Nowy łańcuszek na Facebooku. Bardziej skuteczny od poprzednich?
Masz wrażenie, że twoich postów na Facebooku nikt nie widzi? Że "lajki się się nie zgadzają"? Niektórzy zauważyli ten niepokojący trend i do walki o zasięgi wykorzystują broń starą jak sieć - łańcuszki internetowe. Znienawidzone przez wielu, w tym przypadku mogą pomóc.
Niedawno Facebook ogłosił poważne zmiany dotyczące tego, co zobaczymy w trakcie codziennego przewijania naszej "tablicy". Priorytet będzie miała nasza rodzina i przyjaciele oraz strony, na których odbywa się żywa dyskusja pod publikowanymi postami. Słowiem - więcej bliskich nam osób i sensownej dyskusji zamiast internetowej "papki".
Co można zrobić, by nasi znajomi na pewno zobaczyli, czym postanowiliśmy podzielić się światem. Z pomocą może przyjść łańcuszek internetowy. Choć ta forma jest przez wielu postrzegana jako irytujący spam - albo świadectwo naiwności piszącego.
Na czym polega nowy łańcuszek? W skrócie - zostawisz komentarz i w przyszłości będzie widzieć więcej treści od tego, kto ten komentarz opublikował. Proste, prawda? W końcu nie ma sensu, by algorytmy udostępniały na naszych profilach treści, które są nam obojętne. Pytanie jednak - czy to faktycznie działa? Łańcuszki tego typu mają to do siebie, że często nie posiadają żadnego realnego wpływu, ale są efektem życzeniowego myślenia użytkowników. Ot, takie cyfrowe placebo.
Pierwszy sensowny łańcuszek w historii?
Jednak w tym przypadku, wrzucający łańcuszek mogą mieć rację. Konrad Kubicz, menadżer social mediów w Wirtualnej Polsce, uważa, że posty zachęcające do komentowania nie są pozbawione sensu.
- Co prawda nikt nie zna algorytmu Facebooka, ale w tym przypadku zasady opisane w poście faktycznie mogą działać. Załóżmy, że masz polubioną bardzo dużą liczbę stron - na tablicy jednak widzisz ich bardzo mały wycinek. - Jeśli wejdziesz interakcją w jedną z nich – im częściej, tym lepiej – to masz większą szansę, by zobaczyć kolejne treści na swojej tablicy. Ogólna zasada Facebooka brzmi teraz następująco: najpierw bliscy znajomi, potem posty, które wywołują dyskusję. Stąd prośby o komentarze – podkreśla.
Monika Czaplicka, szefowa agencji Wobuzz, prowadząca też poczytny fanpage "Kryzys w social mediach wybuchają w weekendy", również uważa, że taka metoda na zaangażowanie ma sens.
- Edge rank - algorytm decydujący o tym co się nam wyświetla w aktualnościach opiera się w głównej mierze na aktywności. Czyli reakcjach, jak "lubię to", komentarzach, udostępnieniach oraz kliknięciach np. w galerię obrazów. Trzy czynniki, poza czasem od publikacji i formatem, czyli czy post jest tekstem, zdjęciem itp., to czynniki zaangażowania – tłumaczy w komentarzu dla WP Tech. - Składa się na to kwestia, czy post jest popularny (ma dużo interakcji), czy autor jest dobrym twórcą treści (tworzy popularne posty) i relacja między użytkownikiem a twórcą (czyli czy np. osoba często wchodzi w reakcje, lajkuje, komentuje etc. ze stroną). Taki łańcuszek działa, bo "podbija" relację miedzy komentującym a autorem, popularyzuje post i sprawia, że autor staje się lepszym twórcą w oczach Facebooka – dodaje.
Czaplicka podkreśla, że udostępnienie, komentarz, kliknięcie czy reakcja ma mniejsze znaczenie, ale w tej kolejności jest "ważone" przez Facebooka - udostępnienie ma najsilniejszą konotację emocjonalną i oznacza, że osoba udostępniająca jest w lepszej relacji z autorem niż np. kiedy tylko coś polubimy. Jednak nawet polubienie wystarczy, żeby zwiększyć widoczność postów danej strony czy osoby, zauważa.
Jak jednak słusznie zauważył jeden z członków forum dotyczącego zagadnień mediów społecznościowych, "jeden like nic nie zmienia". W końcu rozmowy ze znajomymi na czacie nie przebiegają w ten sam sposób – angażujące mają być dyskusję między użytkownikami, a nie między publikującym a użytkownikiem, oceniła inna osoba. W najgorszym razie, jeśli pod takim postem pojawi się mnóstwo jednobrzmiących komentarzy, Facebook można nawet uznać go za spam, a publikujący osiągnie efekt odwrotny od zamierzonego. Jedno "ok" zaangażowania nie uczyni.
A co z fanpage'ami?
To samo się może tyczyć fanpage'y, które w tak mało subtelny sposób próbując skupić na sobie uwagę i wygrać walkę o czytelnika.
Są oczywiście inne sposoby lansowane przez strony na Facebooku – głównym jest oczywiście opcja, która zakłada, że ich posty będą na naszej tablicy wyświetlane w pierwszej kolejności. Sprawa dotyczy jednak fanpejdżów - w ich interesie jest, by jak najwięcej użytkowników wybrało właśnie opcję, dzięki której zawsze wyświetlą się im posty lajkowanych stron.
O komentarz poprosiliśmy również polski oddział Facebooka. Niestety, w momencie publikacji artykułu nie otrzymaliśmy informacji zwrotnej. Jednak wpis na oficjalnym blogu daje jasno do zrozumienia, jak będzie kształtować się zawartość co widzimy, logując się każdego dnia na niebieską stronę.