach, rakietach, a nawet pojazdach kosmicznych, można uznać za naprawdę przełomowy. Do tego stopnia, że niewiele wskazuje na to, by obecna technologia w ogóle pozwalała na jego stworzenie.
13.07.2015 | aktual.: 14.07.2015 12:59
Patent, uzyskany przez Boeinga, opisuje stworzenie silnika, który w swoim działaniu bazuje jednocześnie na syntezie jądrowej, rozszczepieniu jądra atomowego, a do tego wszystkiego wykorzystuje jeszcze lasery. Firma w swoim wniosku nie zastanawia się w ogóle nad realnymi możliwościami stworzenia takiego napędu – które mogą być obecnie bardzo nikłe. Wiele wskazuje na to, że chce być po prostu przygotowana na to, że ktoś, kiedyś taki napęd stworzy. Jeżeli mu się to uda, okaże się, że Boeing wpadł na ten pomysł pierwszy.
Jak w teorii działać ma ten brzmiący jak rodem z filmu SF silnik? W jego środku znajduje się komora, we wnętrzu której z kolei obecny jest zestaw bardzo silnych wiązek laserowych, skoncentrowanych na jednym punkcie. W nim umieszczona jest mieszanina deuteru i trytu – izotopów wodoru. W wyniku bombardowania olbrzymią ilością energii dojść ma do syntezy atomów wodoru. Proces ten nazywany jest inercyjną syntezą jądrową i z całą pewnością nie wiemy o nim jeszcze dość dużo, by wykorzystywać go komercyjnie.
Powstałe w wyniku fuzji gazy wypychane mają być z tyłu silnika, generując napęd, ale na tym fantastyczna wizja Boeinga się nie kończy. W wyniku fuzji atomów wodoru w silniku powstają również tzw. neutrony prędkie, które uderzają w ściany komory. Te z kolei mają być, według projektu, wyłożone materiałem rozszczepialnym – np. uranem. Uderzanie weń neutronów powoduje dodatkowo reakcję rozszczepienia jąder atomowych, która wytwarza dużą ilość ciepła. Ono z kolei wykorzystywane ma być do zasilania samej turbiny i używanych przez nią laserów.
Jak już wspomnieliśmy, problem z tym projektem jest taki, że aktualnie niewiele wskazuje na to, by był on możliwy do zrealizowania. Pomijając nawet to, że o fuzji jądrowej ciągle wiemy zbyt mało, trudno wyobrazić sobie, by po naszych niebach niedługo miały latać samoloty zawierające na pokładzie materiały radioaktywne.
Tak czy inaczej, patent został przyznany. Nie jest oczywiście wcale powiedziane, że taki silnik w końcu nie powstanie – może za 50 lat, może za 100. Pytanie tylko, czy jest w ogóle sens w patentowaniu rozwiązania, które uważamy, że jest teoretycznie wykonalne, chociaż aktualny stan nauki nie pozwala nam na jego realizację.
_ DG _