Opozycyjny fanpage ma setki tysięcy fanów na Facebooku, ale gdy potrzebuje pieniędzy mało kto chce pomóc

Opozycyjny fanpage ma setki tysięcy fanów na Facebooku, ale gdy potrzebuje pieniędzy mało kto chce pomóc

Opozycyjny fanpage ma setki tysięcy fanów na Facebooku, ale gdy potrzebuje pieniędzy mało kto chce pomóc
Źródło zdjęć: © Patronite/WP
Adam Bednarek
23.11.2016 16:29, aktualizacja: 24.11.2016 11:16

Memy jako symbol poparcia czy propagowania idei? Tak, ale bierze się je na poważnie, gdy ich twórca robi je za darmo. Gdy potrzebuje finansowego wsparcia na swoją działalność, ich znaczenie zaczyna być niezauważane. Takie wnioski można wysnuć patrząc na kampanię crowdfundingową profilu Sok z Buraka.

Sok z Buraka to facebookowy profil satyryczno-polityczny, uderzający memami w obóz prawicowy. Twórcy często ostrych, kontrowersyjnych obrazków śmieją się z Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudy, polityków PiS-u i osób związanych z szeroko rozumianą prawicą - w tym także polityków z ugrupowania Kukiz’15 czy Kościołem. A przy tym Sok z Buraka wyraża poparcie dla idei, które z polityką rządzących bywają sprzeczne, jak np. ostatnio memy wspierające Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy czy cytaty polityków Platformy Obywatelskiej.

Sok z Buraka ma na Facebooku ponad 450 tys. polubień. Serwis rośnie w siłę, a jego twórcy stwierdzili, że potrzebują funduszy na dalsze działanie. I dlatego na portalu patronite.pl założona została zbiórka pieniędzy. To strona, na której twórcy mogą poprosić o regularne wpłaty pieniędzy. Są one wpłacane co miesiąc, na zasadzie pensji pochodzącej od fanów. Na przykład Krzysztof Gonciarz, twórca popularnych filmów na YouTube, dzięki swoim patronom dostaje ponad 28 tysięcy miesięcznie. 10 tysięcy zł zebrał w dobę od startu kampanii na Patronite.

Sok z Buraka jak na razie ma 17 patronów, dzięki którym może liczyć na 390 zł miesięcznie. Do tego doszły pojedyncze wpłaty, więc w sumie uzbierało się 550 zł. Mało, bardzo mało - w końcu mówimy o profilu, który na Facebooku ma prawie pół miliona fanów. Zgłoszone zapotrzebowanie to 200 zł miesięcznie na internet, 310 zł na programy graficzne i filmowe, a ponad 3 tysiące na reklamę na Facebooku. Ten ostatni "cel" jest więc kluczowy, bo bez tego pozyskiwanie nowych sympatyków jest trudniejsze i wszystkim internetowym opozycjonistom powinno zależeć na tym, by jak najszybciej go zrealizować. Wydawać by się mogło, że nie będzie to wielki problem, bo strona ma ponad 450 tysięcy fanów.

Sok z Buraka - internetowa opozycja

Tym bardziej że Sok z Buraka to - wg sympatyków i założyciela - coś więcej niż tylko strona z memami. Dla portalu koduj24.pl twórca mówił, że Sok z Buraka to “w tej chwili najbardziej aktywizującą internautów stroną opozycyjną w Polsce” i że walczy ze strachem i nieprawdą “jak prawdziwa klasyczna opozycja, tyle że w internecie”.

Obraz
© Patronite.pl/WP

Czcze przechwałki? Do profilu odnieśli się też prawicowi dziennikarze. Marcin Makowski z Do Rzeczy pisał, że “za tym projektem stoi think-tank jednej z największych partii w Polsce oraz agencja marketingowa, która od początku reprezentuje ją w sieci”. I dla jednej, i dla drugiej strony Sok z Buraka to więc profil opozycyjny.

Polubienie na Facebooku nic nie kosztuje

Mamy do czynienia z kolejnym przykładem na to, że w internecie poparcie wyraża się bardzo łatwo. Polubienia i udostępnienia dosłownie nic nie kosztują, więc tysiące z chęcią udostępniają obrazki, w których wyśmiewa się nielubianego polityka, a cytat lidera opozycji z przyjemnością pokazuje znajomym. Wszyscy wiedzą, że jestem za tymi, a tamtych nie cierpię. I już nie trzeba chodzić na marsze, angażować się w spotkania, podpisywać petycji - memy i lajki wystarczają, by spełnić swoje obywatelskie obowiązki.

I to nie jest dobra wiadomość bez względu na to, kto kogo popiera i jakie polityczne czy światopoglądowe profile lubi. Sok z Buraka pokazuje, że crowdfundingowe wsparcie idei raczej nie ma szans. Owszem, celny satyryczny obrazek może ośmieszyć władze i pokazać poparcie dla opozycji, ale ich autorów niekoniecznie należy dotować prywatnymi pieniędzmi. Siłą rzeczy takie podejście może wpychać autorów memów do szukania finansowego wsparcia gdzie indziej, zabierając im w ten sposób szansę na niezależność. Można z tego drwić, jak robią to prawicowi dziennikarze na Twitterze, ale dla wielu serwisów współpraca z partiami czy biznesmenami może być jedynym wyjściem. Crowdfunding jest ostatnią deską ratunku, jednak niezbyt pomocną. Przynajmniej na tę chwilę. W USA strony tworzące memy popierające Donalda Trumpa finansował np. Palmer Luckey, współtwórca Oculus Rift. I przez dłuższy czas robił to w tajemnicy. A memy, które pomogły Trumpowi zjednoczyć zwolenników i szerzyć poglądy, to bardzo cenne narzędzie w politycznej grze.

Polacy nie chcą płacić za propagowanie idei w internecie?

W Polsce również pozwalają sympatykom idei się zjednoczyć i promować swoje poglądy, ale nikt nie traktuje ich twórców na tyle poważnie, by ci wykonywali je na "pełen etat". Wyobrażenie, że memy będą więc działać niezależnie i być głosem ludu, który tworzy je z potrzeby serca, może i jest piękne, ale przy tym bardzo naiwne. Skoro więc nie ma wsparcia od sympatyków, trzeba będzie starać się o współpracę z tymi, którzy pieniądze mają i chcą je w ten sposób wydać. Memy jako element propagandy i manipulacji mogą mieć jeszcze większe znaczenie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (113)