Wojna algorytmów. Nasz los zależy od mechanizmów, których nie rozumiemy

Wojna algorytmów. Nasz los zależy od mechanizmów, których nie rozumiemy16.12.2018 20:48
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com | Triff

Zostaliśmy sprowadzeni do roli towaru – kolejnego zasobu, o który toczy się bezpardonowa wojna. Algorytmy nie mają uczuć. Nie mają zatem litości, więc nie oczekujmy, że nam ją okażą.

Nowoczesny kult cargo

Mieszkańcy pierwotnych plemion, zamieszkujących wyspy Pacyfiku, podczas drugiej wojny zetknęli się ze zdobyczami zachodniej cywilizacji. Mogli obserwować, jak do brzegów przypływają statki i jak na prowizorycznych lotniskach lądują samoloty, wypełnione wszelkimi dobrami. Dostarczane na wyspy bogactwo kusiło. Papuasi zaczęli zatem budować własne lotniska i morskie porty, klecąc z drewna hale, wieże kontroli lotów czy budynki portowe.

Niestety, mimo starań, konwoje z darami nie pojawiły się. Ten i inne przypadki zadziwiających zachowań ludzi opisuje w swojej książce "Krowy, świnie, wojny i czarownice" Marvin Harris, analizujący pozornie nieracjonalne działania, praktykowane przy różnych okazjach na przestrzeni wieków przez różne cywilizacje.

Wygląda na to, że amerykański antropolog – gdyby dożył naszych czasów – nie mógłby narzekać na brak tematów do opisania. I nie chodzi tu o magiczne obrzędy polskich samorządowców wierzących, że położenie przed wyborami nowej nawierzchni zmieni w kwitnący zakątek miasta zaniedbywaną przez dziesięciolecia okolicę.

Źródło zdjęć: © Skeptical Agile
Źródło zdjęć: © Skeptical Agile

Żyjemy bowiem w rzeczywistości, w której coraz częściej widzimy jedynie efekty różnych procesów, nie dostrzegając, a tym bardziej nie rozumiejąc ich przyczyn. Co gorsza, oddaliśmy im kontrolę nad światem. Brzmi nieco enigmatycznie? Proszę, oto przykład.

Kupisz to, co ci wskażą

Chcesz kupić kubek termiczny. Prawdopodobnie – o ile nie masz ulubionej marki i wypatrzonego modelu – zapytasz o ofertę Google’a. Gdy wpiszesz zapytanie, twoim oczom ukaże się lista odnośników, zapewne wzbogacona o parę zdjęć i ofert zakupu. Klikniesz, kupisz, pogratulujesz sobie trafnego wyboru.

Tylko czy na pewno to właśnie ty go dokonałeś?

Możesz tak myśleć, ale wszystko, co ujrzałeś jako wynik zapytania – od odnośników do stron, poprzez zdjęcia kubków, po reklamy sklepów z kubkami – jest wynikiem działania algorytmu. Jego celem nie jest przedstawienie ci najlepszej możliwej oferty, ale oferty, która – oczywiście zachowując pozory zaspokajania twoich potrzeb – przyniesie maksymalnie duży zysk właścicielowi wyszukiwarki.

Źródło zdjęć: © iStock.com
Źródło zdjęć: © iStock.com

Przykład z kubkiem może wydawać się mało istotny – w końcu, jeśli kubek trzyma ciepło i nie kosztował przesadnie drogo, trudno mieć pretensje, że polecono nam akurat ten model. Ale czy z takim samym spokojem zareagujemy na fakt, że to Google albo Facebook wybiorą za nas prezydenta?

O takim scenariuszu pisałem niegdyś w artykule "Facebook i Google: wyborcze manipulacje". Było to długo przed tym, gdy afera Cambridge Analytica potwierdziła najbardziej paranoiczne przypuszczenia.

Porównania do „Matriksa” to banał. Ale naprawdę w nim żyjemy

Zanim zdążyliśmy się spostrzec, nasz świat zmienił się nie do poznania, zmierzając w stronę rzeczywistości, sugestywnie nakreślonej w "Matriksie". W czasach wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości to porównanie może wydawać się banalnie tanie, jednak nie sposób ignorować podobieństwa. Żyjemy w "Matriksie", bo widząc efekty działania jakiegoś algorytmu nie rozumiemy go, a często nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego istnienia.

O zagrożeniach, jakie niesie dla nas tak urządzony świat przekonująco pisze Cathy O'neil w książce "Broń matematycznej zagłady". Autorka trafnie wskazuje w niej pewien paradoks. Wiele algorytmów powstaje z założeniem, że – nakarmione wielkimi porcjami danych – będą wskazać obiektywny, pozbawiony uprzedzeń wynik.

Problem polega na tym, że algorytmy tworzą ludzie, a ich dzieła, zamiast po prostu opisywać zastany świat, kreują nową rzeczywistość w zgodzie z wizją autora. Te właśnie mechanizmy, działające gdzieś w tle poza zasięgiem naszego zainteresowania i wiedzy, nazwala autorka Bronią Matematycznej Zagłady (BMZ), upatrując w niej zagrożeń na miarę broni masowego rażenia. W jaki sposób zagrażają nam BMZ?

Matematyczna broń masowego rażenia

Przykładem jest m.in. scoring kredytowy. Fakt, że przy rozpatrywaniu wniosku o kredyt analizowane są nasze dochody, wydatki czy przepływy na koncie, wydaje się oczywisty i zrozumiały. Ale co, jeśli do oceny dorzucony zostanie np. kod pocztowy, wskazujący na adres zamieszkania, bo ktoś uzna, że mieszkaniec "gorszej" dzielnicy będzie miał większy problem ze spłatą? To jeszcze uzasadniona ochrona interesów banku, czy już stygmatyzacja, segregacja i utrwalanie podziałów?

Źródło zdjęć: © PAP/EPA | DELA PENA
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | DELA PENA

Niezależnie od odpowiedzi, dla większości sam mechanizm oceny wydaje się jednak, mniej więcej, zrozumiały. Warto jednak pamiętać, że można go skalować, kierując w stronę wdrożoną choćby w Chinach. Państwo Środka jest przecież w trakcie realizacji wyjątkowo ambitnego projektu powszechnej inwigilacji i oceny obywateli, gdzie każdemu przypisana jest kategoria, rzutująca na możliwości kariery czy podróżowania.

A co z działaniami algorytmów, których ani nie dostrzegamy, ani nie rozumiemy? Możemy jedynie obserwować następstwa dokonywanych przez maszynę wyborów i jakoś przeżyć ich skutki. W wydaniu humorystycznym mogliśmy zobaczyć to już wiele lat temu na Amazonie, gdy cena niepozornej książki przyrodniczej sięgnęła imponujących 23 mln dolarów.

Cyfrowy wilk z Wall Street

Przyczynę udało się szybko odkryć – dwaj użytkownicy wystawiając na sprzedaż książkę o tym tytule ustawili dla algorytmów sprzeczne wytyczne. Jedna z książek miała bowiem utrzymywać cenę 0,9983 ceny najdroższego egzemplarza tego tytułu, a druga miała być 1,270589 droższa od najtańszej.

W praktyce wywołało to serię korekt ceny i doprowadziło do wycenienia książki na imponujące 23 mln dolarów, co zresztą – po wykryciu błędu – zostało szybko skorygowane. Tak powstała zabawna, przytaczania niezliczoną ilość razy anegdota. Co jednak będzie, gdy podobny mechanizm zadziała na giełdzie?

Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Wbrew romantycznemu stereotypowi współczesny obrót papierami wartościowymi nie jest dziełem podekscytowanych "wilków z Wall Street", którzy z podwiniętymi rękawami białych koszul przekrzykują się, kupując i sprzedając akcje. Giełdą – a przynajmniej istotną częścią obrotu - rządzą algorytmy, realizujące tzw. high-frequency trading (HFT), czyli bardzo szybkie zlecenia. Do czego to prowadzi?

Choćby do zjawisk, określanych jako flash crash, gdy kurs akcji spada w ciągu sekund o dziesiątki procent, po czym – nie zawsze – równie szybko odrabia straty. Nałożenie na siebie takich zjawisk miało miejsce choćby w 2010 roku na amerykańskiej giełdzie Dow Jones, gdzie cały indeks w ciągu kilku minut spadł o katastrofalne 9 procent. W bliższej nam przeszłości spektakularny flash crash spotkał kryptowalutę Ethereum, której wartość w czerwcu 2017 roku w ciągu kilkunastu sekund spadła z 317 dolarów do zaledwie 10 centów.

Algorytm w działaniu, czyli nie ma przypadków

Nie chodzi tu – bynajmniej – o straszenie technologią i botami, prowadzącymi automatyczny handel – to przecież żadna tajemnica. Sednem jest coś innego – fakt, że procesy te dzieją się w znacznej mierze automatycznie. Człowiek określa wprawdzie jakieś wartości brzegowe, ale wszystko dzieje się już bez jego udziału.

Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

Te przykłady możemy mnożyć niemal bez końca – autonomiczne samochody, kojarzenie w pary w serwisach randkowych, zawartość naszego streamu na Facebooku czy choćby artykuły, polecane nam przez sklep internetowy podczas niewinnego przeglądania produktów. Albo – w skali makro – system Smart Grid, sterujący działaniem krajowej sieci elektroenergetycznej czy nadzór nad światłami ulicznymi.

Wszędzie tam widzimy efekty działania, nie widząc, ani – zazwyczaj – nie zastanawiając się nad tym, jaki algorytm za nimi stoi. I jakie cele mieli jego twórcy. To nie bunt maszyn jest straszakiem, którym powinna raczyć nas popkultura. Zamiast bać się tego, że w nocy zamorduje nas toster, lepiej zastanowić się nad czymś znacznie groźniejszym. Na przykład, jaką korzyść odniosą Mark Zuckerberg i akcjonariusze Facebooka z tego, że podnosząc o poranku smartfon do oczu jako pierwszą ujrzymy wiadomość o kryzysie rządowym albo nowej fali imigrantów.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.