Czołg T‑14 Armata za drogi dla Rosji? [KOMENTARZ]

Rosyjski czołg T-14 Armata, to prawdopodobnie najlepszy czołg na świecie. Jednak Rosja nie planuje zakupu dużej liczny tych czołgów. Wymiana kilku tysięcy starych T-72 i T-90 byłaby za droga. To dobrze, bo T-14 Armata to poważne wyzwanie dla NATO.

Czołg T-14 Armata za drogi dla Rosji? [KOMENTARZ]
Źródło zdjęć: © Mil.ru

06.08.2018 | aktual.: 06.08.2018 10:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Sensację i poruszenie ekspertów oraz dziennikarzy spowodowała niedawna wypowiedź wicepremiera Rosji ds. przemysłu zbrojeniowego i kosmicznego (dawniej wiceministra obrony) Jurija Borysowa dla rosyjskich mediów. Stwierdził on 29 lipca w wywiadzie dla agencji ITAR-TASS, że nie ma potrzeby masowego wprowadzania do służby czołgów T-14 Armata oraz transporterów kołowych Bumerang, które są zbyt kosztowne w stosunku do obecnie używanych T-72B3 czy BTR-82A.

- Po co mamy zalewać całe siły zbrojne czołgami Armata. Mamy czołgi T-72, na które jest też wielki popyt na rynku (międzynarodowym – przyp. red.) w porównaniu z Abramsami, Leclercami czy Leopardami, ze względu na ich cenę, skuteczność czy jakość - mówił Jurij Borysow, wicepremier Rosji ds. przemysłu zbrojeniowego i kosmicznego. - Taką samą sytuację jak z Armatą mamy z Bumerangami. […] Tak naprawdę nie potrzebujemy masowej wymiany sprzętu, te modele są dość kosztowne w porównaniu z obecnymi. Ale gdyby obecnie używany sprzęt, na przykład zmodernizowane T-72, BMD-4 czy BTR-82 miały gorsze możliwości niż (pojazdy – przyp. red.) potencjalnego przeciwnika, obecnie forsowalibyśmy zakup nowych modeli.

Skąd to zdziwienie?

Słowa wicepremiera Borysowa o planach ograniczonych zakupów czołgów Armata stały się tematem sensacyjnych newsów, ale jak się wydaje, z zupełnie niewłaściwego powodu. Rosja, jeśli przeanalizować już pierwotne plany, nie miała zamiaru masowo wprowadzać T-14 Armata w miejsce wozów T-90 i T-72B3M w najbliższym czasie. Nie ma też takich możliwości przy armii dysponującej dziesiątkami tysięcy czołgów, w kraju z ograniczonymi możliwościami produkcyjnymi oraz finansowymi (choć nie tak ograniczonymi jak w wywiadzie sugeruje Jurij Borysow, który stwierdził, że Rosja dysponuje budżetem 10 razy mniejszym niż kraje NATO).

Obraz
© Mil.ru

Czołg T-14 Armata podczas testów.

Budżet rosyjskiego ministerstwa obrony jest jednym z największych na świecie i przekracza 61 mld dolarów, ale podobnie jak budżety krajów NATO, jest obciążony nie tylko modernizacją ale też innymi wydatkami - a przede wszystkim pada ofiarą efektu skali. Skali ogromnych sił zbrojnych, rozciągniętych na obszarze tysięcy kilometrów jednego z trzech największych krajów świata. W takiej sytuacji wymiana generacyjna sprzętu zajmuje dekady i w zasadzie nie kończy się nigdy. Warto wspomnieć, że w momencie wprowadzania do sił zbrojnych pierwszych pojazdów Kurganiec-25, w siłach zbrojnych Rosji większość stanowią wozy BMP-2 (nie najnowsze BMP-3 które okazały się mieć wiele wad), ale nadal służy też około tysiąca BMP-1 z lat 60. ubiegłego wieku.

Nie powinno więc dziwić nikogo, że Rosja od początku nie planowała wymieniać wszystkich posiadanych czołgów na T-14, ale uczynić je maszynami przełamującymi na wyposażeniu najbardziej elitarnych jednostek. Można porównać to do metod użycia w czasie II wojny światowej przez Niemców czołgów Tiger. Podczas gdy większość sił pancernych Wermachtu stanowiły kilka generacji starsze wozy Panzer IV i Panzer III, wozy Tiger i King Tiger służyły jako siła przełamująca i "straż pożarna" ratująca sytuację na szczególnie zagrożonych odcinkach.

Polityk zmiennym jest

O wiele ciekawsze od tego co mówi obecnie wicepremier Rosji jest to, co jeszcze kilka lat temu mówił jako wiceminister obrony. Wówczas, jeszcze przed pojawieniem się Armaty na Placu Czerwonym, Juriji Borysow twierdził coś zupełnie innego.

- Możliwości T-72 a nawet T-90 wyczerpały się - mówił - Jurij Borysow, ówczesny wiceminister obrony Rosji. - Nie ma już możliwości modernizacji i potrzebny jest skok jakościowy. Stoi przed nami zadanie stworzenia nowej platformy – co będzie istotnym skokiem naprzód w kierunku rozwoju całkiem nowych możliwości.

Jak widać, jeszcze kilka lat temu polityk ten był zdecydowanie zwolennikiem, jak sam mówił, ”skoku generacyjnego” i dowodził, że postsowieckie konstrukcje jakimi dysponuje armia wyczerpały swój potencjał modernizacyjny. Nowe pojazdy miały wejść do masowej produkcji w ciągu 10-15 lat, a ówczesny wiceminister obrony szacował zapotrzebowanie na około 2 do 3 tys. nowych czołgów T-14 Armata, które miały wejść do linii do roku 2020. Obecnie można spodziewać się, że do 2020 roku do wojska trafi liczba, nie więcej niż 100 pojazdów przedseryjnych, w celu ewaluacji i przetestowania w warunkach realnej służby.

Co dalej z Armatą?

Wbrew sensacyjnym doniesieniom medialnym, czołg T-14 Armata czeka przyszłość zupełnie odmienna niż myśliwiec Su-57, którego produkcja "seryjna" ma się skończyć po dostarczeniu pierwszej, symbolicznej eskadry, a jego dalsza przyszłość jest bardzo niejasna. Tymczasem czołgi T-14, podobnie jak transportery Kurganiec-25, będą wprowadzane do sił zbrojnych, choć początkowo w ograniczonej liczbie. Kluczowe dla szybkości dostaw będą z pewnością wyniki testów poligonowych i eksploatacji egzemplarzy przedseryjnych.

Obraz
© Fot. Vitaly V. Kuzmin/Wikimedia Commons/ CC BY SA 4.0.

Czołgi T-72B3 w najnowszym wariancie T-72B3M (Modernizowany) będą jeszcze długo stanowić podstawowe uzbrojenie rosyjskich wojsk pancernych.

Jak mówią rosyjscy eksperci, jednym z celów tych badań jest ustalenie jakie elementy konstrukcji należy rozwijać w projekcie Armata, a z jakich można zrezygnować, obniżając koszt rozwoju i produkcji bez znaczących skutków dla możliwości operacyjnych pojazdu. Celem może być sprowadzenie ceny T-14 do zakresu T-90, czyli 3,5-4 mln dolarów. W takim układzie dwa T-14 będą kosztować blisko wartości pojedynczego Abramsa czy Leoparda. Pod względem rozwiązań, przynajmniej zgodnie z dzisiejszą wiedzą, pojazd reprezentuje większy potencjał bojowy od obecnie stosowanych pojazdów NATO.

Załoga Armaty znajduje się w trzyosobowej pancernej kapsule, całkowicie oddzielonej od paliwa i amunicji. Jest to rewolucyjna zmiana względem wozów T-72 i T-90, w których naboje nie są w żaden sposób oddzielone od przedziału załogi. Wieża T-14 Armata jest bezzałogowa, wyposażona w zautomatyzowany system ładowania i kierowania ogniem oraz nową armatę 125 mm typu 2A82-1M. Co istotne, ochronę pojazdu stanowi kombinacja pancerza oraz aktywnych i pasywnych środków, stosowanych również w pojazdach Kurganiec czy Bumerang.

W pojeździe zastosowano więc całkowicie odmienną koncepcję niż królująca w rosyjskiej armii od czasów T-34 zasada – dużo, średnio dobrze, bez oglądania się na załogę. Nie podlega jednak wątpliwości, że jeszcze przez co najmniej dwie-trzy dekady pojazdy T-14 Armata będą stanowić mniejszość w rosyjskich wojskach pancernych, których koniem roboczym będzie nadal T-72, ale w najnowszej wersji T-72B3M. Warto w tym miejscu dodać, że pojazd ten ma niewiele wspólnego z używanymi w Polsce T-72M1, prócz nazwy i ogólnej budowy. Ani PT-91M, ani T-72M1 nie są równorzędnymi przeciwnikami dla T-72B3, a w szczególności dla jego zmodernizowanej wersji, natomiast dla T-14 nie stanowią realnego zagrożenia poza bardzo wyjątkowymi wypadkami.

Należy więc powiedzieć wprost, T-14 Armata jest realnym, chociaż nie masowym zagrożeniem dla sił pancernych NATO. Powinien stanowić punkt odniesienia dla analizy potrzeb i możliwości czołgów sojuszu – obecnych i przyszłych. Natomiast T-72B3M będzie już niebawem stanowił przeważający standard i jeszcze długo stanowił będzie trzon rosyjskich sił pancernych. Może w tym wariancie stanowić zagrożenie dla obecnych wersji czołgów Leclerc, Leopard 2A5 czy M1A2 Abrams, natomiast będzie zapewne zdeklasowany przez pojazdy takie jak Leopard 2A7 czy M1A2Sep3 Abrams.

Źródło artykułu:Defence24
militariarosjat-14 armata
Komentarze (249)