Popularny polski youtuber narzeka na YouTube. Blokują filmy, a promują alkoholowe libacje

Popularny polski youtuber narzeka na YouTube. Blokują filmy, a promują alkoholowe libacje28.02.2018 14:11
Źródło zdjęć: © WP.PL

Jeden z najpopularniejszych polskich internetowych twórców krytykuje nową politykę YouTube’a. SA Wardęga zapomniał jednak, że on również dzięki kontrowersjom się wybił. Za swoje występki był karany, a dziś dziwi się, że jego popularność spada.

"Wardędze chodzi w szczególności o zapis mówiący o publikowaniu materiałów (w szczególności w kategorii tzw. pranków), które u widzów mogą wywołać traumatyczne przeżycia. YT przestrzega, że jeśli tego rodzaju treści przekroczą dozwolone przez serwis granice, to ich autorzy mogą zostać pozbawieni możliwości czerpania przychodów związanych z odsłonami, a same materiały nie będą promowane na platformie" - pisze serwis Wirtualne Media.

Nowy materiał popularnego YouTubera prankiem nie jest, choć miniaturka może to sugerować. Filmik opowiada o podróży do Brazylii. Mimo że zdobył ponad 26 tys. polubień, to obejrzało go zaledwie niecałe 230 tys. widzów. Zaledwie, bo najlepsze materiały SA Wardęgi mają grubo ponad 3 mln wyświetleń i było o nich głośno na całym świecie.

Jak podaje serwis Wirtualne Media, SA Wardęga obawia się, że filmy, na których wkręca się inne osoby, nie będą dłużej tolerowane. Autor podaje przykład kanału DM Pranks, na którym zablokowano aż 90 proc. zamieszczonych tam filmów.

SA Wardęga twierdzi, że z nim może być podobnie. A ja mam wrażenie, że mamy do czynienia z nową, współczesną wersją muzyka, który narzekał na piractwo i w ten sposób tłumaczył swoje komercyjne niepowodzenia. Tyle że tym razem wrogiem nie są piraci, a zły YouTube, który ma nielogiczne przepisy.

Wystarczy zobaczyć, jakie reakcje wywołały ostatnie pranki Wardęgi:

“Po prostu wieje nudą i powielaniem”
“Tyle przyszło czekać na coś nowego, ale takiej szmiry się nie spodziewałem po Tobie. Z takim budżetem... ci z telefonami lepsze żarty robią.”
“To już nawet nie żenuje”
“Zrób w końcu coś nowego i oryginalnego”
“I to ma być śmieszne? Nie wiem kiedy mam się zacząć śmiać”
“Ani śmieszne, ani oryginalne... Słabe! Co się wydarzyło? Kiedyś Twoje filmy to było coś…”.

Oczywiście pojawiały się pozytywne recenzje, ale spotykały się z dużo mniejszym poparciem niż krytyka. To o czymś świadczy. Powody, dla których YouTube blokuje niektóre materiały, są kontrowersyjne, ale w tym przypadku przyczyna mniejszej popularności może być inna - po prostu formuła się wyczerpała.

SA Wardęga nadal na swoim “prankowym” kanale ma 3,5 mln subskrypcji, ale być może użytkownicy po nowym filmie spodziewali się czegoś innego. Nie reportażu, a właśnie kolejnego słabego, naciąganego i nieśmiesznego wkrętu niewinnych ludzi. Albo, co gorsza, podstawionych aktorów, którzy mieli udawać zaskoczonych lub przestraszonych. I dlatego nie kliknęli.

Zresztą sukces pranków Wardęgi to filmiki sprzed ponad trzech lat. Od dawna miałem wątpliwości, co do twórczości youtubera, a jego sukcesy były powodem do niepokoju. Nie tylko dla mnie. Po jednym z filmików do prokuratury rejonowej w Mławie wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

Chodziło o zapis "kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Zgłoszenie ponoć związane jest nie tyle z samym filmikiem, co z wypowiedzią Wardęgi w TVP Info. Zapytano go, czy liczy się z możliwością, iż ktoś przestraszy się do tego stopnia, że dostanie zawału podczas kręcenia filmików. Wardęga powiedział, że owszem, to się może zdarzyć, i zaprzeczył, że w jego materiałach występują podstawieni statyści.

No właśnie - sukces Wardęgi był efektem ryzykownej zabawy cudzym kosztem. Na szczęście nic takiego się nie stało, ale istniało ryzyko, że ktoś po zobaczeniu psa-pająka w windzie podczas ucieczki się przewróci i poważnie uszkodzi ciało. Nie mówiąc już o tym, że w szczycie popularności Wardęgi mogli pojawiać się naśladowcy. Jak pobić lidera? Oferując więcej mocnych wrażeń. To naprawdę mogło skończyć się źle - i dlatego kariera youtubera mogła budzić wątpliwości i po prostu niepokoić.

Zresztą sam Wardęga często przekraczał granicę. Jak wtedy, gdy podstawiona przez niego dziewczyna oferowała policjantom seks. Jeden z nich się zgodził. “Zastanawiam się czy zostawić mu twarz żeby chronić go przed ew. kłótnią z żoną, wstydem, wywaleniem z roboty. Czy jednak pokazać twarz by chronić jego żonę przed "wiernym" mężem i społeczeństwo przed "prawym" policjantem. Takie to mam dylematy” - pisał wówczas autor filmików. Pachniało internetowym linczem.

Może więc YouTube wcale nie jest winny. Zareagował “wolny rynek”. Po prostu taka forma “żartów” już nikogo nie bawi, a przynajmniej nie tyle osób, co jeszcze kilka lat temu. Na szczęście.

Problem w tym, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę.

O ile nie mogę zgodzić się z oskarżeniami SA Wardęgi - możliwe, że nietrafionymi, bo YouTube wszystkiego się wypiera, o czym pisze serwis Wirtualne Media - o tyle youtuber ma rację w jednym.

“(...) YT blokuje mój film w którym opowiadam o moim biurze. Blokuje go za informację o tym, że w tym budynku przed laty była agencja towarzyska i z tego powodu uznaje film za zbyt kontrowersyjny. Z drugiej strony w tym samym momencie w karcie <> YT promuje libację alkoholową polskiego streamera lub teledysk sióstr Godlewskich” - narzeka twórca.

Wardęga niejako sam więc wskazał przyczynę, dlaczego jego filmy mogą nie być już popularne. Po prostu spora część widzów szuka bardziej ekstremalnych wrażeń w serwisie. Na YouTubie możemy znaleźć naprawdę szokujące nagrania, które może nie mają 3,5 mln wyświetleń, ale i tak oglądało je ponad 100 tys. widzów. I wciąż są dostępne. Jest w tym swego rodzaju niesprawiedliwość. Trudno traktować zapewnienia YouTube’a, że walczy o jakość, kiedy wciąż da się wyszukać dużo bardziej szkodliwe materiały.

Wardęga, celowo bądź nie, pokazał duży problem YouTube’a. Po pierwsze - nie reaguje na wulgarne, wręcz patologiczne filmy. Po drugie - jeśli uwierzymy, że serwis na celownik wziął pranki, to nasuwa się pytanie: dlaczego tak późno? Czyżby YouTube przejął się tego typu materiałami dopiero wtedy, gdy straciły na popularności, a więc w bezpiecznym wizerunkowo okresie? Nie byłoby to specjalnie szokujące - YouTube po prostu chce zarabiać, a więc przymyka oko, gdy coś jest popularne. To jednak oznacza, że między bajki musimy włożyć zapewnienia o trosce o bezpieczeństwo użytkowników.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.