Nie można odmówić Niemcom tego, że zawsze potrafili budować niezwykłe machiny wojenne. W czasie pierwszej i drugiej wojny światowej powstało mnóstwo projektów, które nie doczekały się realizacji lub ich budowa została przerwana z powodu końca wojny. Przedstawiamy kilka z tych imponujących superczołgów.
Nie można odmówić Niemcom tego, że zawsze potrafili budować niezwykłe machiny wojenne. W czasie pierwszej i drugiej wojny światowej powstało mnóstwo projektów, które nie doczekały się realizacji lub ich budowa została przerwana z powodu końca wojny. Przedstawiamy kilka z tych imponujących superczołgów.
źródło: Gizmodo.pl
K-Wagen
Pierwsze próby ze zbudowaniem superczołgu zostały podjęte jeszcze podczas I wojny światowej, w roku 1917. Niemieckie dowództwo zamówiło wtedy projekt ekstremalnie ciężkiej maszyny, który w końcu stworzył inżynier i kapitan rezerwy Joseph Vollmer. Maszyna nazwana została K-Wagen, miała mieć długość 13 metrów i ważyć początkowo aż 165 ton. Z czasem wagę zredukowano do 120 ton. Uzbrojenie K-Wagena stanowić miały umieszczone po bokach cztery wieżyczki z działami kaliber 77 milimetrów, dodatkowo wehikuł miał być chroniony również przez siedem karabinów maszynowych Maxima 7,92 mm. Do obsługi całej maszyny potrzebowano aż 27 osób. Zadowoleni z projektu sztabowcy zamówili 10 egzemplarzy K-Wagena, niestety nie zdążono ich już wybudować. A przynajmniej nie wszystkich. Do końca wojny powstały dwa superczołgi, które niemal ukończono. Ale jak się łatwo domyślić, nie zostały już nigdy użyte w boju.
W końcu jedynym czołgiem, którego Niemcy faktycznie użyli podczas I wojny został A7V "Przemieszczająca się forteca", również zaprojektowany przez Vollmera. Niemal skończone K-Wageny wciąż jednak pozostają drugimi największymi czołgami w dziejach świata.
Na zdjęciu: Model K-Wagena (po prawej), w porównaniu z późniejszym o sześć dekad kolosem, amerykańskim M1 Abrams.
źródło: Gizmodo.pl
Panzer VIII Maus
Numer pierwszy na tej liście należy do maszyny o nazwie Panzer VIII Maus, 188-tonowego kolosa z II wojny światowej, większego trzykrotnie od standardowych czołgów używanych w tym czasie, a cięższego sześciokrotnie na przykład od znanego amerykańskiego średniego czołgu M4 Sherman. Jednak nawet "Mysz" była zaledwie pyłkiem w porównaniu z dwiema machinami, których budowy nie zrealizowano w czasie wojny.
źródło: Gizmodo.pl
Landkreuzer P.1000 Ratte
Pierwszym z nich był Landkreuzer P.1000 Ratte. Wspomniany już M1 Abrams waży 60 ton i ma osiem metrów długości. Ratte miał ważyć 1000 ton i być długi na 35 metrów! Projekt zakładał, że będzie to prawdziwa forteca na gąsienicach: 20 osób załogi miało obsługiwać podwójne armaty 280 mm, działo kalibru 128 mm, osiem 20-milimetrowych działek przeciwlotniczych oraz kilka ciężkich karabinów maszynowych.
Zaprojektowany w 1942 i ponad pięciokrotnie większy od Mausa "Szczur" nie spotkał się z aprobatą Alberta Speera, ówczesnego ministra uzbrojenia i amunicji Rzeszy, który nakazał zarzucić tę inicjatywę. Speer uznał, że nie ma żadnego zastosowania dla tego superczołgu – byłby on za ciężki dla niemal wszystkich dróg i mostów, a także przeraźliwie wolny. Niemcy zaczęli już budować Ratte, ale na wyraźny rozkaz przestali.
źródło: Gizmodo.pl
Landkreuzerem P.1500 Monster
Speer uciął także inny projekt, nawet bardziej gargantuiczny. W 1942 rozpoczęły się prace na Landkreuzerem P.1500 Monster. "Potwór" przebijał "Szczura" pod każdym względem. Jego załoga liczyła aż 100 osób, ważył o 500 ton więcej niż Ratte, miał 42 metry długości (o siedem więcej), a mające kaliber 800 milimetrów (!!!) działo prosto z zakładów Kruppa miało miotać siedmiotonowe pociski na odległość 40 kilometrów.
W przeciwieństwie do "Szczura" nikt nawet nie próbował budować takiego kolosa - nie było żadnego mostu na świecie, który by go udźwignął.
źródło: Gizmodo.pl