Wybuch w Texas City. Gigantyczna eksplozja w amerykańskim porcie

Wybuch w Texas City. Gigantyczna eksplozja w amerykańskim porcie06.08.2020 02:13
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Eksplozja w Bejrucie, której przyczyną był prawdopodobnie zapłon saletry amonowej, nie jest jedyną tego typu katastrofą. Do podobnej tragedii doszło ponad 70 lat temu w amerykańskim porcie Texas City. Jej sprawcą okazał się cichy bohater II wojny światowej.

Wybuch bomby atomowej w amerykańskim porcie? Widok tego, co 16 kwietnia 1947 roku zostało z nadmorskiego miasta Texas City mógł nasuwać takie skojarzenia. W gruncie rzeczy nie były one odległe od prawdy – w porównaniu z użyciem broni jądrowej różnica polegała przede wszystkim na braku promieniowania.

Siła wybuchu i jego skutki daleko przewyższały to, co można było osiągnąć za pomocą konwencjonalnej broni. Jak obliczyli później eksperci, siła eksplozji odpowiadała 20 proc. siły bomby atomowej, zrzuconej na Hiroszimę. Daje to mniej więcej 3 kilotony trotylu: to tak, jakby w amerykański port uderzył pocisk z taktyczną głowicą jądrową. Jak do tego doszło?

Sprawcą tragedii okazał się niedoceniany bohater niedawno zakończonej wojny.

Cisi bohaterowie

Choć karty historii pełne są opisów ważnych bitew i żołnierskiego heroizmu, wojny – zazwyczaj – wygrywa się z dala od linii frontu: w fabrycznych halach, na szlakach kolejowych i morskich, w portach, terminalach przeładunkowych i magazynach. Amerykanie – prawdziwi mistrzowie logistyki – doskonale rozumieli te kwestię.

Dlatego podczas II wojny bardzo poważnie potraktowali rozwój swojej floty frachtowców, które przeszły do historii jako statki typu Liberty. O ich znaczeniu dobitnie mówią liczby: w czasie wojny amerykańskie stocznie opuściło 2751 statków tego typu. Czas produkcji jednego, 134-metrowego statku o wyporności ponad 14 tys. ton wynosił w szczytowym okresie mniej niż 5 dni. Tyle mijało od położenia stępki do wodowania, a po kolejnych 3 dniach statek był gotowy do służby.

Amerykanie budowali znacznie więcej statków transportowych, niż w czasie swojej potęgi i tzw. bitwy o Atlantyk Niemcy byli w stanie zatapiać.

Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Jeden ze statków typu Liberty, SS Carlos Carrillo

Flota Liberciaków

Koniec wojny niewiele – poza ustąpieniem ryzyka ze strony U-Bootów – zmienił dla statków typu Liberty, nazywanych przez pływających na nich Polaków liberciakami. Jak wcześniej woziły przez ocean zaopatrzenia dla wojska, tak teraz, pod różnymi banderami, transportowały wszystko, co mogło pomóc w odbudowie zrujnowanej Europy.

Jednym z liberciaków był "Grandcamp". Pływający pod francuską banderą statek był typowym przedstawicielem swojego typu. Przetrwał wojnę, a w sierpniu 1947 roku zapełniał w amerykańskich portach ładownie wszystkim, co mogło być potrzebne po drugiej stronie Atlantyku. Pod pokładem "Grandcampa" znalazło się także miejsce dla ładunku saletry amonowej, czyli nawozu, mającego wspomóc rolnictwo wyglądającej plonów Europy.

Czas to pieniądz – nic dziwnego, że wszędzie pracowano w pośpiechu.

Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Fragment portu po wybuchu

Ładunek rozsypanej saletry

Dotyczyło to także załadunku "Grandcampa". Saletrę do jego ładowni wnoszono w workach, a te – z powodu oszczędności – uszyte były z pojedynczej warstwy sztywnego papieru. Z tego powodu łatwo ulegały uszkodzeniom, a ich ładunek wysypywał się po drodze.

Na domiar złego w porcie szwankowała organizacja pracy. Robotnicy, którzy mieli zacząć załadunek o 7 rano, musieli czekać na przydzielenie zajęcia. Czekali więc, tłoczyli się, rozmawiali. I – jak przystało na tamtą epokę – tłumnie palili papierosy, przysiadając nieraz na workach, które miały później trafić pod pokład.

Nie wiadomo dokładnie, czy właśnie wówczas doszło do zaprószenia ognia. Jest to jednak prawdopodobne, bo – jeśli wierzyć relacjom dokerów – przenoszone przez nich worki bywały ciepłe. O 8:10 nie było już wątpliwości: na "Grandcampie" płonie zawartość ładowni.

Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Parking w Texas City po eksplozji

Eksplozja "Grandcampa"

Pożar na statku to zagrożenie, ale jeszcze nie tragedia. Do akcji ruszyły zespoły strażaków z portu, a ratowanie statku i jego ładunku rozpoczął także kapitan statku. Liberciaki dysponowały całkiem sprawnym systemem gaśniczym, który zaczął tłoczyć pod pokład wodną mgiełkę

Problem polegał na tym, że rozpylona woda zamiast gasić, tylko przyspieszała zachodzące pod pokładem reakcje, podsycając pożar. Temperatura zaczęła rosnąć na tyle, że postawiła pod znakiem zapytania sens dalszego gaszenia – woda wyparowywała zanim dosięgła ognia.

Powstające przy tym kłęby pary dodatkowo zasilały pożar, który z lokalnego płomienia zmieniał się w reakcję łańcuchową. Godzinę od wykrycia ognia "Grandcamp" eksplodował.

Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Ta kotwica waży 2 tony. Wybuch odrzucił ją o 3 kilometry

Największa nienuklearna eksplozja

Siła wybuchu była przerażająca. Jej dobitnym dowodem jest los 2-tonowej kotwicy statku, którą później odnaleziono 3 kilometry dalej i przekształcono na pomnik. "Grandcamp" przestał istnieć, podobnie jak zabudowania portowe. Płonęły rafinerie i zakłady chemiczne, a fala uderzeniowa zmiotła ponad 400 domów i wywołała tsunami, które pochłonęło setki osób.

Na domiar złego płomienie objęły kolejne statki stojące w porcie – w tym te mające pod pokładem amunicję i nawozy, które zaczęły z czasem wybuchać, zwielokrotniając zniszczenia i liczbę ofiar. Ile ich było – nie dowiemy się nigdy. Oficjalne szacunki mówią o 581 zabitych i ponad 5 tys. rannych. Liczby te – choćby z uwagi na licznie przebywających w porcie imigrantów - wydają się mocno niedoszacowane.

Po latach katastrofę w Texas City uznano za największą nienuklearną eksplozję w Stanach Zjednoczonych.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.