Gotówko i karto, żegnajcie. Ja płacę ciałem
Wchodzę do lokalu, zamawiam, jem. Potem rutynowe pytanie kelnerki: "gotówka czy karta?". O nie, moja droga, ja płacę ręką.
W moim ciele znajduje się implant. Jeden ruch ręki i płatność dokonana. A ja czuję się niemal jak postać z futurystycznych światów Blade Runnera 2049, Ality czy Cyberpunka 2077.
Implant ma 28 mm długości, 7 mm szerokości i 0,4 mm grubości. Jego działanie opiera się na technologii Near Field Communication (NFC), powszechnie używanej w kartach płatniczych czy smartfonach. Jest urządzeniem pasywnym i nie wymaga przy tym własnego źródła zasilania. Kosztuje 200 euro (ok. 920 zł), a za wszczepienie trzeba dołożyć kolejne 300 zł. Opracowała go polsko-brytyjska firma Walletmor.
Teoretycznie implant można umieścić w dowolnym miejscu, ale najpraktyczniejsza wydaje się dłoń.
W science-fiction technologiczne modyfikacje ludzkiego ciała są normą. Oczywiście wszczepienie sobie robotycznego oka czy bionicznego ramienia to jeszcze nie jest codzienność roku 2021, ale kto by pomyślał 40 lat temu (tyle skończy w przyszłym roku pierwszy film z serii "Blade Runner"), że będziemy mogli płacić implantem w dłoni?
A to pierwszy krok ku rozpowszechnieniu cyborgizacji.
Polacy kochają nowinki technologiczne
To prawda, wiele osób do dziś płaci rachunki na poczcie, ale miliony robią to już online. A gdy raz przestawimy się na płatności w sieci, jest tylko kwestią naszych preferencji, czy użyjemy do tego komputera, tabletu, smartfona lub smartwatcha.
Dwa ostatnie sposoby robią konkurencję kartom płatniczym, które w ciągu ostatnich dekad upowszechniły się w wielu krajach świata kosztem gotówki.
Polska jest tu w awangardzie – według badań Global Web Index nasz kraj zajmuje drugie miejsce w płatnościach bezgotówkowych (75 proc.) zaraz za Koreą Południową (77 proc.). Podium zamykają Szwedzi (74 proc.).
– Jesteśmy bardzo ciekawym przykładem, bo u nas płatności kartą czy Blikiem podbiły rynek. Nawet w najmniejszych punktach są terminale do opłat bezgotówkowych – mówi Jacek Błoniarz-Łuczak, Szef Laboratorium Fizycznego w Centrum Nauki Kopernik.
– Porównajmy to do USA, czyli gospodarki uważanej za supernowoczesną. Tam jest Apple, tam jest Tesla – po prostu rocket science. A okazuje się, że wystarczy pojechać do Stanów, żeby przekonać się, że tam tego typu rozwiązania wcale nie są tak popularne. Mało tego, u nich wciąż funkcjonują czeki – wskazuje Błoniarz-Łuczak.
Co ciekawe, również nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy wciąż wolą posługiwać się gotówką. Tylko 49 proc. Niemców przyznaje, że płaci kartą lub telefonem. Podobnie jest w Austrii. Tam też tylko 49 proc. obywateli preferuje płatności bezgotówkowe. We wspomnianych przez eksperta Stanach Zjednoczonych "plastik" wybiera 58 proc. Amerykanów, podczas gdy średnia światowa to 60 proc.
Założycielem Walletmor jest pochodzący z Lublina, a wykształcony w Singapurze, Londynie i w Hongkongu biznesmen Wojciech Paprota.
Jego firma ma już ponad stu partnerów w USA oraz w takich krajach Europy jak: Polska, Wielka Brytania, Niemcy, Szwajcaria, Włochy, Francja, Portugalia, Hiszpania, Holandia, Czechy, Grecja, Szwecja, Norwegia, Estonia, Finlandia, Belgia czy Dania.
Warto wspomnieć, że podobne rozwiązanie opracowała wcześniej m.in. amerykańska firma VivoKey. Jej implanty pozwalają na otwieranie drzwi, odblokowanie komputera czy uzyskanie dostępu do innych urządzeń elektronicznych dostosowanych do współpracy z implantem poprzez zbliżenie ręki do czytnika.
VivoKey kooperuje obecnie z Walletmorem przy produkcji implantów płatniczych, udostępniając m.in. bezpieczny dla zdrowia biopolimer, w którym zamknięty jest układ scalony. Ten składa się z anteny oraz krzemowego chipa, na którym zapisane są informacje niezbędne do dokonywania płatności.
– Nie sądzę, że implanty będą tak powszechne, jak płatność kartą, natomiast z pewnością znajdzie się bardzo duża grupa ludzi, którzy chętnie taki wszczep zamontują. Startupy, które będą proponowały tego typu rozwiązania jako usługi, jak najbardziej się rozwiną i będą miały kolejkę chętnych, ale to potrwa lata – uważa Szef Laboratorium Fizycznego w CNK.
Jego zdaniem podstawową barierą może być ludzka niechęć do ingerencji we własne ciało. Dodaje jednak, że ta sytuacja może się zmienić, bo Polska przoduje, jeśli chodzi o nowoczesne rozwiązania płatności cyfrowych, a Polacy lubią nowinki technologiczne.
Obywatelu, zrób to sam. Ja podziękowałem
Implant Walletmor trafił w moje ręce, ale na przeobrażenie się w chodzącą kartę płatniczą musiałem nieco poczekać.
Wszak, zanim zdecydujemy się na wszczepienie, należy upewnić się, czy urządzenie działa. Wykonanie tego w innej niż sugerowana kolejności mogłoby się skończyć ponownym rozcinaniem dłoni i wymienianiem wszczepu.
W zestawie znajduje się oczywiście sam implant, ale jest też igła do samodzielnego przeprowadzenia zabiegu oraz krótka instrukcja obsługi.
Patrzę na dołączony "szpikulec". Ma otwór tak wielki, że można przez niego wyjrzeć na drugą stronę i już wiem, że nigdy nie zdecydowałbym się na wykonanie zabiegu na własną rękę. Odradza to również sama firma.
Najpierw chciałem umówić się na zabieg w klinice chirurgicznej. Wtedy okazało się, że to nie lekarze mają największe doświadczenie w implantacji podskórnych modyfikacji.
Specjalistami w tej dziedzinie są modyfikatorzy ciała. Jednym z nich jest Conor Piotr Adamski – sanitariusz wojskowy i człowiek, który we współpracy z producentem wszczepił już gadżet Walletmora ponad 30 osobom z różnych części Europy. Adamski, wspólnie z producentem, opracował instrukcję dla innych ekspertów. To w jego studiu CrM Bodymodifications skorzystałem z usługi wszczepienia.
Jeszcze przed zabiegiem zapoznałem się z instrukcją i aktywowałem implant. W tym celu należy pobrać na smartfon aplikację iCard i założyć w niej darmowe konto. Żeby je aktywować, trzeba przejść przez krótki proces weryfikacji i potwierdzić, że jesteśmy mieszkańcami kraju, który wybraliśmy podczas konfigurowania.
Trwa to około 5 minut, ale na potwierdzenie weryfikacji musimy czekać od jednego do dwóch dni. Potem trzeba zasilić nasz rachunek odpowiednimi środkami. Można to zrobić, dodając do niego kartę płatniczą lub przelewem bankowym.
Równie banalne jest połączenie implantu z apką. Wystarczy kliknąć ikonę z plusem, wybrać "NFC Wearables" i aktywować implant poprzez wpisanie 11-cyfrowego kodu znajdującego się w opakowaniu. I gotowe.
Walletmor zaczął działać, ale przed wszczepieniem musiałem jeszcze upewnić się, że zapłacę nim za zakupy. Poszedłem więc do sklepu i z sukcesem dokonałem pierwszej płatności. Wtedy byłem już pewien, że mogę zamienić swoje ciało w chodzącą kartę płatniczą.
Akcja "wszczepianie implantu"
Następnego dnia zadzwoniłem do warszawskiego studia CrM Bodymodifications i umówiłem wizytę już na drugi dzień. Miałem szczęście, bo od Conora dowiedziałem się, że zazwyczaj trzeba czekać miesiąc, ale akurat zwolniło mu się jedno miejsce.
Salon od lat zajmuje się piercingiem i modyfikacjami ciała, które w naszym kraju mogą być legalnie wykonywane przez odpowiednio wyszkolonych piercerów.
Na początku musiałem wypełnić ankietę dotyczącą m.in. stanu zdrowia, aktywności fizycznej czy przyjmowanych leków. Musiałem również zapoznać się z ostrzeżeniem, że jestem świadom zagrożeń związanych z wykonaniem takiej procedury oraz wyrazić na nią zgodę.
Zmierzono mi również temperaturę i zadano serię pytań związanych z moją reakcją na zabiegi chirurgiczne. No i oczywiście na koniec Conor zapytał, czy na pewno jestem zdecydowany, aby stać się chodzącym portfelem.
Odpowiedziałem krótko: – Tak.
Podczas każdego zabiegu chcę widzieć, co mi robią. Podobnie było i teraz gdy podłączali mnie do separatora, by pobrać ode mnie komórki krwiotwórcze metodą aferezy.
Polega ona na przetłoczeniu krwi obwodowej przez specjalne urządzenie, które oddziela od niej komórki macierzyste do transplantacji. Następnie krew wraca do organizmu. Tamtejsze igły były mniejsze niż ta z zestawu Walletmor, ale również o wiele większe od tych, którymi jesteśmy szczepieni np. przeciwko Covid-19.
Zabieg wszczepienia trwa około 15 minut. Modyfikator ciała kilkukrotnie dezynfekuje miejsce, w którym znajdzie się implant. Później lekko rozciąga skórę, aby wybrać najbardziej odpowiednie miejsce nacięcia.
Po znieczuleniu wybranego miejsca otwiera sterylnie zabezpieczone narzędzia. Nacina skórę skalpelem. Następnie specjalnym przyrządem formuje "kieszonkę" pod skórą, do której wkłada wszczep (choć całość wyglądała nieco drastycznie, to zafascynowany nie potrafiłem oderwać oczu).
Po umieszczeniu implantu zaszywa nacięcie, dezynfekuje ranę i zabezpiecza ją. Cała procedura wygląda dokładnie jak piercing subdermalny, czyli umieszczanie pod skórą ozdobnych implantów.
Według twórców implantu nie powinniśmy od razu po zabiegu dokonywać płatności dłonią. Jeszcze przed wszczepieniem dostałem instrukcję, jak postępować, żeby rana zagoiła się jak najszybciej oraz zalecenia, aby nie przeciążać ręki.
A "nie przeciążać" oznacza, że nawet duży kubek z kawą może ważyć za dużo. Zresztą samo picie kawy również odpada, bo przez tydzień po wykonanym zabiegu nie należy spożywać m.in. produktów z kofeiną czy alkoholu.
Dodatkowo samo miejsce wszczepienia należy 2-3 razy dziennie przemywać Octeniseptem oraz 3 razy dziennie stosować 10-minutowe ciepłe okłady z naparu kory z dębu.
Są one rekomendowane przez piercerów w celu zmniejszenia opuchlizny w miejscach wszczepów czy przekłuć. Szwy można usunąć po 12-14 dniach, jednak bliznę warto zabezpieczać przez miesiąc wodoodpornym plastrem.
Na koniec Conor wręczył mi odpowiednią liczbę opatrunków i dodał, żebym ograniczał używanie implantu do pełnego wygojenia.
Płacę implantem i słyszę: "Naćpany jesteś?"
Ostrzeżenia ostrzeżeniami, ale moja chęć sprawdzenia, czy wszystko działa, przeważyła. Po drugiej stronie ulicy od punktu, gdzie wszczepili mi implant, mieści się mój ulubiony lokal z ramenem. Gdy poprosiłem o rachunek, usłyszałem: "Płatność gotówką czy kartą?". Czekałem na to.
– Implantem.
Nie chciałem wprowadzać ekipy lokalu w konsternację, dokonując płatności dłonią bez wcześniejszego powiadomienia, bo bywam tam często. Ale oczywiście kelnerka i kucharze nie mogli na początku uwierzyć w to, co się właściwie stało.
Natomiast klientka siedząca obok mnie była bardziej bezpośrednia. Zapytała wprost: - Czy jesteś naćpany?
Potem wszyscy zalali mnie falą pytań. Personel dodał na koniec, że będzie musiał zapisać nagrania z monitoringu, bo ich współpracownicy mogą nie uwierzyć w tę historię.
Sprawdziłem implant również w osiedlowym sklepie. Tam ekspedientka próbowała ukryć swoje zaskoczenie, ale po wyjściu widziałem przez witrynę, jak woła koleżanki, aby powiedzieć im o facecie płacącym pustą dłonią.
– Taka płatność przy pomocy ręki, kiedy nie muszę mieć karty płatniczej czy telefonu, jest bardzo ciekawą propozycją. Natomiast konkurencją na rynku jest smartwach. Płatności zegarkiem są coraz bardziej powszechne, więc te rozwiązania będą ze sobą konkurowały. Ludzie mogą uznać, że zegarek jest mniej inwazyjny, a daje taką samą funkcjonalność – uważa Jacek Błoniarz-Łuczak z CNK.
– Musimy się zastanowić, ile niedogodności niweluje implant. Cena, jaką płacimy to ta finansowa i to, że ingerujemy w ciało. Istnieje jednak pewien argument, który jest tutaj istotny. Bateria w zegarku może się wyczerpać, w implancie już nie – puentuje.
Czekam na więcej funkcji
Od zabiegu minęły dwa tygodnie. Rana jest już niemal zagojona, a jeden ze szwów już samoczynnie został wypchnięty przez organizm. Sam implant zdaje egzamin – tym bardziej, jak w drodze na zakupy zapomnę wziąć z samochodu telefonu czy portfela.
Implant, który mam w dłoni będzie działał 8 lat. Po tym czasie mogę zgłosić się do chirurga lub modyfikatora ciała, żeby go wyjąć.
Przede mną jeszcze wiele testów, bo jak twierdzi Walletmor, w najbliższych latach zamierzają poszerzyć funkcjonalność swojego implantu o dodatkowe rozwiązania takie jak możliwość otwierania zamków w drzwiach, odblokowywanie komputera czy uzyskanie dostępu do innych urządzeń wspierających NFC.