Nie tylko Krokodyle i Szatany. Poznański strażak ojcem miotacza ognia

Nie tylko Krokodyle i Szatany. Poznański strażak ojcem miotacza ognia31.05.2023 10:52
Wojska niemieckie na froncie zachodnim z miotaczami ognia w 1917 r.
Źródło zdjęć: © Bundesarchiv | o.Ang.

W pierwszym roku Wielkiej Wojny niemieccy żołnierze w Lesie Argońskim we Francji użyli nieznanej dotąd broni o wielkim znaczeniu psychologicznym – miotaczy ognia. Jednak to dzień 26 lutego 1915 roku uznaje się za narodziny tego strasznego środka walki, który łamał serca najodważniejszym. Pod Malancourt Niemcy rozpoczęli specyficzną walkę ogniową, której ojcem i największym entuzjastą był major Bernhardt Reddemann, oficer, zmagający się z przed wojną z ogniem w Poznaniu!

Idea zastosowania miotaczy ognia była prosta: w plecakowym zbiorniku przenoszona była łatwopalna ciecz, wyrzucana przez rurę w kierunku wybranym przez operatora i zapalana w momencie opuszczania końcówki miotacza. Pierwszy podstawowy miotacz ognia Flammwerfer M.16 mógł razić ogniem pozycje wroga nie tylko w bezpośrednim starciu, przy zdobywaniu lub obronie okopu, ale nawet te oddalone o 40 metrów od żołnierza, lub żołnierzy obsługujących miotacz.

W 1910 roku wynalazł go Richard Fiedler, a próby prowadzone były przez kilka lat w Poznaniu. Naturalnie idea ognia lecącego w stronę wroga znana była jeszcze w starożytności – miotacz był został ponoć użyty w 424 r. p.n.e. w czasie oblężenia miasta Delion – jednak później o nim zapomniano (choć usiłowano wskrzesić np. w czasie wojny secesyjnej w Ameryce Północnej). Powtórne pojawienie się w XX wieku zbiegło się z wojną światową. Orędownik użycia miotaczy ognia w walce, Bernhardt Reddemann, nie mógł wymarzyć sobie lepszego ich wykorzystania w sytuacji, gdy fronty na Zachodzie okrzepły w wojnie pozycyjnej na wielkich liniach okopów, zasieków i lejów po artyleryjskich kanonadach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Corsair HS55 Wireless - recenzja słuchawek

Umiał podpalić wodę

Wspomniany Richard Fiedler, berliński inżynier i wynalazca, już w 1901 roku przedstawiał armii założenia plecakowego urządzenia wyrzucającego pod ciśnieniem palącą się substancję. Oparte ono było na walcu o długości 1,2 metra, podzielonego na dwie części. W dolnej znajdował się sprężony gaz, który po uruchomieniu miotacza powodował, że z górnej łatwopalna substancja dostawała się pod ciśnieniem do rury i wylatywała nad zapalnikiem, zamieniając się w linię ognia. Oprócz kłębów gęstego dymu, miotacz wysyłał strumień ognia na odległość do 18 metrów. Cały ładunek można było bardzo szybko, w zasadzie w kilka sekund, wysłać w stronę wroga, przez co miotacz był urządzeniem jednorazowym, wymagającym później załadowania cieczą i gazem miotającym, a także wymiany zapalnika. Jednak kilka współpracujących miotaczy mogło zdziałać cuda na swoim odcinku natarcia.

Miotacz Flammenwerfer M.16., Źródło zdjęć: © Domena Publiczna
Miotacz Flammenwerfer M.16.
Źródło zdjęć: © Domena Publiczna

Armia zaakceptowała pomysł. Autora już znała – artykuły o zdolnym inżynierze, który potrafił zapalić w czasie publicznych sztuczek wodę, karmiły wyobraźnię czytelników. Fiedler po prostu ostrożnie nalewał łatwopalną ciecz do zbiornika wodnego, która unosiła się na powierzchni i wystarczyło jedynie sięgnąć po zapałki. Wojsko zatem zasponsorowało badania i w 1905 roku odebrało kolejny model urządzenia.

Innym wynalazcą w tym czasie był Bernhard Reddemann, strażak z Poznania, Wrocławia i Lipska, którego wyobraźnię pobudziła informacja o japońskim zastosowaniu pomp wyrzucających ropę w stronę bunkrów. W 1908 roku spotkał się z Fiedlerem. Sześć lat później rozpoczęli współpracę i pracowali nad ulepszeniem wojskowego Flammwerfera. Reddemann, który jeszcze przed wybuchem wojny także skonstruował swoje dwa prototypy urządzenia do projekcji ognia, mógł z bliska na wojnie obserwować i uskuteczniać jego działanie, bo awansowany do stopnia majora dowodził jednostką miotaczy ognia.

Po raz pierwszy Niemcy użyli bojowo miotaczy w Lesie Argońskim w 1914 roku, jednak przyjmuje się, że debiut miał miejsce w kolejnym roku, pod Verdun. Ilustracja Polska z 1938 roku pisała o tym wydarzeniu:

"Pierwszy atak miotaczy ognia wykonali Niemcy 26 lutego 1915 r. o godzinie 12 w lesie Malancourt, pod Verdun, przeciw Francuzom. Mordercze to urządzenie zastosowano na wielką skalę w bitwie pod Verdun w roku 1916. Utworzony został wówczas specjalny pułk miotaczy ognia (Rezerwowy pułk pionierów gwardii), którzy za swój 150 atak z rzędu w dniu 28 lipca 1916 r. otrzymał "trupią czaszkę" jako odznakę honorową. Organizatorem i dowódcą oddziału tej nowoczesnej, piekielnej broni, był ówczesny "Branddirektor" z Lipska, kapitan landwery Radddemann."

Żołnierze bali się ognia

Reddemann podkreślał we wspomnieniach, że miotacz ognia nie tylko fizycznie niszczył wroga, ale miał ogromne znaczenie psychologiczne. Wróg bał się strumienia ognia, który niósł śmierć w potwornych męczarniach, bał się też kłębów czarnego dymu, zwiastujących obecność w danym sektorze żołnierzy wypalających okopy. Z kolei własna strona odbierała miotacze z zadowoleniem, jako środek wsparcia, przed którym przeciwnik nie mógł się obronić i opuszczał atakowane pozycje. Stosowano je zarówno w natarciu, jak i w obronie. W zasadzie był tylko jeden sposób na miotacze, trudny w realizacji: trzeba było w porę rozpoznać i celnie trafić ogniem karabinowym żołnierza niosącego zbiornik lub całe urządzenie. Po pierwsze, zatrzymywało to na jakiś czas zagrożenie, a po drugie, wybuch zbiornika wśród żołnierzy wroga także wpływał na morale.

Chiński miotacz ognia, manuskrypt z 1044 roku., Źródło zdjęć: © Domena Publiczna, PericlesofAthens
Chiński miotacz ognia, manuskrypt z 1044 roku.
Źródło zdjęć: © Domena Publiczna, PericlesofAthens

Pierwsza jednostka miotaczy sformowana została 18 stycznia 1915 roku i nosiła nazwę Flammenwerfer Abteilung Reddemann. Pionierzy ją tworzący, 48 żołnierzy, wzięli udział w bitwie pod Malancourt i stali się zalążkiem kolejnych formowanych pospiesznie jednostek. W sumie do kwietnia 1915 roku, w kompaniach pionierów rezerwy służyło już 3 tysiące żołnierzy! Pułk pionierów miał od 30 do 40 lekkich miotaczy i 12-15 większych, obsługiwanych przez co najmniej trzech ludzi. Warto dodać, że choć ci żołnierze uważani byli za bardzo cennych i w ataku mieli osłaniać ich inni, choć miotacze ognia były mile widziane w jednostkach szturmowców, to Reddemann najchętniej "zatrudniał" w ich szeregach nie zawodowych wojskowych, ale doświadczonych… strażaków. Sam znał z doświadczenia sposoby opanowania ognia i zasady bezpieczeństwa, wiedział więc, że zmilitaryzowani strażacy – przynajmniej pod tym względem – są już wyszkoleni i nie boją się ognia, jak zwykli, niezwiązani z tą profesją żołnierze.

Na celowniku wroga

Wspomniane zagrożenie trafieniem i straszna śmierć w płomieniach własnego miotacza dla kolejnych ochotników były problemem. Sam sprzęt bywał zawodny, a zespoły obsługujących żołnierzy – szczególnie przy dużych modelach – szybko przyciągały uwagę obsad wrogich karabinów maszynowych i snajperów. Dlatego Francja i Anglia szybko wycofały własne jednostki miotaczy (po niemieckich sukcesach mieli je też Austriacy, Włosi i Rosjanie), a Niemcy z czasem również ograniczyli zastosowanie tych urządzeń. Nie przeszkodziło to oczywiście Fiedlerowi opatentować do końca wojny 18 wynalazków związanych z miotaczem, przy czym ostatni z nich dotyczył… miotacza lotniczego.

Pod pancerzem: Krokodyle i Szatany

Traktat wersalski zabronił pokonanym Niemcom posiadania miotaczy ognia, ale jak w kilku innych przypadkach, w praktyce urządzenia te były rozwijane w zagranicznych niemieckich jednostkach badawczych. Dało to taki efekt, że w czasie II wojny światowej motacze wróciły do łask i oddały Niemcom nieocenione usługi w pierwszym etapie wojny ze Związkiem Radzieckim, przede wszystkim w niszczeniu umocnionych punktów oporu. Tym razem jednak montowane były na czołgach, co pozwalało przewozić więcej paliwa, stosować wydajniejsze urządzenia miotające, a przede wszystkim zapewniało lepszą ochronę załodze. Obok czołgów Pzkpfw II i III najciekawszymi pojazdami wyposażonymi w miotacze były chyba zdobyczne francuskie czołgi ciężkie Char B1.

Czołgi wyposażone w miotacze były używane przez Brytyjczyków, których ciężkie Churchille w wersji Crocodile wypalały gęste żywopłoty po lądowania w Normandii., Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Czołgi wyposażone w miotacze były używane przez Brytyjczyków, których ciężkie Churchille w wersji Crocodile wypalały gęste żywopłoty po lądowania w Normandii.
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Miotacze ognia w wersjach czołgowych używane były też przez Rosjan w wojnie z Finlandią w latach 1940-41, przez Brytyjczyków, których ciężkie Churchille w wersji Crocodile wypalały gęste żywopłoty po lądowania w Normandii i przez Amerykanów, których lekkie Stuarty z miotaczami, przez swoją skuteczność w zwalczaniu japońskich bunkrów w dżungli, dorobiły się wymownej nazwy Satan.

Ogień pod Kołobrzegiem

Polacy także znali miotacze ognia. Przed II wojną w magazynach Wojska Polskiego miało być około 400 miotaczy plecakowych, głównie krajowej konstrukcji, produkcji Zielińskiego i Sendera. Nie wykorzystano ich we wrześniu 1939 roku.

Fiński żołnierz z ROKS-3, Źródło zdjęć: © Domena Publiczna | Sot.virk. P.Jänis
Fiński żołnierz z ROKS-3
Źródło zdjęć: © Domena Publiczna | Sot.virk. P.Jänis

Za to na Wale Pomorskim i w Kołobrzegu walczyli żołnierze batalionu chemicznego 1 Armii Wojska Polskiego, dysponujący 59 plecakowymi miotaczami ROKS-3. Po wojnie dość słabo rozwijano jednostki o tym charakterze. Ostatecznie w latach 80. XX wieku wykazywano miotacze w sześciu plutonach należących do obrony przeciwchemicznej (cztery plutony) i po jednym w 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej i w 7. Dywizji Obrony Wybrzeża.

Bibliografia:

  1. Ilustracja Polska 1938.09.25 R.11 Nr 39, "Wielka wojna"
  2. Richter Sophie, The Soldier at the Western Front – The Use of Flamethrower, w: https://www.hi.uni-stuttgart.de, 2015 (dostęp: 14.02.2022)
  3. Szulc Tomasz, Miotacz ognia LPO-50 w: https://www.magnum-x.pl/ (dostęp: 14.02.2022)
  4. Wictor Thomas, Flamethrowers! For Ellie, w: http://www.thomaswictor.com/flamethrowers-for-ellie/ (dostęp: 14.02.2022)
  5. Wictor Thomas, Playing with fire w: https://thelastredoubt.com/playing-with-fire, (dostęp: 14.02.2022)
  6. Wróbel Tadeusz, Pancerne smoki – czołgowe miotacze płomieni, w: https://geekweek.interia.pl, (dostęp: 14.02.2022)
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.