Oszukują na Facebooku. Żeby się uwiarygodnić, wysyłają skan dowodu osobistego
Zakupy na portalach z ogłoszeniami zawsze obarczone są pewnym ryzykiem. Kiedy jednak sprzedawca wysyła ci "pod zastaw" swój dowód osobisty, możesz wierzyć, że cię nie oszuka. Błąd. Tak właśnie działali facebookowi oszuści.
Jak informuje Niebezpiecznik, oszuści działają w ten sposób w sieci od kilku miesięcy. Wystawiają fałszywe oferty na portalach z ogłoszeniami, takich jak OLX czy Facebook Marketplace. Obiecują towar, zgarniają pieniądze, a potem cisza? Nic nowego, takich przekrętów w internecie od zawsze jest dużo. Ale tutaj przestępcy okazują się być znacznie sprytniejsi.
Schemat jest ten sam. Oszuści tworzą fałszywe konto albo podszywają się pod istniejące osoby - np. przechwytując albo podrabiając ich profile w media społecznościowych. Na portalach z ogłoszeniami wystawiają atrakcyjną ofertę. W opisywanym przez Niebezpiecznik przypadku, była to wycieczka, tańsza o 600 zł niż oferta biura podróży. Wystawiający ma tylko jedną prośbę - aby rozliczyć się za pomocą Blika. Sprzedający tłumaczy, że nie przebywa w Polsce, a przelew kosztowałby zbyt dużo.
Gdyby pojawiły się jakieś wątpliwości, oszust uspokaja - może przesłać skan swojego dowodu. I nawet robi to. Zdjęcia dokumentu wydają się mocnym zabezpieczeniem. Jeżeli coś pójdzie nie tak, łatwo przecież będzie sprzedającego namierzyć.
Łatwo domyślić się, co działo się dalej. Gdy oszust otrzymał pieniądze, wysłał kod vouchera na wycieczkę. Natychmiast okazywało się, że jest nieważny. Kiedy ofiara napisała na facebookowej grupie o przekręcie, zgłosiły się do niej kolejne oszukane osoby.
Trzeba przyznać, że oszustwo jest wyjątkowe jak na polskie warunki. Wysłanie skanu dowodu uspokaja większość kupujących. Niestety skutecznie. A przecież nie jest to prawdziwy dokument. Pozyskanie zdjęć dowodów nie jest wielkim problemem - wystarczy przypomnieć, co Polacy wrzucają do sieci.
Niebezpiecznik zwraca uwagę na to, że oszuści mogą pozyskiwać dokumenty wrzucając do internetu fałszywe ogłoszenia o pracę. Proszą w nich nie tylko o CV, ale też o skan dowodu. Ktoś liczy, że dostanie dobrze płatne stanowisko i wysyła zgłoszenie. Tymczasem jego tożsamość zostaje wykorzystana do oszustwa.
Wybranie Blika do przekrętu to też majstersztyk. O ile przelew dałoby się w niektórych sytuacjach zablokować (zakładając, że wysłany byłby w piątek wieczorem, przez cały weekend można byłoby zablokować transakcję), tak tutaj wykorzystuje się największą zaletę usługi: szybkie dostarczenie środków. Nie jest to wina Blika. Po prostu przestępcy wykorzystują tę możliwość. A ofiara ma niewiele szans na odzyskanie pieniędzy.
"Niestety w tym przypadku banki mogą podnosić argument, że podawanie kodu BLIK innej osobie jest rażącym niedbalstwem. Dodatkowym problemem jest to, że ofiara przekrętu z Blikiem sama potwierdza transakcję w swojej aplikacji. Trudno więc podciągnąć tę sytuację do "posłużenia się utraconym przez płatnika albo skradzionym płatnikowi instrumentem płatniczym" lub "przywłaszczenia instrumentu płatniczego", a w takich właśnie przypadkach Ustawa [o usługach płatniczych] przewiduje odpowiedzialność po stronie banku" - informuje Niebezpiecznik.