Robią to jak psy. Przestali się bać
Po zeszłorocznym brutalnym porwaniu kandydata na prezydenta Diego Fernandeza de Cevallosa, wielu Meksykanów przeraziło zjawisko, które rozwija się w ich kraju na coraz większą skalę.
Po zeszłorocznym brutalnym porwaniu kandydata na prezydenta Diego Fernandeza de Cevallosa, wielu Meksykanów przeraziło zjawisko, które rozrasta się w ich kraju na coraz większą skalę.
Przez tamto wydarzenie rozgłosu nabrała sprawa chipu lokalizacyjnego, który polityk miał wszczepiony pod skórę. Taki sam chip wszczepiany jest czasami psom, których właściciele szczególnie boją się o stratę swoich pupili. Co prawda jemu samemu on nie pomógł, gdyż przestępcy odkryli urządzenie i wycięli je z jego ręki, ale stało się ono dzięki temu bardzo popularne.
Firma wprowadzająca ten produkt na rynek żeruje na strachu ludzi przed porwaniami, które stały się ostatnio w Meksyku zjawiskiem masowym. W ciągu ostatnich 5 lat ryzyko bycia uprowadzonym wzrosło o 317%! Z kolei sprzedaż chipów wzrosła o 40. w ciągu ostatnich 2 lat i okazuje się, że ludzie naprawdę wierzą w ich skuteczność.
Urządzenie wszczepia się w skórę pomiędzy ramieniem i łokciem. Natomiast w ubraniu nosi się nadajnik GPS, który rozsyła z niego sygnał. Producent twierdzi, że potrafi odnaleźć człowieka nawet wtedy, kiedy nie ma przy sobie nadajnika, choć jest to bardzo podejrzana teoria. Mimo to, za firmą przemawia fakt, iż może pochwalić się uratowaniem 17. osób w ciągu ostatnich 10 lat.
Inne firmy sprzedają także różne gadżety (jak opaski na rękę, wisiorki) z wbudowanym modułem GPS, aby oszukać ewentualnych porywaczy. Jednak bateria w tego typu urządzeniach nie pozwala na zbyt długie nadawanie sygnału.
JG/SW/SW