Bez "Gwiezdnych wojen" nie byłoby współczesnych efektów. Tak robiono je cztery dekady temu

Bez "Gwiezdnych wojen" nie byłoby współczesnych efektów. Tak robiono je cztery dekady temu04.05.2018 15:55
Źródło zdjęć: © Youtube.com

Efekty specjalne to obecnie coś tak oczywistego w letnich hitach, jak utyskiwania, że wszystko robi się teraz na green screenie w studiu, zamiast przy użyciu plenerów. Zanim jednak wygenerowane komputerowo potwory dosłownie zalały ekrany kin i monitorów, rozwijano szlachetną sztukę efektów praktycznych.

Sztuka ta była trudna, wymagająca sporo czasu, nakładu sił, a i nierzadko sporej dozy kreatywnego myślenia. Ma ona jednak swoje zalety – przede wszystkim tak stworzona postać lub dekoracja rzeczywiście znajduje się przed kamerą, co z kolei przenosi się na zachowanie aktorów – wiemy, że kierują swój wzrok i mowę w stronę fizycznego obiektu, a nie osoby w zielonym spandeksie, która imituje to, co na ekranie znajdzie się dopiero w postprodukcji.

Brzmi to jak narzekanie na współczesną manię, by jak najwięcej tworzyć przy pomocy CGI. Ale to nic dziwnego – pozwala zaoszczędzić sporo pieniędzy, a odpowiednio użyte może naprawdę zachwycać. Czasami oczywiście zdarzają się w kinie męczące potworki, gdzie komputerowo generowane efekty rażą oczy, ale nie każdy efekt praktyczny też był udany – ot, znak czasu.

Jednak zagłębiając się w historię efektów, trzeba wspomnieć o założonej przez George'a Lucasa wytwórni Industrial Light and Magic. Odpowiedzialna za efekty do klasycznej trylogii, od 1975 zgarnęła 16 Oscarów i 40 nominacji za swoją pracę. "Park Jurajski", "Jumanji", filmy z Marvel Cinematic Universe – portfolio firmy zapiera dech w piersiach.

Przy tworzeniu filmów o odległej galaktyce trzeba było jednak polegać nie na mocach obliczeniowych, ale makietach, miniaturach, lalkach bądź naturalnej wielkości rekwizytach. Łatwo nie było, ale twórcy poradzili sobie wyśmienicie – klasyczna trylogia być może trąci myszką, ale mniej niż CGI z przełomu wieków (kto oglądał fatalnego "Spawna" wie, o czym mówię).

Klatka po klatce

Zacznijmy od pierwszej techniki, czyli animacji poklatkowej – tej pojawia się sporo w oryginalnej trylogii. Dość wspomnieć słynną bitwę na Hoth, gdzie śnieżne ścigacze próbowały bezskutecznie powstrzymać maszyny kroczące imperium. Na poniższym wideo dokładnie widać, ile pietyzmu i cierpliwości wymagało stworzenie iluzji ruchu tych potężnych maszyn. Opisywaliśmy zresztą, jak dużym wyzwaniem pozostaje stworzenie animacji poklatkowej – nowe technologie ułatwiły ją tylko w nieznacznym stopniu.

Ogromnym przełomem i zasługą dla późniejszego rozwoju kinematografii była jednak praca Johna Dykstry nad filmowaniem latających statków kosmicznych. Wcześniej, jeśli twórcy chcieli pokazać poruszający się pojazd, musieli nakręcić go w trakcie jazdy (jak samochód), bądź zbudować jego makietę i go poruszyć – to wiązało się z problemami, bo nie tylko było czasochłonne, ale mogło również spowodować uszkodzenie rekwizytu.

Dlatego John Dykstra stworzył Dysktraflex – kontrolowaną przez komputer kamerę. Model statku kosmicznego ustawiano na tle niebieskiego ekranu, a urządzenie rejestrowało go pod różnymi kątami i z różnych perspektyw, nadając mu iluzję ruchu. Jedna kamera służyła do filmowania wszystkich statków, dzięki czemu zmontowanie z materiału bitwy w kosmosie sprawiało, że cała scena wyglądała o wiele bardziej naturalnie. Nie mówiąc o tym, że to dzięki Dykstraflexowi wkomponowano maszyny kroczące podczas wspomnianej już bitwy na Hoth w śnieżny krajobraz.

Imitując ruch

Nie był to jedyny przełomowy sposób na stworzenie ciekawych efektów specjalnych. Przy "Powrocie Jedi" konieczne było opracowanie sceny pościgu na ścigaczach na leśnym księżycu Endor. Skutery były oczywiście makietami, więc trudno byłoby je uruchomić, a co dopiero ścigać się z dużą prędkością między drzewami.

Oczywiście rozwiązaniem mogłoby być zbudowanie ogromnej makiety (co zrobiono przy scenie ataku na Gwiazdę Śmierci w czwartym epizodzie) i wszystko zanimować poklatkowo. Zamiast tego szef zespołu odpowiedzialnego ze efekty specjalne w wytwórni, Dennis Murren, oraz wynalazca systemu stabilizacji kamery "Steadicam", wybrali się do pełnego sekwoi kalifornijskiego lasu. Co kilka sekund duet nagrywał jedną klatkę otaczających ich drzew, a w studiu puścili nagranie od tyłu w standardowych 24 klatkach. Efektem było rozmycie charakterystyczne dla szybkiego poruszania się. W efekcie postaci siedziały na ścigaczach nieruchomo, a nałożone tło tworzyło efekt prędkości. Genialne w swojej prostocie.

Wyboje na drodze

Oczywiście nie wszystkie efekty były takie łatwe i przyjemne. Odtwórca roli C-3PO, Anthony Daniels, musiał grać w pełnym kostiumie w trakcie nagrywania pustynnych scen w Tunezji czy Dolinie Śmierci w stroju złożonego głównie z metalu. Do tego sam określił swoją motorykę w przebraniu jako skrzyżowanie dziecka z okaleczoną osobą – możliwości manewru były bardzo ograniczone.

Podobne trudności były z postacią Jabby. Kosmiczny gangster o aparycji ogromnego ślimak był oczywiście kukłą. Ale żeby oddać naturalny ruch jego masywnego ciała potrzeba było trzech ludzi, którzy operowali wewnątrz niego. Każdy odpowiadał za konkretny element ciała – jeden poruszał prawym ramieniem i ustami, drugi lewym ramieniem, głową i językiem, a ostatni nadzorował ogon i działanie dźwigni, które wprawiały Jabbę w ruch. Całe trio musiało działać w pełnej synchronizacji. Teraz wystarczyłoby zlecić stworzenie Jabby w odpowiednim programie komputerowym. To by jednak nie było to samo. Przynajmniej dla każdego, kto oglądał oryginalną trylogię.

Estetyka, która zmieniła wszystko

Jaki wpływ te wszystkie rozwiązanie miały na całą trylogię? Na pewno nadały jej odpowiedniego klimatu i wyglądu. A kultowy status pociągnął za sobą naśladowców. Dr Paweł Pyrka z Uniwersytetu SWPS, zapytany o to, jak ważna była ta estetyka, przywołuje wykorzystanie efektów praktycznych w częściach VII i VIII.

- Estetyka oryginalnych filmów bez wątpienia miała wpływ na kolejne dekady w kinie science fiction. Fakt, że obecnie produkowane filmy wykorzystują wachlarz tradycyjnych efektów można odczytać z jako ukłon w stronę oryginału, ale też jako świadome wysiłek mający na celu "urealnienie" kinowego obrazu przemyconego obecnie efektami generowanymi cyfrowo – tłumaczy. - Tego typu zabieg podkreśla w pewnym sensie granice pomiędzy "fizycznością" makiet, kostiumów czy modeli, a tym co ulotne i iluzoryczne. Jest w nim pewna doza nostalgii, ale też położenie nacisku na pozornie sprzeczną prawdziwość fantastycznego świata, na rzeczywistość która zachęca, aby ją eksplorować w sensie fizycznym i materialnym - aktywnie, a nie tylko przed ekranem. Oczywiście pamiętajmy również, że takie makiety, modele i kostiumy świetnie się sprzedają, a marketingowa machina Disneya doskonale o tym wie – podkreśla.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.