Wywiad z MacLife: Postanowiliśmy stworzyć taki serwis, do którego chcielibyśmy sami pójść

Wywiad z MacLife: Postanowiliśmy stworzyć taki serwis, do którego chcielibyśmy sami pójść

Wywiad z MacLife: Postanowiliśmy stworzyć taki serwis, do którego chcielibyśmy sami pójść
Źródło zdjęć: © imagazine.pl
20.06.2011 13:01, aktualizacja: 20.06.2011 13:49

Norbert Cała: 

Z właścicielami MacLife, Kubą Żukowskim i Krzysztofem Nowakowskim spotkałem się u nich w serwisie. Firma prowadzi właśnie akcję darmowego czyszczenia iPodów, iPhone’ów i komputerów, więc co chwilę rozmowę przerywa syk sprężonego powietrza, co buduje atmosferę grozy.

Norbert Cała: Zaczynamy, powiedzcie mi...


Kuba Żukowski: Ile śrubek ma iPad 2?

NC: Dokładnie! Ile śrubek ma iPad 2
?

KŻ: Nie więcej jak 20. ale jeszcze nie naprawialiśmy nowego iPada.

Obraz
© (fot. imagazine.pl)

NC: Widziałem Was ostatnio w Brifie, jako sponsorów na imprezie w Casino. Czy to znaczy, że biznes idzie Wam dobrze, czy właśnie wręcz przeciwnie?


Krzysztof Nowakowski: Kiedyś była taka marka - Frugo. Wszyscy ją znali, przestała się reklamować i zniknęła z rynku. Takie działania, jak sponsorowanie imprez, akcji WOŚP, wywiady w gazetach - służą nam do budowania marki MacLife, ale bezpośrednio nie przekładają się na zwiększone zainteresowanie naszymi usługami. Na tym polu zdecydowanie lepiej działają np. akcje darmowego czyszczenia komputerów. Wtedy widać od razu wzrost ilości wejść na stronę i telefonów do serwisu.



NC: Powiedzcie mi, skąd pomysł na taki biznes. Serwis urządzeń Apple? Przecież umiejętności trzeba mieć takie same lub nawet większe, niż przy serwisowaniu "zwykłych" urządzeń. Rynek jest za to znacznie mniejszy.


KN: Pomysł pojawił się wraz z premierą iPhone’a pierwszej generacji. Telefon stał się bardzo popularny, a nie było go gdzie serwisować. Z Kubą, który pracował w serwisie u jednego z resellerów, poznaliśmy się na forum MyApple.

KŻ: I nie byłem zadowolony z poziomu obsługi jaki był w tym serwisie. Postanowiliśmy stworzyć taki serwis, do którego chcielibyśmy sami pójść. Serwis w którym, co wydaje się banalne, klient jest najważniejszy. 


Obraz
© (fot. imagazine.pl)

NC: Jakie więc były początki MacLife?


KN: Spotykaliśmy się klientami w kafejce w Złotych Tarasach, czynsz nas kosztował 6,5 zł za kawę.


KŻ: Ja płaciłem 1. z dodatkami!

KN: Potem, po założeniu formalnej firmy, w 200. roku, otworzyliśmy serwis w domu u Kuby. Z czasem jednak zaczęło być to uciążliwe i postanowiliśmy się przenieść do miejsca, w którym się właśnie znajdujemy. Zaznaczyć jednak chciałem, że rozkręciliśmy firmę z własnych, małych oszczędności. Nigdy nie braliśmy na działalność żadnego kredytu, na początku było trudno, ale na szczęście się udało.

KŻ: 90. firm upada w ciągu 3 pierwszych lat, więc ciągle mamy szanse.

NC: Zawsze z prowadzeniem serwisu kojarzą się nam śmieszne, czy też tragiczne, przypadki klientów. Nie mogę się doczekać Waszych opowieści. 


KŻ: O, jest tego sporo! Po pierwsze trzeba zaznaczyć, że sprzęt w większości przypadków psują użytkownicy. Bardzo rzadko zdarzają się awarie z winy fabryki, bądź technologii. Zaś klasyką jest telefon od klienta z tekstem: „W telefonie, to tak ogólnie wszystko działa, ale się nie włącza, ile będzie kosztowała naprawa?”. Słyszymy to bardzo często.

KN: Zdarzają się czasem naprawdę ciekawe przypadki, jak telefon, który wpadł do czerwonej farby, albo taki, który przeleżał kilkanaście minut na dnie jeziora zanim udało się go wyłowić. Oba udało się naprawić.


KŻ: Ja naprawiłem takiego, co leżał w wodzie całą noc i dopiero rano, jak się zrobiło jasno, udało się go znaleźć i wyłowić!


NC: Spokojnie, spokojnie! Zaraz się okaże, że naprawialiście iPoda, który leżał 5 lat pod wodą. Ja liczyłem na coś pikantniejszego!

KŻ: OK, chcesz to masz! Przyszła kiedyś do nas Pani, która utopiła iPhone’a w klozecie. Nie ograniczyła się tylko do informacji, jak został zalany, ale dokładnie, ze szczegółami opisała proces utopienia. Tłumaczyła, jak zdejmowała spodnie, majtki…. Było gorąco!

Obraz
© (fot. imagazine.pl)



NC: Wróćmy do poważniejszych tematów. Jak widzicie MacLife za 10 lat? Będziecie autoryzowanym serwisem?


KŻ: Z serwisem autoryzowanym, czy też gwarancyjnym, są pewne ograniczenia. Decydując się na autoryzację, pozbywamy się możliwości napraw „własnymi”. metodami. Wszystko musielibyśmy wtedy naprawiać zgodnie z wytycznymi Apple. Wykluczało by to np. wymiany ekranów w laptopach. Apple wymaga wymiany całej górnej klapy, co kosztuje bardzo dużo. Sam wyświetlacz wymieniamy za ułamek tej kwoty. Nie sposób też przewiedzieć, jak za 10 lat będą wyglądały sprzęty, które będziemy naprawiali. Możliwe, że iPhone będzie wszczepiany bezpośrednio w mózg.


KN: Zaś nasze naprawy będą np. polegały na programowaniu mikro-robotów, wpuszczanych na płytę główną urządzenia.

NC: Zamierzacie rozwijać dalej działalność sklepową, czy koncentrujecie się na działalności serwisu?


KŻ: Sklep jest traktowany trochę po macoszemu i jako dodatek do serwisu. Mamy całkiem fajne miejsce przyjęć sprzętu w centralnym serwisie i wykorzystaliśmy je jako punkt sprzedaży. Tak naprawdę, zrobiliśmy to dla naszych klientów, aby mogli - odbierając lub oddając sprzęt do serwisu - również kupić jakieś akcesorium. Jednak przede wszystkim jesteśmy serwisem i biznes mamy w tym, żeby naprawić, a nie sprzedać sprzęt. Czyli dokładnie odwrotnie, niż sporo serwisów, które są dodatkami do sklepów.

NC: Na koniec powiedźcie naszym czytelnikom, na co trzeba bezwzględnie zwrócić uwagę przy otwieraniu serwisu.

KN: Podstawą serwisu powinien być system serwisowy. Dokładna ewidencja sprzętów przyjętych do serwisu, sprzętów naprawianych - to bardzo ważna sprawa. Pozwala to zaoszczędzić sporo problemów z klientami.

NC: Dziękuję za rozmowę i życzę samych udanych napraw i miłych klientek!

Źródło artykułu:imagazine.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)