Żadnego ograniczenia emisji nie było. Cele klimatyczne już są martwe
Dwa niezależne od siebie badania wskazują, że ograniczenie globalnego ocieplenia do poziomu 1,5 st. C jest już praktycznie niewykonalne. Niektórzy badacze przekonują, że bez szans na powodzenie jest też cel mniej ambitny, a konsekwencje tego będą o wiele poważniejsze.
W wielu państwach zachodnich rośnie sprzeciw społeczeństwa wobec polityk klimatycznych. Od pewnego czasu kolejne rządy osłabiają też swoje działania na rzecz ochrony klimatu, a największy odwrót odnotowuje się tam, gdzie do władzy dochodzi prawica (jak w USA).
Coraz więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych
Choć na tej podstawie można odnieść wrażenie, że ludzkość z troską o klimat przesadziła, jest wręcz odwrotnie. Z każdym rokiem przybywa (coraz mniej naturalnych) ekstremalnych zjawisk pogodowych, kurczą się zapasy wody do picia, a produkcja żywności jest coraz bardziej zagrożona. Dzieje się tak, bo emisje gazów cieplarnianych wciąż rosną, a wraz z tym rosną globalne temperatury. I tak oto zmiana klimatu przyspiesza, a w raz z nią – jej konsekwencje.
Niestety, należy się spodziewać, że konsekwencje te będą coraz większe. Nakreślone przez naukowców cele, które miały zapewnić względnie bezpieczny klimat w najbliższych dekadach, są zagrożone, jak nigdy wcześniej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cel 1,5 st. już nie żyje…
W ramach "porozumienia paryskiego" prawie 200 państw zrzeszonych w ONZ przyjęło dwa cele. Ten zapewniający ludzkości większe bezpieczeństwo zakładał powstrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 st. C (względem okresu przedprzemysłowego). Dla wielu osób może to wydawać się niewiele. Warto więc mieć na uwadze, że gdy Ziemia było o 6 st. C cieplejsza, to chodziły po niej dinozaury, a gdy była o 6 st. chłodniejsza, mieliśmy ostatnią epokę lodowcową.
Różnica 1,5 st. C jest więc ogromna. Zależy od niej nie tylko życie milionów ludzi narażonych na upały czy brak wody, lecz także utrzymanie wielu łańcuchów gospodarczych w zglobalizowanym świecie. Tymczasem dwa niezależne badania opublikowane w czasopiśmie "Nature Climate Change" wskazują, że cel 1,5 st. C jest już poza naszym zasięgiem.
2024 r. był pierwszym rokiem kalendarzowym, gdy globalne ocieplenia przekroczyło próg 1,5 st. C. Z perspektywy klimatu liczy się jednak nie pojedynczy rok, lecz średnia z 20-letniego okresu.
Pierwsze z badań wskazuje jednak, że w przeszłości taki pojedynczy rok przekroczenia danego progu ocieplenia regularnie kończył się przekroczeniem go w dłuższej, 20-letniej perspektywie. "Sygnalizuje to, że najprawdopodobniej Ziemia weszła już w 20-letni okres ocieplenia o 1,5 st. C" - stwierdzili autorzy. W drugim z badań oszacowano zaś, że próg ten zostanie złamany w 2029 r.
… czy cel 2 st. również?
Tymczasem inne opublikowane niedawno badanie wskazuje, że martwy jest też cel mniej ambitny, czyli ograniczenia globalnego ocieplenia do poziomu 2 st. C. Jego głównym autorem jest James Hansen – jeden z najsłynniejszych klimatologów na świecie, który przestrzegał rząd USA przed zmianą klimatu już w latach 80.
Różnica pomiędzy 1,5 a 2 st. C oznaczać będzie o wiele więcej huraganów, powodzi i pożarów na całym świecie, podobnie jak coraz większe problemy z suszą i produkcją żywności. Setki milionów ludzi więcej będzie miało problem z dostępem do wody pitnej i wykarmieniem rodzin.
I nie dotyczy to tylko odległych z naszej perspektywy zakątków planety. Na przykład w Europie dostępność wody pitnej może zmniejszyć się o 17 proc., czyli dwukrotnie więcej niż przy ociepleniu o 1,5 st. C. Z kolei już w latach 30. na południu Starego Kontynentu mogą pojawiać się mega susze trwające przez pół dekady, a te trwające nawet dekadę - już w latach 40.
Tymczasem przeprowadzona przez badaczy analiza wykazała, że wpływ rosnących emisji ze spalania paliw kopalnych na wzrost temperatury jest większy, niż wcześniej sądzono. A emisje cały czas rosną. Dodatkowo globalne ocieplenie wzmacnia zmniejszenie zanieczyszczeń aerozolami (które blokują dostęp słońca) z transportu morskiego. – Dlatego cel 2 st. C jest martwy – komentuje Hansen.
Zdania wśród naukowców na ten temat są jednak podzielone. Jedni uważają, że analiza Hansena i jego zespołu jest mocno spekulacyjna, a obserwowane wzrosty ocieplenia wciąż mieszczą się w przyjętych dawno granicach. Co prawda w górnych, ale jednak.
Inni badacze zauważają zaś, że w ostatnich kilku latach coraz częściej dochodzi do sytuacji wskazujących, że prognozowane wcześniej wzrosty temperatury faktycznie mogły okazać się niedoszacowane. Jednym z takich przykładów są np. niezrozumiale wysokie temperatury wód oceanicznych.
Nie można odpuścić
Naukowcy podkreślają przy tym, że przesadne koncentrowanie się na celach Paryża może być zgubne. Liczy się bowiem każdy ułamek ocieplenia, którego udało się uniknąć.
- Koncentrowanie się na progu 1,5 st. C niesie ze sobą realne ryzyko ograniczenia działań, jeżeli zostanie przekroczony. To może demotywować nas wszystkich – ludzi, społeczeństwo obywatelskie, przemysł. Konsekwencją braku ambicji będzie to, że pozostaniemy na ścieżkach ocieplenia, na których obecnie jesteśmy, co prowadzi do globalnego ocieplenia o prawie 3 st. C. A takie ocieplenie będzie miało ogromne i częściowo nieodwracalne konsekwencje dla natury i ludzi - komentuje Daniela Schmidt, profesor nauk o Ziemi na Uniwersytecie w Bristolu.
I podsumowuje: - Chociaż przekroczenie progu 1,5 st. C nie jest dobrą wiadomością, ograniczenie działań i osiągnięcie dwukrotnie większego ocieplenia będzie więc znacznie gorsze.