Protest przeciwko powstawaniu centrów danych. "Napędzają szaleństwo AI"
Koalicja ponad 230 organizacji ekologicznych wzywa do czasowego wstrzymania decyzji na budowę nowych centrów danych w USA, obwiniając je o rosnące rachunki za energię i pogłębiający się kryzys społeczny i klimatyczny.
Ponad 230 organizacji ekologicznych, w tym Greenpeace, Friends of the Earth i Food & Water Watch, żąda wprowadzenia czasowego zawieszenia zgody na budowę nowych centrów danych w USA - donosi "The Guardian". W liście do członków Kongresu ostrzegają, że te energochłonne obiekty przyczyniają się do emisji ciepła, pochłaniają ogromne ilości wody i pogłębiają wzrost rachunków za energię, które już dotykają Amerykanów.
Apel o działanie Kongresu USA
"Szybki i w dużej mierze nieuregulowany wzrost liczby centrów danych, napędzający szaleństwo na punkcie sztucznej inteligencji i kryptowalut, zakłóca życie społeczności w całym kraju i zagraża bezpieczeństwu ekonomicznemu, środowiskowemu, klimatycznemu i wodnemu Amerykanów" - cytuje wspólny list ponad 230 organizacji "The Guardian". Autorzy pisma dodają, że zatwierdzanie nowych centrów danych powinno zostać wstrzymane do czasu wprowadzenia nowych przepisów.
Duże korporacje, takie jak Meta, Google czy Open AI, inwestują ogromne sumy w nowe centra danych, by sprostać rosnącym wymaganiom obliczeniowym AI. W wyniku sprzeciwu społecznego co najmniej 16 projektów o wartości 64 mld dolarów zostało zablokowanych lub opóźnionych. Centra danych wymagają dużych ilości wody do chłodzenia, co jest szczególnie kontrowersyjne w regionach o ograniczonych zasobach wodnych.
Lokalne sprzeciwy i polityczne konsekwencje
Problemy te stały się istotnym tematem politycznym, wspierając sukcesy wyborcze Demokratów w wyborach stanowych w Virginii i New Jersey oraz w specjalnym głosowaniu komisji ds. usług publicznych w Georgii. Kandydaci opierali swoje kampanie na obniżeniu kosztów energii i ograniczeniu liczby nowych centrów danych.
Działania te stanowią wyzwanie dla Donalda Trumpa, który promował rozwój AI, jednocześnie obiecując obniżenie kosztów energii o połowę w pierwszym roku swojej prezydentury. Tymczasem ceny prądu wzrosły o 13 proc.
80 mln Amerykanów ma problem z opłaceniem rachunków
"Około 80 mln Amerykanów ma obecnie problem z opłaceniem rachunków za energię i gaz. Wiele osób obarcza za to winą centra danych" - mówi Charles Hua, założyciel i dyrektor wykonawczy PowerLines, bezpartyjnej organizacji dążącej do obniżenia rachunków za prąd.
"W wyborach w New Jersey, Georgii i Wirginii rosnące rachunki za media stały się głównym problemem, co pokazuje, że w Ameryce narodziła się nowa polityka – wkraczamy w nową erę, w której wszystko kręci się wokół cen energii elektrycznej" – powiedział Hua. "Nikt w Ameryce nie chce płacić więcej za prąd, a w Georgii znaczna część konserwatywnych wyborców głosowała przeciwko obecnym republikanom, co było szokujące" - dodał.
Rachunki za energię jako kluczowy problem
Rozwój centrów danych obsługujących sztuczną inteligencję, których zużycie energii elektrycznej ma wzrosnąć prawie trzykrotnie w ciągu następnej dekady, co odpowiada np. zasileniu 190 milionów nowych domów - jest przedmiotem gniewu części amerykańskiego społeczeństwa.
Według organizacji ekologicznych, przy obecnym etapie rozwoju rozrastające się centra danych mogą do 2030 r. dodać 44 mln ton dwutlenku węgla do atmosfery, co odpowiada umieszczeniu dodatkowych 10 mln samochodów na drogach i zaostrzeniu kryzysu klimatycznego, który już teraz wywołuje ekstremalne zjawiska pogodowe i niszczy strukturę amerykańskiego rynku ubezpieczeniowego. Chociaż kwestie klimatyczne są istotne, to właśnie rosnące rachunki za energię są najważniejszym problemem dla wyborców.
Eksperci wskazują, że problem już przekroczył granice polityki partyjnej, obejmując wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych.
"Jednak to wpływ na rachunki za prąd, a nie kryzys klimatyczny, jest powodem cierpienia większości wyborców. Widzimy rzecz niespotykaną - rosnący sprzeciw ludzi, dla których sztuczna inteligencja nie przynosi korzyści, a obciążenie finansowe, które z niej wynika, jest odczuwalne w portfelach" - powiedziała "The Guardian" Emily Wurth z organizacji Food & Water Watch, grupy stojącej za listem do ustawodawców.