Operacja Crested Ice, czyli jak Amerykanie zgubili na Grenlandii bomby atomowe

Operacja Crested Ice, czyli jak Amerykanie zgubili na Grenlandii bomby atomowe14.04.2021 14:02
Źródło zdjęć: © flickr.com | Manhhai

Jeśli stłuczenie lustra oznacza siedem lat nieszczęść, to co oznacza zgubienie bomby atomowej? Przekonali się o tym Amerykanie w 1968 roku. Na dodatek zamiast jednej bomby, zgubili cztery.

Zimno? Połóżmy piankę na grzejniku!

Długie loty nad śnieżnobiałym pustkowiem nie należały do przyjemności. Bombowiec strategiczny B-52 – choć wielki i zaprojektowany do długich misji – nie był pięciogwiazdkowym hotelem. Nic więc dziwnego, że przygotowując się do wielogodzinnych dyżurów załoga radziła sobie, jak mogła.

Pilot, major Alfred D’Mario wpadł na pomysł, by przemycić na pokład kilka piankowych poduszek. Gdy umieszczał je w kabinie, nic nie zapowiadało katastrofy. Nawet fakt, że położył je na jednym z grzejników. Co mogło pójść źle?

Teoretycznie nic. Urządzenia grzewcze nie osiągały bowiem temperatury, która mogłaby zapalić piankę. Problem polegał na tym, że – tym razem – nie działał prawidłowo system, odpowiedzialny za chłodzenie powietrza, dostarczanego z silników. Załodze zrobiło się zimno, pilot uruchomił dodatkowy nawiew, i po chwili piloci mogli rozkoszować się przyjemnym ciepłem. Do czasu, aż zrobiło się za gorąco, a w kabinie zaczął roznosić się swąd palonej gumy.

Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons , domena publiczna
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons , domena publiczna

Pożaru nie udało się opanować. Piloci próbowali ratować się lądowaniem w arktycznej bazie Thule, jednak ogień rozprzestrzeniał się zbyt szybko. Załoga wyskoczyła na spadochronach, a samolot rozbił się w pobliżu lotniska. I byłby to koniec historii, gdyby nie fakt, że na pokładzie maszyny znajdowały się cztery bomby termojądrowe B28.

Operacja Crested Ice

Wybuchła każda z nich, ale - szczęście w nieszczęściu - dotyczyło to wyłącznie konwencjonalnych ładunków wybuchowych. Ich eksplozja zaczyna proces, prowadzący do reakcji łańcuchowej, jednak w tym przypadku zadziałały mechanizmy bezpieczeństwa bomb i do reakcji łańcuchowej nie doszło. Konwencjonalny wybuch po prostu rozrzucił radioaktywny ładunek, skażając nim okolicę.

Problem polegał na tym, że Grenlandia to terytorium należące do – formalnie sojuszniczej – Danii. Jak nietrudno zgadnąć, sojusznik nie był zachwycony i nakazał Amerykanom usunięcie skutków katastrofy. W praktyce oznaczało to wycięcie sporego obszaru lodowca i… przetransportowanie go do Stanów Zjednoczonych.

Źródło zdjęć: © Youtube.com
Źródło zdjęć: © Youtube.com

Rozpoczęta w 1968 roku operacja o kryptonimie Crested Ice przebiegała w ekstremalnie trudnych warunkach. Nie dość, że prowadzono ją w ciemnościach arktycznej zimy, to ekipy usuwające skażenia zmagały się z ekstremalnymi porywami wiatru i temperaturami. Do sprzątania zaangażowano blisko 700 osób, jednak oprócz usuwania skażeń kluczowym zadaniem było znalezienie resztek bomb.

Udało się – prawie. Prawie, bo z 4 odnaleziono 3. Nie oznacza to jednak, że gdzieś tam w lodzie spoczywa gotowa do użytku bomba jądrowa. Chodzi o to, że waga odnalezionych substancji promieniotwórczych odpowiada ładunkowi trzech bomb. Reszta została prawdopodobnie rozproszona, a część – również prawdopodobnie – przetopiła się przez warstwę lodu i spoczęła na dnie morza.

Broń atomowa stale w powietrzu

Skąd w ogóle pomysł, by nad Arktyką latać bombowcem strategicznym z bronią jądrową? Odpowiedź dostarczy rzut oka na globus – to właśnie przez daleką północ wiodła najkrótsza droga do wielu celów na terenie Związku Radzieckiego.

Ponadto samoloty mogły dyżurować, latając bezpiecznie w pobliżu sowieckich granic, co skracało czas reakcji. Odpalone z nich pociski jądrowe mogły dotrzeć do celów szybciej, niż startujące z baz lądowych pociski balistyczne.

Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, domena publiczna
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, domena publiczna

Co istotne, B-52 mogły razić cele ze sporej odległości – samoloty przystosowano do przenoszenia m.in. pocisków Hound Dog. Broń ta, przy wadze sięgającej 4,5 tony, mogła przenosić głowicę jądrową o mocy do 1,5 megatony na odległość do 1000 kilometrów. Nie była przesadnie celna – rozrzut sięgający 3,5 kilometra nie pozwalał na atakowanie punktowych, silnie umocnionych celów, ale wystarczał do niszczenia miast, ośrodków przemysłowych czy lotnisk.

Podczas Zimnej Wojny Amerykanie prowadzili kilka podobnych operacji: od utrzymywania stałych dyżurów, po – jak w przypadku ujawnionej w latach 2000 operacji Giant Lance – symulowanego ataku nuklearnego znad Arktyki, wykonanego w 1969 roku siłami pełnej eskadry B-52. Powietrzne dyżury tego typu skończyły się dopiero w 1991 roku, jednak niedawno powrócił pomysł, by wprowadzić je na nowo.

Kto wydobędzie zagubione bomby?

Okazji do różnych wypadków było więc niemało – przy tak dużej liczbie lotów jakiś wypadek był tylko kwestią czasu. I wypadki z bronią jądrową – a jakże – zdarzały się całkiem często. Choć opisywany incydent miał poważne następstwa, równie duże znaczenie miała katastrofa B-52 w pobliżu hiszpańskiej wyspy Palomares. Incydent ten, niezależnie od problemów z usuwaniem skażeń i wydobywaniem z wody resztek śmiercionośnej broni, stał się pretekstem do wystąpienia Francji ze struktur NATO.

Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, domena publiczna
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, domena publiczna

Amerykańskie lotnictwo zaliczyło również szereg innych wypadków, ze zbombardowaniem własnego terytorium i skażeniem nuklearnym włącznie, jak w przypadku Goldsboro. Ze względu na fakt, że nie wszystkie informacje na te temat są jawne, nie sposób dokładnie ocenić liczby zagubionych bomb atomowych.

Tym bardziej, że – o ile w przypadku incydentów w państwach zachodnich część wypadków została ujawniona przez media, druga strona Żelaznej Kurtyny pilnie strzegła swoich sekretów. Można tylko przypuszczać, że podobne wypadki miewały tam miejsce.

Scenariusz wydobycia zagubionej bomby atomowej przez terrorystów brawurowo nakreślił Tom Clancy w "Sumie wszystkich strachów". Choć wydaje się mało prawdopodobny, to warto pamiętać, że bomby jądrowe, a przynajmniej ich istotne elementy, wciąż czekają gdzieś na odnalezienie i wydobycie.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.