Trzy dni bez internetu wystarczą, żeby doprowadzić nas na skraj tragedii

Trzy dni bez internetu wystarczą, żeby doprowadzić nas na skraj tragedii

Trzy dni bez internetu wystarczą, żeby doprowadzić nas na skraj tragedii
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | SERGEY DOLZHENKO
Bolesław Breczko
27.04.2018 13:00, aktualizacja: 29.04.2018 16:09

Brak dostępu do gotówki, pustki na sklepach, problemy z komunikacją. Co by było gdyby któregoś dnia zabrakło internetu? Scenariusz jest wyjątkowo czarny.

Powiedzieć, że obecnie internet jest nam niezbędny do funkcjonowania, to mało. W większości nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo zależymy od stałego połączenia z siecią, ale wystarczyłoby kilkudniowe odłącznie od sieci, aby nasze spokojne i ułożone społeczeństwo stanęło o krok od anarchii.

Wyobraźmy sobie, że jednego poranka znika możliwość przesyłania danych informatycznych. Nikt nie wie dlaczego i kiedy ten horror się skończy. Wiadomo tylko, że internet padł i nikt z nikim nie może się połączyć. Większość z nas zorientuje się natychmiast, że coś jest nie tak. W Polsce już ponad połowa ruchu na stronach internetowych odbywa się przez urządzenia mobilne. Te odpalamy często natychmiast po przebudzeniu, żeby sprawdzić Facebooka, maila, Instagrama czy wiadomości. Nagle okaże się, że to niemożliwe.

– Internet to nie tylko ta strona widoczna dla zwykłych użytkowników – mówi w rozmowie z WP Tech Marcin Malicki, wiceprezes EXATEL, spółki zajmującej się cyberbezpieczeństwem i zarządzaniem dużą siecią światłowodową dla firm. – Tak naprawdę, to większa część sieci jest dla nas niewidoczna, a często też niedostępna. A podłączone jest do niej prawie wszystko: systemy bankowe, logistyka, urzędy, komunikacja, a nawet oświetlenie drogowe.

Triumfalny powrót radia i telewizji

Skoro internet przestanie być źródłem informacji, to trzeba będzie wrócić do radia i telewizji. Te teoretycznie nie stracą możliwości nadawania. Nie oznacza, to jednak, że program telewizyjny i radiowy pozostanie bez zmian. Redakcje w dużej mierze korzystają z sieci do produkcji treści, zarządzania nimi i obsługi emisji. Na pewno spadłaby prędkość z jaką w radio i telewizji pojawiają się nowe informacje, ale byłyby to zdecydowanie najlepsze ich źródła.

– Wyobrażam sobie, że w takim przypadku kanały telewizyjne zostałyby ograniczone do materiałów archiwalnych i tzw. "gadających głów" – mówi Marcin Malicki. – Myślę, że w najlepszej sytuacji byłaby Telewizja Publiczna, która w wielu miejscach opiera się jeszcze na rozwiązaniach analogowych.

Można przypuszczać, że z radia i telewizji dowiemy się, że brak sieci będzie powodował problemy z zakupami i dostępem do gotówki, a także problemy z dostępnością towarów w sklepach.

Nagły brak gotówki

– Bez internetu nie działają terminale płatnicze – tłumaczy Marcin Malicki. – Przestają działać bankomaty, placówki bankowe nie mogą od razu wypłacić gotówki. Ich systemy rozliczeniowe też są wpięte do sieci.

Nawet jeśli placówki bankowe zaczną w końcu wypłacać pieniądze, to ustawią się przed nimi niekończące się kolejki. Poza tym zapasy gotówki dość szybko się wyczerpią. Nawet jeżeli uda nam się ją zdobyć lub będziemy chcieli skorzystać z zachomikowanych w domu oszczędności, to wcale nie będzie to takie łatwe.

– Sklepy stacjonarne pewnie szybko dałyby radę zacząć działać bez sieci – mówi Malicki. – Ale do czasu. Brak internetu dotknąłby też branżę logistyczną, która zaopatruje sklepy w produkty. Ten biznes w około 80 proc. opiera się na cyfrowej komunikacji. Nie trzeba by był długo czekać, by na półkach zaczęłyby świecić pustki.

Puste półki niczym za PRL-u

Stany magazynowe, zamówienia, lokalizacje i trasy ciężarówek, to wszystko opiera się na zautomatyzowanych systemach, które na bieżąco przekazują sobie informacje. Jeśli zniknie internet, to momentalnie stanie cały transport dóbr, a także transport w ogóle. W rezultacie sklepy zaświecą pustkami a społeczne ciśnienie niebezpiecznie wzrośnie.

– W miastach powstaną gigantyczne korki, bo system sygnalizacji świetlnej podłączony jest do sieci. Samoloty zostaną uziemione, bo padnie system paszportowo-wizowy oraz system wymiany informacji Schengen – wylicza wiceprezes EXATEL. – Promy i frachtowce dopłyną do swoich portów i tam zostaną czekając na dalsze rejsy. Autobusy będą jeździć, póki starczy im paliwa. Bo problem płatności i dostaw nie dotknie tylko sklepów, ale też stacji benzynowych. Może pociągi będą jeszcze jako tako jeździć. Wielu pracowników kolei pamięta jeszcze tzw. czasy analogowe, więc łatwiej poradzą sobie z brakiem internetu.

Już pierwsze godziny w świecie bez internetu to początek koszmaru: ograniczony dostęp do informacji i gotówki, problemy z kupieniem podstawowych produktów, ograniczony transport i zakorkowane miasta. Później jest jeszcze gorzej.

Jednak załóżmy, że pomimo tych problemów społeczeństwo będzie próbowało funkcjonować jak dawniej. Zwłaszcza w pierwszych dniach. Na śniadanie zjemy domowe zapasy i wsiądziemy na rower lub przebijemy się przez korek do pracy. Tam może czekać na nas zarówno panika, jak i obraz apatii i znudzenia. Najprawdopodobniej będzie to jedno i drugie.

Miliony bez pracy

Większość dzisiejszych firm działa w oparciu o sieć. W przypadku jej braku zyski momentalnie zaczną lecieć na łeb. Najlepszym tego przykładem był atak NotPetya, który spowodował 200 mln dolarów strat w firmie spedycyjnej Maersk. To z kolei niewątpliwe spowoduje panikę wśród zarządu, dyrektorów i menedżerów, którzy będą starali się uruchomić zapasowe systemy i przenieść się na analogowy sposób wymiany informacji. Z drugiej strony pracownicy niższych szczebli nie będą mieli nic do roboty.

– Widziałem kiedyś sytuację, która może być podobna do sytuacji bez internetu – opowiada Marcin Malicki. – Kiedyś szukaliśmy nowej lokalizacji na biuro. Jedną z propozycji był lokal po firmie, która dość gwałtownie przestała istnieć. Biuro było piękne, odnowione, zastawione najnowszym sprzętem. Z jakiegoś powodu byli tam jeszcze pracownicy upadłej firmy, którzy nie mieli zupełnie nic do roboty. Ktoś drzemał na krześle pomiędzy walającymi się wydrukami i skoroszytami. Ktoś grał w pasjansa, a w sali konferencyjnej grupka osób oglądała film na rzutniku. To było jak obraz cyfrowej apokalipsy.

Nasze osobiste problemy związane z brakiem internetu, to tylko wierzchołek góry problemów, jakie stworzyłaby taka sytuacja. Problemy z dostępem do gotówki dotknęły by nie tylko zwykłych ludzi, ale też firmy i osoby najbogatsze. Gdyby te chciały wyciągać pieniądze z banku, to szybko okazałoby się, że te nie dysponują wystarczającymi zasobami. Problemy firm, brak płynności finansowej, zatrzymane dostawy to z kolei momentalny spadek wartości akcji giełdowych. Krach giełdowy, to natomiast masowe zwolnienia i protesty.

– W takiej sytuacji zapewne najsensowniej byłoby giełdę "zamrozić". Umówić się, że wszyscy zaprzestają sprzedaży i kupowania akcji, choć nie wiem, czy to w praktyce możliwe – mówi Malicki.

Paradoksalnie ten scenariusz panicznej wyprzedaży akcji mógłby zostać zatrzymany właśnie przez brak sieci, na której działa giełda. Nawet jeśli tego procesu nie dałoby się powstrzymać całkowicie, to może zostałby znacznie spowolniony.

Administracja w tarapatach

Jednocześnie w dużym stopniu ograniczona zostanie sprawność administracji rządowej. Jeśli nie działałyby także wszystkie sieci wydzielone, to padają systemy paszportowe i dowodowe, takie jak CEPIK, PESEL, eWUŚ. Poważne problemy z działaniem ma policja. Na szczęście mniejsze spotkają służbę zdrowia, straż pożarną i wojsko. Swoje podstawowe zadania mogą wykonywać w oparciu o sieci analogowe lub - jak w przypadku wojska - o alternatywne środki łączności.

Cyfrową apokalipsę powinny natomiast bez znacznych problemów przetrwać wodociągi, sieć elektryczna i gazowa, a także telefonia.

– Nawet jeśli łączność telefoniczna by padła, to szybko dałoby się ją, przynajmniej częściowo, przywrócić lub skorzystać z istniejących wciąż systemów analogowych – wyjaśnia Malicki.

Krok od anarchii

Gdyby kiedykolwiek doszło do takiego scenariusza, to społeczeństwa znalazłyby się na najlepszej drodze do totalnej anarchii. Utrzymanie ładu wymagało by ogromnych umiejętności organizacyjnych ze strony rządu i samokontroli ze strony ludności. I to tylko dlatego, że ktoś "wyłączyłby internet".

Na szczęście taki scenariusz jest raczej niemożliwy (o ile burza słoneczna nie spali wszystkich obwodów scalonych na świecie). Tzw. infrastruktura krytyczna czyli sieci energetyczne, łączność rządowa, banki czy sieci komórkowe są w dużym stopniu przygotowane na różnego rodzaju awarie. Większość wrażliwej komunikacji odbywa się w zamkniętych, dodatkowo zabezpieczonych sieciach, na które zdecydowanie trudniej przeprowadzić atak.

– Chociaż totalny black-out internetowy jest raczej niemożliwy, to należy się spodziewać dużych ataków informatycznych takich jak NotPetya, WannaCry czy atak na DNS firmy Dyn – komentuje Marcin Malicki. – Jeśli będą skutecznie wymierzone w czułe punkty, jak np. bankowość czy energetyka, to mogą spowodować ogromne straty i problemy.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)