Wykopywali kości z grobów. Szkielety trafiały do szkół na całym świecie

Wykopywali kości z grobów. Szkielety trafiały do szkół na całym świecie11.07.2017 16:52
Źródło zdjęć: © 123RF.COM

Jesteśmy wspaniałomyślni i z dobroci serca dzielimy się z potrzebującymi krwią, nerkami czy szpikiem kostnym. Kieruje nami altruizm, a nie chęć zysku. Ale nie oszukujmy się - jest tak dlatego, bo mamy szczęście. W innych częściach świata handel ludzkimi organami kwitnie, biedni są wykorzystywani, a korzystają nam tym bogaci.

Handel ludzkimi organami opisał Scott Carney w książce “Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci”. W teorii cały system ma sens - potrzebujący dostają zdrowe organy, a biedni otrzymują za to zapłatę. Ale to tylko teoria. W praktyce beneficjentami są tylko ci pierwsi. Drudzy dalej żyją w biedzie i nędzy, pozwalając cieszyć się zdrowiem zamożniejszym. To tak, jak z dobrami, które produkowane są w fabrykach trzeciego świata. Wyzyskiwani pracownicy tworzą produkty, na które ich nie stać. Z tą różnicą, że ze swoimi "produktami" już się urodzili. Wystarczy je tylko sprzedać.

Oczywiście to nie ty jesteś sprzedawcą. Bo w biednych częściach świata nawet po śmierci ciało nie jest twoje. Ani twojej rodziny. Za to wciąż można na nim zarobić, nie dzieląc się z tobą zyskami. W Indiach wykopane z grobu kości chętnie skupowały szkoły medyczne do badań albo na szkielety.

“Hurtowe ilości kompletnych szkieletów, po czterdzieści pięć dolarów za sztukę, trafiały również do firmy Young Brothers, która łączyła kości drutem, opatrywała je medycznymi diagramami i wycinała fragmenty czaszek, by odsłonić ich strukturę wewnętrzną. Następnie sprzedawała przygotowane w ten sposób modele anatomiczne na całym świecie (...) W 1985‍ roku dziennik „Chicago Tribune” informował, że w poprzednim roku Indie wyeksportowały sześćdziesiąt tysięcy szkieletów i czaszek. Podaż była na tyle duża, że każdy student medycyny w krajach rozwiniętych mógł kupić skrzynkę kości wraz z podręcznikami zaledwie za trzysta dolarów” - pisał Carney.

"Żywy" towar również jest atrakcyjny i chętnie kupowany na całym świecie. Źródłem jest np. indyjskie Tsunami Nagar, gdzie sprzedaż nerki to często ostatnia deska ratunku.

Wyobraź sobie, że jesteś kobietą w tym regionie. Nie masz nic, więc oferta za ten organ wynosząca nawet ponad trzy tysiące dolarów jest wyjątkowo atrakcyjna. A przynajmniej tyle ci obiecywano, bo miejscowi pośrednicy, zajmujący się znajdowaniem “dawców”, często ich oszukują. Wypłacali tylko zaliczkę, a potem zrywali kontakt. Cóż, kilkaset dolarów to i tak nieźle w miejscu ogarniętym biedą i nędzą. Wprawdzie potem masz problemy zdrowotne i nie możesz pracować, ale domowy budżet na jakiś czas został uratowany.

"Ciało testerów może wędrować jedynie w górę hierarchii społecznej" - pisze Carney. Co stanie się, gdy biedny dawca sam będzie potrzebował nerki? Nic. Nie będzie stać go, by kupić organ od biedniejszego, bo biedniejszych już nie ma. A nawet gdyby byli, to cały zabieg jest tani, ale tylko dla kogoś z zagranicy.

W Indiach mógłbyś zarobić też na swojej krwi. Tylko nieliczni Hindusi oddają własną z pobudek altruistycznych, więc w szpitalach jej brakuje. Jeżeli ktoś z bliskich ma operację, oczekuje się, że członkowie rodziny wyrównają szpitalne straty - tak działa tamtejsze honorowe krwiodawstwo. Ale zamiast namawiać wujka czy kuzyna, lepiej zatrudnić kogoś z ulicy, który odda swoją krew za drobną opłatą. Możesz dorobić w ten sposób, albo poszukać pracy w “fabryce krwi”, o ile nie zamknęła jej jeszcze policja. Będą ci pobierać krew dwa razy w tygodniu. Szpitale nie mają wyjścia i muszą kupować krew nawet od podejrzanych dostawców, bo inaczej nie mogliby ratować innych. Tyle że w ten sposób powstaje błędne koło, bo mało kto wychodził z fabryki krwi o własnych siłach.

Źródło zdjęć: © Fotolia
Źródło zdjęć: © Fotolia

Możesz być też biedną dziewczyną z Ukrainy, Rosji lub imigrantką z Ameryki Południowej. Cypryjscy i hiszpańscy lekarze kupowali od nich komórki jajowe. Później do klinik przyjeżdżały bezdzietne amerykańskie czy europejskie rodziny, które dzięki komórkom jajowym od biednych imigrantek mogły zostać rodzicami. Znane są komplikacje wywołane przez kuracje hormonalne takich kobiet, ale kliniki umywały ręce i bardzo szybko odsyłały dawczynie do ich ojczyzn, z kopertą z pieniędzmi w ręku. Z ewentualnymi problemami radzić musieli już sobie miejscowi lekarze.

Wielkie koncerny farmaceutyczne przez lata testowały swoje leki na ludzkich królikach doświadczalnych, nawet w Stanach Zjednoczonych. Z czasem okazało się, że lepszymi testerami są mieszkańcy krajów trzeciego świata. Nie ma tam opieki medycznej, więc “badacze” nie mieli wcześniej kontaktu z innymi lekami, które mogłyby wpłynąć na wyniki badań. Są czyści. A poza tym tani i gotowi na wszystko, bo liczy się tylko zarobek. Idealny towar.

Mieszkając w Indiach mógłbyś nawet nie wiedzieć, że ktoś na twoim ciele zarabia. Na przykład wchodzący do świątyni Sri Tirumala pielgrzymi musieli golić swoje głowy. Kilkadziesiąt lat temu ich włosy były palone, ale szkodziło to środowisku. Problem rozwiązał się sam - odpowiednio ścinane stały się obiektem pożądania w świecie mody, a włosy pielgrzymów przerabiano na peruki, chętnie noszone przez czarnoskóre Amerykanki.

“Większość, czyli około pięciuset ton rocznie, to krótkie włosy mężczyzn kupowane przez firmy chemiczne, które wykorzystują je do produkcji nawozu lub L-cystyny. Jest to aminokwas, który daje włosom wytrzymałość, ale stanowi też doskonały dodatek do pieczywa i innych produktów” - pisał Scott Carney w książce “Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci”, z której pochodzą wszystkie wykorzystane przykłady na handel ludzkim ciałem.

Nawet jeżeli nie wszedłbyś do takiej świątyni, to specjalni poszukiwacze włosów mogliby znaleźć twoją dawną fryzurę na przykład w koszu na śmieci. A potem posłaliby w świat, ku uciesze producentów lub branży modowej.

Źródło zdjęć: © flickr.com | Joyseishoowa
Źródło zdjęć: © flickr.com | Joyseishoowa

Nieważne, czy mówimy o nerce, krwi, włosach czy komórkach jajowych. Zawsze chodzi o to samo - ktoś ma pieniądze, ktoś ich nie ma, więc można dokonać jakiejś transkacji.

Cytowany przez autora książki Peter Singer, profesor bioetyki z Uniwersytetu Princeton, powiedział:

“Nie sądzę, by handel wymienialnymi częściami ludzkiego ciała był gorszy niż handel ludzką pracą, którym zajmujemy się przecież przez cały czas. Podobne problemy z wyzyskiem pojawiają się, gdy firmy prowadzą działalność za granicą, ale zarazem pomagają biednym zarobić na życie”.

Brutalna prawda - czym sprzedaż nerki różni się od wyzysku w szwalni, która lada chwila może się zawalić, lub w fabryce, w której panują nieludzkie warunki? Ludzkość od lat wykorzystuje biednych i słabszych, pogłębiając nierówności.

Czy możemy coś z tym zrobić? Jednym z pomysłów jest zaakceptowanie faktu, że ludzki towar to ciało. Tak, kobiety będą prostytutkami, tak, ktoś sprzeda swoją nerkę, jeżeli będzie miał ku temu okazję. Istnienie czarnego rynku w handlu narządami powoduje, że wzbogacają się oszuści. Kupując nerkę bezpośrednio, bogaty Amerykanin realnie wspomógłby biedną Hinduskę, a może nawet dodatkowo się o nią zatroszczył. A przy okazji wyeliminowałby podejrzanych i bezwględnych pośredników.

"Akceptacja rynku w takiej formie oznaczałaby, że ludzi można traktować jak przedmioty i że świat z założenia jest niesprawiedliwy, w związku z czym niektórzy ludzie zawsze będą dawcami tkanki, a inni jej biorcami (...) Ile jednak stracilibyśmy jako społeczeństwo, tworząc oficjalnie te dwie oddzielne klasy ludzi?" - zastanawiał się Carney.

Możemy jednak zapytać, ile tracimy, udając, że tych klas nie ma?

Tak naprawdę nie zmienia się nic od lat. Albo zmienia tylko trochę. Henrietta Lacks była jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowa. A raczej jej komórki, które rozmnażały się w zawrotnym tempie - raz na dobę tworzyły się kolejne. Były to pierwsze nieśmiertelne ludzkie komórki hodowane w laboratorium. Wykorzystano je w badaniach genów wywołujących raka. Pomogły opracować leki na grypę, białaczkę, opryszczkę czy chorobę Parkinsona, stworzyć szczepionkę przeciw chorobie Heinego-Medina. Komórki HeLa - nazwane od imienia i nazwiska “właścicielki”, która właśnie przez nie zmarła na raka - uratowały miliony na całym świecie. Lacks jednak nie wiedziała, że ma wyjątkowe komórki. Nie wiedziała też, że je jej pobrano. Nie zapytano o zgodę ani pacjentki, ani jej rodziny. Choć przemysł farmaceutyczny zarobił miliardy dolarów, krewni cichej bohaterki nic z tego nie mieli. Na podstawie jej historii możemy się zastanawiać: do kogo tak naprawdę należy ciało i to, co się w nim znajduje. Kto ewentualnie powinien czerpać zyski i czy w ogóle powinno się na to pozwolić. Co powinno być ważniejsze: wola pacjenta czy wiedza lekarza, który ma szansę dokonać czegoś wielkiego. Choć znamy niewątpliwe korzyści z “oszustwa”, którego ofiarą była Lacks, odpowiadamy, że wszystko powinno być przejrzyste i jasne. A przynajmniej chcemy w to wierzyć.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.