Student z Chin przedstawia prawdę o Wuhan i koronawirusie
- Na pytanie, co należy robić po powrocie do Polski, konsulat nie potrafił mi odpowiedzieć. Lekarze, jeśli się ktoś do nich uda na własną rękę, mierzą temperaturę, odsyłają do domu i każą zgłaszać ewentualne objawy – o przerażających chwilach w Chinach opowiada w rozmowie z WP Tech polski student, który właśnie stamtąd powrócił.
Student prowadzący profil "Znowu ryż" na Facebooku, opowiedział, jak naprawdę wygląda sytuacja w Chinach. Jego relacje pokazują prawdziwą skalę problemu. Na krótko przed wybuchem masowych zachorowań na koronawirusa, opuścił kraj. Wcześniej przebywał w Chengdu, oddalonym ponad tysiąc kilometrów od Wuhan, źródła zarażenia koronawirusem.
Dawid, bo tak nazywa się nasz rozmówca, ma 23-lata, studiuje inżynierię mechaniczną i elektryczną na University of Electronic Science and Technology w Chengdu. Jest studentem pierwszego roku studiów magisterskich, ma stypendium chińskiego rządu.
WP Tech: Jak wyglądały pierwsze reakcje ze strony służb?
- Ogólnie Chiny chciały najpierw obezwładnić Wuhan. Miasto zamknięto, zabroniono je opuszczać. Zakazano też ruchu samochodów w jego centrum, potem go zniesiono. Poza tym odwołano wycieczki zorganizowane, autobusy międzyprowincjonalne, obchody nowego roku, zamknięto atrakcje turystyczne itd.
Były jakieś szczególne obostrzenia?
- W wielu miejscach, między innymi w popularniejszych liniach metra, wprowadzono obowiązek noszenia masek. Jego niewypełnianie jest prawnie karane. Ograniczono loty krajowe i poblokowano mnóstwo dróg. Kilkanaście miast jest zamkniętych.
A reakcje uczelni? Zadbali o was jakoś?
- Na początku władze uczelni apelowały tylko o ostrożność, potem sukcesywnie wprowadzały nowe zalecenia. Odradzili wychodzenie z akademika, wprowadzili sprawdzanie legitymacji na wejściach, żeby nikt obcy nie wszedł, zamknęli bibliotekę. Teraz można przebywać poza kampusem tylko do 20, a przed wyjściem trzeba obowiązkowo zadzwonić do swojego opiekuna. Na razie nic się nie mówi o przesunięciu rozpoczęcia semestru.
Studenci, mieszkańcy? Co oni na to? Panikują?
- W Chengdu jest spokojnie, wzmożona ostrożność, maski itd. Brak paniki. Jeśli chodzi o Wuhan, to miasto jest puste. Jeśli pojawia się panika, to tylko w ognisku wirusa, w tych zatłoczonych szpitalach. Wuhan to kilkunastomilionowe miasto o gigantycznej powierzchni, więc na jego obrzeżach też jest spokojnie. Mieszkańcy siedzą w domach i wychodzą praktycznie tylko na zakupy.
Widziałeś kogoś, kto zachorował? Jakie miał objawy?
- Nie widziałem nikogo takiego na żywo, tylko na filmikach. Osoby te mają wysoką gorączkę i problemy z oddychaniem, dlatego często mdleją - stąd filmiki z ludźmi padającymi na ulicach.
Czy zajęły się tobą jakieś służby? Tam na miejscu? Ktoś w Polsce?
- Nikt mnie nie kontrolował, nic nie sprawdzał. Sam kupiłem maski i miałem je na sobie przez całą podróż - na lotniskach, w samolotach. Maski należy zmieniać co około 4 godziny - ja wykorzystałem ich 5. Na pytanie, co należy robić po powrocie do Polski, konsulat nie potrafił mi odpowiedzieć. Lekarze z kolei, jeśli się ktoś do nich uda na własną rękę, mierzą temperaturę, odsyłają do domu i każą zgłaszać ewentualne objawy.
A jak na lotniskach? Tłok?
- Leciałem z Hanoi, było pusto. Personel w maskach. Jeśli chodzi o podróżnych, to maski mieli w większości Azjaci. Żadnych kontroli ani pytań. W Katarze już praktycznie nikt nie nosił masek, nie było żadnych kontroli. W Warszawie dosłownie na palcach jednej ręki można było policzyć osoby w maskach, także absolutnie żadnych kontroli i pytań.
Zamierzasz wrócić do Chin i kontynuować tam studia?
- Studiuję w Chengdu, zamierzam tam wrócić. Planowo semestr zaczynam 24 lutego.
Nie obawiasz się tego? Że możesz się zarazić?
- Tak się szczęśliwie złożyło, że po egzaminach poleciałem na wakacje do Wietnamu, to było tuż przed całą aferą, wtedy w Chengdu nie było ani jednego podejrzenia. Kiedy sytuacja rozwijała się tak dynamicznie, zdecydowałem wrócić do Polski bezpośrednio z Hanoi, żeby zminimalizować ryzyko zarażenia.
Od opuszczenia Chin minęło prawie dwa tygodnie i zupełnie nic się ze mną nie dzieje. Wrócę, gdy będzie bezpiecznie. No i wiadomo, przez jakiś czas na pewno będą non stop maski, mycie rąk sto razy dziennie i unikanie tłoku.