Prof. Avi Loeb dla WP: To wcale nie musi być kometa

Na początku lipca 2025 r. astronomowie już po raz trzeci w historii odkryli w Układzie Słonecznym obiekt, który przyleciał do nas z przestrzeni międzygwiezdnej. Astronomowie podejrzewają, że to kometa. Jednak naukowiec z Harvardu przekonuje, że to może być coś znacznie ciekawszego.

Kometa międzygwiezdnaKometa międzygwiezdna
Źródło zdjęć: © NASA
Radosław Kosarzycki

Radosław Kosarzycki: Panie profesorze, odkąd ludzkość odkryła pierwszy obiekt międzygwiezdny przelatujący przez Układ Słoneczny, czyli planetoidę Oumuamua, zasłynął Pan wśród astronomów oraz szerokiej opinii publicznej jako ten astronom, który mówi jasno, że przy takich okazjach warto sprawdzić, czy czasem nie mamy do czynienia z wytworami pozaziemskich cywilizacji. Nie boi się Pan ostracyzmu w swoim środowisku?

Prof. Abraham (Avi) Loeb*: Otóż nie. Posiadam posadę z gwarancją zatrudnienia (ang. tenure). Od zawsze właśnie taki był zamysł wprowadzania gwarancji zatrudnienia w świecie akademickim: naukowcy otrzymywali go, aby nie obawiać się o swoją pracę. Zresztą sam nigdy szczególnie nie przejmowałem się ryzykiem utraty pracy, zawsze wiedziałem, że mogę wrócić na gospodarstwo, które było moim planem B.

Co więcej, moja droga do świata nauki była dość unikalna. Otóż - w przeciwieństwie do wielu moich kolegów - moją motywacją zawsze była filozofia i chęć poszukiwania odpowiedzi na najważniejsze pytania. Często porównuję to do świata budownictwa. Są naukowcy, którzy metodycznie podchodzą do nauki i dokładają kolejne cegły do naszej wiedzy naukowej, ale są też architekci. W nauce architektów, którzy starają się myśleć nieszablonowo, jest niewielu. A warto czasami zapytać, czy na pewno w swoich poszukiwaniach wiedzy idziemy we właściwym kierunku.

Doskonałym przykładem takiego architekta był Bohdan Paczyński, polski astronom. Był to błyskotliwy człowiek, który spoglądał na rzeczywistość znacznie szerzej, dzięki czemu stał się pionierem wielu dziedzin nauki. Miałem ogromną przyjemność współpracować z nim, gdy zaczynałem swoją przygodę z astronomią.

W ostatnich miesiącach ponownie zrobiło się o Panu głośno, a wszystko za sprawą komety 3I/ATLAS, która aktualnie przelatuje przez Układ Słoneczny. To już - albo dopiero - trzeci w historii odkryty obiekt międzygwiezdny w naszym otoczeniu.

Tak, po raz kolejny mamy do czynienia z obiektem, który porusza się z prędkością wyższą od prędkości ucieczki z Układu Słonecznego. Mówiąc prościej, przyciąganie grawitacyjne Słońca nie jest w stanie takiego obiektu zatrzymać na orbicie wokół Słońca. To oznacza, że obiekt ten na swojej drodze przez przestrzeń międzygwiezdną napotkał Słońce, wleciał do Układu Słonecznego, minie Słońce, minie Marsa i Jowisza, i poleci dalej.

Trajektoria przelotu komety 3I/ATLAS przez Układ Słoneczny
Trajektoria przelotu komety 3I/ATLAS przez Układ Słoneczny © NASA

Jest to najszybszy obiekt spośród wszystkich dotychczas odkrytych. 3I/ATLAS porusza się z prędkością 60 km/s względem Układu Słonecznego. Zarówno 1I/Oumuamua, jak i 2I/Borisov (dwa wcześniej odkryte obiekty międzygwiezdne) poruszały się ponad dwa razy wolniej. Musze tutaj dodać jeszcze jeden obiekt, odkryty w 2014 roku. W przeciwieństwie do tej trójki, którą odkryto za pomocą teleskopów, czwarty został odkryty na zdjęciach z kamer naziemnych jako obiekt, który wpadł w ziemską atmosferę i tu zakończył swoją podróż. Obiekt ten - nazwany IM1 (skrót od międzygwiezdny meteor 1) - także poruszał się z prędkością ok. 60 km/s, tak jak 3I/ATLAS.

Takich małych obiektów jest znacznie więcej, ale niestety nie jesteśmy w stanie ich wykryć w przestrzeni kosmicznej. Po pierwsze poruszają się bardzo szybko, a po drugie mogą mieć rozmiary rzędu pojedynczych metrów. Widać je zatem dopiero wtedy, gdy spalają się w ziemskiej atmosferze. Nie zmienia to faktu, że obiektów tego typu tylko wewnątrz orbity Ziemi wokół Słońca może być w każdej chwili od 100 000 do nawet miliona - po prostu ich nie widzimy. W przestrzeni kosmicznej natomiast możemy zobaczyć za pomocą teleskopów obiekty większe, o średnicy 100 metrów i więcej. Takim obiektem była właśnie Oumuamua. Borisov miał średnicę od 400 do 500 metrów.

Co zatem z 3I/ATLAS?

Moje szacunki wskazują, że obiekt ten ma średnicę około 5 kilometrów i traci około 150 kilogramów masy na sekundę. Co ciekawe, owa utrata masy odbywa się w kierunku Słońca, co zresztą zarejestrował Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Problem w tym, że komety tracą swoją masę w kierunku od Słońca. W takim przypadku obiekt musi być naprawdę masywny. Szacujemy, że jego masa to 33 mld ton. Co to oznacza? Mamy do czynienia z obiektem tysiąc razy masywniejszym od komety 2I/Borisov i nawet milion razy masywniejszym od 1I/Oumuamua. Można zatem zapytać, jakim cudem udało nam się trafić na tak masywny obiekt bez zarejestrowania miliona obiektów takich jak Oumuamua, czy tysiąca takich jak Borisov. Zważając na to, ile widzimy materii skalistej w przestrzeni kosmicznej, taki obiekt powinniśmy w optymistycznym scenariuszu zobaczyć w naszym otoczeniu raz na 10 000 lat.

1I' Oumuamua - pierwszy obiekt międzygwiezdny
1I' Oumuamua - pierwszy obiekt międzygwiezdny © ESO

Co ważne, to niejedyna nietypowa cecha tego obiektu. Już pierwsze obserwacje wykazały, że nietypowy jest też jego skład chemiczny. Strumień gazu z 3I/ATLAS zawiera znacznie więcej niklu niż żelaza, choć zwykle w kometach jest tych pierwiastków mniej więcej tyle samo. Na Ziemi stopy niklu produkowane są przez przemysł. Można sobie zatem zadać pytanie, czy przypadkiem obserwowany przez nas obiekt nie jest naturalny i czy tym samym nie został wyprodukowany. Oczywiście, w każdej chwili może pojawić się artykuł, którego autorzy przedstawią naturalny mechanizm tłumaczący powstanie tak dużego obiektu o takim składzie chemicznym.

Ale to nie wszystko. Wielu rzeczy o tym obiekcie nigdy się nie dowiemy. Można np. zadać sobie pytanie o to, dlaczego kierunek, z którego przyleciał do nas 3I/ATLAS znajduje się niemal dokładnie w płaszczyźnie ekliptyki (płaszczyźnie, w której planety krążą wokół Słońca). Prawdopodobieństwo przypadku wynosi tutaj 1 do 500. Przypadek? Być może. Ale idźmy dalej. 3I/ATLAS podczas swojej krótkiej wizyty w Układzie Słonecznym zdoła przelecieć w pobliżu Słońca, Marsa i Jowisza. Fantastycznie! Szansa? 1 do 20 000.

Rzadko kiedy przypadkowo wpadający do naszego układu planetarnego ma szansę na taką serię spotkań. Dodatkową ciekawostką jest tutaj fakt, że 3I/ATLAS przyleciał do nas z kierunku znajdującego się zaledwie 9 stopni od kierunku, z którego przybył do nas w 1977 r. słynny Sygnał Wow!, którego pochodzenia do dzisiaj nie wyjaśniono. Aczkolwiek tutaj zaznaczę, że 3I/ATLAS był w 1977 r. jeszcze daleko od nas. Szacujemy, że odległość ta wynosiła 600 jednostek astronomicznych (1 AU = 150 mln km = średnia odległość Ziemi od Słońca - przyp. red.) lub też jak kto woli 3 dni świetlne. Aby być źródłem Sygnału Wow! z takiej odległości, musiałby wyemitować energię rzędu jednego gigawata. Na jego pokładzie musiałby się znajdować reaktor jądrowy. Ten aspekt zatem pozostanie jedynie ciekawostką.

Wróćmy jednak na chwilę do kierunku, z którego przyleciała do nas kometa 3I/ATLAS. Układ Słoneczny przecież jest znacząco nachylony do płaszczyzny całej galaktyki. Skoro jednak obiekt wpada do Układu Słonecznego w płaszczyźnie, w której krążą jego planety, to musiał przylecieć znad dysku galaktyki, tak?

Dokładnie tak. Nachylenie Układu Słonecznego względem dysku galaktyki to aż 60 proc. Owszem, nad dyskiem też znajdują się gwiazdy, ale jest ich tam znacznie mniej.

Warto jednak zauważyć jedno. W jaki sposób odkryliśmy większość planet pozasłonecznych? Otóż obserwując, jak regularnie przelatują one na tle swoich gwiazd macierzystych. Aby do tego doszło, też musimy na te układy planetarne patrzeć od strony ich płaszczyzny. Gdyby zatem jakaś cywilizacja poszukiwała obcych w przestrzeni kosmicznej, to największe szanse na odkrycie życia na Ziemi miałaby ta cywilizacja, która znajduje się w płaszczyźnie naszego układu planetarnego, bo tylko ona może obserwować, jak Ziemia przechodzi na tle Słońca.

To właśnie te aspekty - zaskakująca trajektoria oraz zaskakująco duże rozmiary - sprawiają, że dopuszczam możliwość, że przelatujący teraz w pobliżu nas obiekt może nie być obiektem naturalnym, a sondą wysłaną gdzieś w przestrzeń kosmiczną przez przedstawicieli obcej cywilizacji. Istnieje wszak możliwość, że trajektoria lotu tego obiektu została zaplanowana. Z drugiej strony, jeżeli dalsze obserwacje wykażą, że 3I/ATLAS jest mniejszy i jego średnica nie przekracza 1 kilometra, połowa mojej argumentacji zniknie.

Czy jednak będziemy mieli tak dokładne dane?

Liczę na dane z kamery HiRISE zainstalowanej na pokładzie sondy Mars Reconnaissance Orbiter. Wszystko wskazuje na to, że w tych danych znajdują się zdjęcia z rozdzielczością 30 km na piksel. Dla porównania dane z Hubble’a miały rozdzielczość 90 km na piksel. Tak naprawdę zdjęcia z HiRISE już powinny być na Ziemi, choć NASA milczy.

Sonda Mars Reconnaissance Orbiter
Sonda Mars Reconnaissance Orbiter © NASA

Miłośnicy teorii spiskowych już mnie pytają: "czy to znaczy, że mają dowód na pozaziemską cywilizację?". Odpowiedź na to pytanie jest jedna: "To jedynie dowód na ziemską głupotę". Milczenie NASA jest w tym przypadku spowodowane zamknięciem rządu wskutek nieprzyjęcia budżetu.

Musi Pan jednak przyznać, że nawet wspomnienie o "pozaziemskiej cywilizacji" czy "międzygwiezdnych sondach odwiedzających Układ Słoneczny" wystawia Pana na krytykę i ogromną dawkę sceptycyzmu, prawda?

Oczywiście, że tak. Wystarczy zobaczyć, co o obiektach międzygwiezdnych mówią eksperci na co dzień zajmujący się kometami czy planetoidami. Niemal natychmiast pojawia się w tym środowisku konsensus, że mamy do czynienia z kometą - jeszcze przed przeprowadzeniem analizy danych. Takie podejście uniemożliwia świeże i obiektywne spojrzenie na zagadkowy obiekt. Nie ma żadnego powodu, aby z góry zakładać jakieś rozwiązanie i ignorować inne. W ten sposób nigdy niczego nowego nie odkryjemy.

Kiedy pojawiają się takie nietypowe odkrycia w astronomii zawsze staram się pamiętać, że historia nauki jest historią odkrywania, jak bardzo nie jesteśmy wyjątkowi. Na przestrzeni wieków ustaliliśmy, że Ziemia nie jest centrum wszechświata, następnie odebraliśmy ten tytuł Słońcu, a w końcu i galaktyce. Planet takich jak Ziemia, gwiazd takich jak Słońce i galaktyk takich jak Droga Mleczna jest we wszechświecie mnóstwo. Dopuszczam zatem możliwość, że i wyjątkowość życia na Ziemi też w którymś momencie okaże się czymś normalnym. Gdy natomiast słyszę, co Pan mówi o Oumuamua czy 3I/ATLAS, zastanawiam się, co jest w tym takiego nieprawdopodobnego, skoro ludzkość sama już pół wieku temu wysłała w przestrzeń kosmiczną sondy Voyager, które - prędzej czy później, za setki tysięcy czy miliony lat -przypadkiem wlecą w jakieś układy planetarne.

Otóż to! Sondy Voyager będą przelatywały w pobliżu wielu gwiazd i planet na przestrzeni milionów lat. Jeżeli przypadkiem przelecą w pobliżu planety zamieszkanej przez cywilizację na naszym etapie rozwoju, owe sondy także mogą zostać uznane za zwykłe planetoidy lub komety.

Sonda Voyager 2
Sonda Voyager 2 © NASA

To właśnie z tego powodu jestem przekonany, że powinniśmy badać te obiekty i nie wciskać ich na siłę w kategorie obiektów, które znamy. Doskonałym przykładem może być tutaj Oumuamua. Naukowcy uznali, że to kometa. Problem w tym, że obiekt ten nie miał warkocza, nie miał komy. Z tego też powodu część naukowców uznała, że to może być tzw. ciemna kometa. To tak, jakby znać tylko zebrę, pójść do zoo, zobaczyć hipopotama i uznać, że to taka szczególna zebra bez pasków. Możemy tak sobie radzić z niewiedzą, ale nie zmienia to faktu, że wciąż to hipopotam, a nie zebra.

Podam tutaj jeszcze jeden, obrazowy przykład. 2 stycznia 2025 r. Ośrodek Minor Planet Center opublikował informację o nowym obiekcie kosmicznym zbliżającym się do Ziemi. Dzień później informację usunięto, bowiem okazało się, że to... samochód Tesla Roadster wystrzelony w przestrzeń kosmiczną przez SpaceX.

Nie zmienia to faktu, że gdybyśmy nie znali trajektorii lotu Tesli, to obiekt ten zostałby uznany za planetoidę, którą nie jest. Mamy zatem przykład uznania obiektu stworzonego przez technologiczną cywilizację, a pochopnie uznanego przez naukowców za obiekt naturalny. To samo mogło - nie musiało, ale mogło - stać się z Oumuamua. Uznając ten nietypowy pod wieloma względami obiekt za naturalny, zachowaliśmy się jak jaskiniowiec, któremu podano smartfon, a on uznał, że to nietypowy kamień.

Jak zatem zaradzić obecnej sytuacji?

W ostatnich dniach złożyłem białą księgę do Międzynarodowej Unii Astronomicznej, w której uzasadniam konieczność utworzenia komitetu, który będzie zajmował się koordynacją obserwacji, zbierania i analizowania danych o wszystkich obiektach w Układzie Słonecznym, które wykazują określone anomalie, czy to w swoim zachowaniu, czy składzie chemicznym. Tak naprawdę to najlepszy moment na takie działanie. Wkrótce swoje obserwacje rozpocznie fenomenalne Obserwatorium Very Rubin w Chile. Wszystko wskazuje na to, że będzie ono w stanie odkrywać nowe obiekty międzygwiezdne co kilka miesięcy. Badania tych obiektów należy jak najszybciej skoordynować. W przeciwieństwie do planetoid, one tylko przelatują przez Układ Słoneczny. Jeżeli nie będziemy badać ich szybko, będą szybko oddalały się poza zasięg naszych instrumentów. W ten sposób możemy przegapić coś naprawdę fascynującego.

Frustrujące jest dla Pana z pewnością to, że wciąż nie mamy ani jednego dowodu na jakiekolwiek życie we wszechświecie. W takiej sytuacji nie da się nawet wykorzystać statystyki. Zatem spytam inaczej: czy tak intuicyjnie sądzi Pan, że w przestrzeni kosmicznej i w chwili obecnej istnieją inne cywilizacje?

To dobre pytanie, ale w kontekście tego, o czym mówimy warto zauważyć jeszcze jedną rzecz. Jeżeli bowiem taka hipotetyczna sonda kosmiczna stworzona przez obcą cywilizację przelatuje przez Układ Słoneczny, to trzeba pamiętać, że leciała ona do nas prawdopodobnie miliony lat. Cywilizacja, która wysłała taką sondę, może już nie istnieć. To może być swoisty relikt, ślad po cywilizacji, która kiedyś istniała, osiągnęła wysoki poziom rozwoju i od dawna już jej nie ma.

Można nawet powiedzieć, że jedynym dowodem na jej istnienie są relikty technologiczne, np. sondy kosmiczne. Dokładnie takim samym reliktem po nas będą kiedyś sondy Voyager. Szacuje się, że będą one leciały przez przestrzeń kosmiczną za 5 miliardów lat, choć na Ziemi już za miliard lat nie będzie wody. Jeżeli do tego czasu ludzkość nie znajdzie nowej planety, to naszego gatunku już nie będzie.

Warto mieć ten aspekt na uwadze. Istnieje bowiem całkiem spora szansa, że kiedy uda nam się odkryć sondę kosmiczną wysłaną przez obcą cywilizację, to będzie to już tylko swoisty pomnik cywilizacji, której już nie ma. Będzie to odkrycie porównywalne z odkryciami dokonanymi w Egipcie na początku XX wieku. Ukazały nam one fascynującą starożytną cywilizację, która nie istnieje od tysięcy lat.

Trochę frustrujące. Oto w końcu odkrywamy dowód na to, że gdzieś w przestrzeni kosmicznej istniało życie, ale i tak nie wiemy, czy w tej chwili nie jesteśmy sami we wszechświecie.

Niby tak, ale jednak takie odkrycie zmieniłoby już naszą perspektywę o naszym miejscu we wszechświecie. Zaczęlibyśmy się zastanawiać nad naturą takiego życia i musielibyśmy uznać, że możliwości są znacznie większe, niż jest nam to w stanie zapewnić wyobraźnia twórców science fiction z Hollywood. Według mnie powinniśmy taki kontakt uznać za randkę w ciemno. Mamy na myśli to, że nie powinniśmy z góry niczego zakładać, a jedynie obserwować, analizować i cóż... mieć nadzieję, że ta druga osoba nie okaże się seryjnym mordercą.

*prof. Abraham Loeb - ur. 1962, fizyk teoretyczny zajmujący się zagadnieniami z dziedziny astrofizyki i kosmologii. Od 2007 r. dyrektor Instytutu Teorii i Obliczeń w Centrum Astrofizyki na Uniwersytecie Harvard. Od 2011 do 2020 roku był dziekanem Wydziału Astronomii. Autor i współautor licznych artykułów naukowych oraz kilku książek popularno-naukowych. Zwolennik poszukiwań artefaktów obcych technologii wśród obiektów międzygwiezdnych przelatujących przez Układ Słoneczny.

Cyfrowy Polak
Cyfrowy Polak © Cyfrowy Polak
Błędnie zdiagnozowała raka. AI myli się w 7 na 10 przypadków
Błędnie zdiagnozowała raka. AI myli się w 7 na 10 przypadków
Widowiskowy pokaz świateł z dalekiej północy. Zorza polarna znów nad Polską
Widowiskowy pokaz świateł z dalekiej północy. Zorza polarna znów nad Polską
Muzyka generowana przez AI zastępuje artystów. Sklepy w Belgii unikają opłat
Muzyka generowana przez AI zastępuje artystów. Sklepy w Belgii unikają opłat
Muchomory modne na Instagramie? Toksykolog: eksperymenty mogą zabić
Muchomory modne na Instagramie? Toksykolog: eksperymenty mogą zabić
Sekret rosyjskiego Su-57 poznany. Oto co pomieści w swoim wnętrzu
Sekret rosyjskiego Su-57 poznany. Oto co pomieści w swoim wnętrzu
Fascynujące odkrycie na Tytanie. To prawdziwe wyzwanie dla chemików
Fascynujące odkrycie na Tytanie. To prawdziwe wyzwanie dla chemików
Pocisk manewrujący Ragnarök pokazany. To długie ramię dla "Walkirii"
Pocisk manewrujący Ragnarök pokazany. To długie ramię dla "Walkirii"
Już kupowali z Zachodu. Nagle zwrot akcji. Wybrali myśliwiec z Chin
Już kupowali z Zachodu. Nagle zwrot akcji. Wybrali myśliwiec z Chin
Są starsze niż piramidy w Gizie. Natura stworzyła je w Alpach
Są starsze niż piramidy w Gizie. Natura stworzyła je w Alpach
Wysłał żonie zdjęcie. Niedługo później spadła na niego bomba
Wysłał żonie zdjęcie. Niedługo później spadła na niego bomba
Najstarsza "chłodnia" świata. Ma ponad 1400 lat
Najstarsza "chłodnia" świata. Ma ponad 1400 lat
Gigant opuszcza Polskę. Miał u nas ważną misję
Gigant opuszcza Polskę. Miał u nas ważną misję