Seks w Kosmosie? Houston, mamy problem!
Seks wśród astronautów przez lata wydawał się tematem tabu. Choć żadna z agencji kosmicznych nie chwaliła się swoimi doświadczeniami, zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie wysyłają na orbitę mieszane załogi. Co z tego wynika?
To już postanowione - lecimy na Marsa! Problem w tym, że przy zastosowaniu obecnych technologii podróż na Czerwoną Planetę i z powrotem oznacza misję o długości przekraczającej 500 dni. Planując taką wyprawę, trzeba uwzględnić szereg różnych czynników pomijalnych przy krótszych lotach orbitalnych czy kilkudniowych misjach Apollo.
Przygotowujemy się do tego od lat. Nie brakuje badań i eksperymentów związanych z interakcjami w odosobnionej i skazanej na siebie grupie. Dzięki doświadczeniom i obserwacjom na orbicie znamy też wpływ długotrwałej nieważkości na fizjologię. W oficjalnych materiałach agencji kosmicznych brakuje jednak odpowiedzi na inne ważne pytanie: a co z seksem?
Od samotnych misji do kobiet w załogach
W pionierskim etapie eksploracji Kosmosu problem nie istniał. Pierwsze statki kosmiczne – radzieckie Wostoki i amerykańskie kapsuły z programu Mercury - były bowiem jednoosobowe. Samotność na orbicie była udziałem m.in. pierwszej kobiety w Kosmosie, Walentyny Tierieszkowej, która przeszła do historii swoim lotem w 1963 roku.
Pierwsze hipotetyczne szanse na kosmiczny seks pojawiły się wraz z kolejnymi programami i wieloosobowymi statkami kosmicznymi, jednak aż do lat 80. w grę wchodziły wyłącznie zbliżenia homoseksualne - zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie unikali mieszanych załóg. Przełomem w tej kwestii okazała się misja Sojuz T-7 z sierpnia 1982 roku. W skład 3-osobowej załogi weszła Swietłana Sawicka, a na orbicie Sojuz T-7 połączył się ze stacją orbitalną Salut 7 z 2-osobową załogą na pokładzie.
Choć kosmonauci pracowali następnie razem, to zadbano o prywatność jedynej kobiety, która po dokowaniu miała do dyspozycji cały moduł mieszkalny statku Sojuz T-7. Rok później pierwszą mieszaną załogę, a zarazem swoją pierwszą astronautkę, wysłali w Kosmos Amerykanie – Sally Ride uczestniczyła w misji STS-7 wahadłowca Challenger. Choć oficjalne relacje milczą na ten temat, heteroseksualny seks w Kosmosie przestał być jedynie czysto teoretycznym zagadnieniem.
Brytyjka na pokładzie Mira i kosmiczne małżeństwo
To, czego nie ma w oficjalnych komunikatach, staje się wdzięcznym tematem dla tropicieli sensacji. Jeszcze na początku lat 90. tematem plotek stały się słowa pierwszej Brytyjki w Kosmosie, Helen Sharman.
Helen w 1991 roku spędziła tydzień na pokładzie rosyjskiej stacji orbitalnej Mir. Po powrocie na Ziemię opowiadała w wywiadach, że świetnie bawiła się w towarzystwie załogi stacji, a misja zapewniła jej fantastyczne doświadczenia. To właśnie te słowa stały się przyczyną plotek, że zacieśnianie współpracy brytyjsko-radzieckiej mogło mieć bogatszy od oficjalnej wersji przebieg.
Kolejnym powodem do plotek stał się fakt pierwszej kosmicznej misji małżeństwa. W 1992 roku, krótko przed misją promu Endeavour, Mark Lee i Jan Davis wzięli ślub i razem polecieli na orbitę. Po powrocie, pytani przez dziennikarzy o seks na orbicie, odmówili komentarza.
Pierre Kohler szuka sensacji
Znacznie poważniej brzmiały rewelacje ujawnione przez francuskiego autora publikacji naukowych, Pierre’a Kohlera. W swojej książce "Ostatnia misja: Mir, ludzka przygoda” autor stwierdził, że Rosjanie i Amerykanie wdrożyli programy, których celem było badanie seksu w Kosmosie.
Zdaniem Kohlera Amerykanie testowali co najmniej 20 różnych pozycji, z których tylko kilka sprawdziło się w warunkach nieważkości. Owocem prób miał być wniosek, że zaledwie cztery pozycje nie wymagały mechanicznego wsparcia. Pozostałe były możliwe z wykorzystaniem dodatkowych akcesoriów jak elastyczne pasy czy nadmuchiwany tunel przypominający śpiwór.
Problem w tym, że te szeroko komentowane doniesienia okazały się niewarte funta kłaków. Pierre Kohler stał się ofiarą żartu i bez weryfikacji powtórzył nieprawdziwe informacje w artykule Guardiana.
Po co na ISS testy ciążowe?
To, że Pierre Kohler powtórzył bzdury, nie znaczy jednak, że seks na orbicie jest astronautom nieznany. Choć NASA w oficjalnym komunikacie jednoznacznie zaprzeczyło sensacyjnym doniesieniom, to dość wymowne są słowa ówczesnego rzecznika Agencji.
Zapytany o to, czy astronauci uprawiają seks na orbicie, odpowiedział, że NASA nie komentuje i nie wtrąca się w prywatne sprawy swoich pracowników. Słowa te są na tyle niejednoznczne, że można je uznać za nieoficjalne potwierdzenie starych plotek.
W roli kolejnego argumentu, który miałby je potwierdzać, występują również dostępne na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej testy ciążowe. Argument ma jednak dość wątłe podstawy, bo astronautka może uprawiać seks jeszcze na powierzchni macierzystej planety.
Kosmiczny seks, kosmiczne problemy
Wbrew pozorom kwestia seksu astronautów nie sprowadza się jednak do godnego serwisów plotkarskich wyliczania w stylu "kto, jak, i z kim?". Seks, który na orbicie okołoziemskiej sprowadza się przede wszystkim do kwestii technicznych - jak walka z trzecim prawem dynamiki - w przypadku dłuższych misji może oznaczać poważne kłopoty.
Pierwszym jest sama erekcja, w warunkach nieważkości trudniejsza do osiągnięcia i utrzymania. Kolejnym - kwestia wydzielin, które w warunkach mikrograwitacji nie pozostałyby na miejscu, ale otaczały parę chmurą mikroskopijnych kropelek. To jednak problemy, które - przy odrobinie samozaparcia i zdolności akrobatycznych - można przezwyciężyć. Dużo poważniejsza jest jednak kwestia ewentualnej ciąży i rozwój płodu w stanie nieważkości.
Ciąża poza Ziemią
Gdyby na pokładzie statku kosmicznego doszło do zapłodnienia, płód nie miałby szans rozwinąć się prawidłowo bez grawitacji. Dowodem są m.in. doświadczenia prowadzone z wysyłanymi na orbitę zapłodnionymi jajami kur. Wynika to z faktu, że brak ciążenia uniemożliwia wytworzenie tzw. smugi pierwotnej.
Przyjmując hipotetyczne założenie, że problem grawitacji uda się jakoś rozwiązać (np. poprzez symulowanie jej dzięki sile odśrodkowej), ciąża powoduje również szereg komplikacji zwiększając ryzyko problemów zdrowotnych astronautki. Potwierdziła to m.in. współpracująca z NASA popularyzatorka nauki, Laura Woodmansee:
Co więcej, trudno wyobrazić sobie, jak w takich warunkach mógłby przebiegać poród. Jak stwierdziła Athena Andreadis z University of Massachusetts Medical School, badająca zagadnienia rozmnażania w warunkach nieważkości: - Poród też byłby nie lada wyzwaniem. Narodziny w stanie nieważkości byłyby piekłem, bo grawitacja pomaga.
Zastępowalność pokoleń podczas długich misji
Jeden z eksperymentów, w którym w kontrolowanych warunkach grupa ludzi została odcięta od świata symulując długotrwałą podróż statkiem kosmicznym, dostarczył niepokojącej obserwacji. Podczas świętowania Nowego Roku jeden z uczestników eksperymentu zaczął napastować wchodzącą w skład załogi kobietę.
Jak zakończyłaby się taka sytuacja podczas prawdziwej, kosmicznej misji? Choć załogi są kompletowane po wnikliwej analizie psychologicznej, okazuje się, że nie wszystkie zachowania da się przewidzieć. W kontekście planowanych obecnie wypraw problem da się obejść zobowiązując astronautów do celibatu albo stosując antykoncepcję, to w dalszej perspektywie konieczne będzie poszukiwanie innych rozwiązań. Dlaczego?
O ile sam seks, poza pewnymi niedogodnościami, nie powinien stanowić problemu, znacznie poważniejsza wydaje się kwestia rozmnażania w Kosmosie. Choć na razie takim pomysłom bliżej do science fiction, to – o ile nie opanujemy hibernacji - podczas długich, trwających przez dziesiątki czy setki lat wypraw kosmicznych konieczne będzie zastępowanie starych lub zmarłych członków załogi.
Dokona tego następne, poczęte i urodzone podczas misji pokolenie astronautów, co wiąże się z kolejnymi problemami - czyjej jurysdykcji będzie podlegać taka załoga? I czy w ogóle będzie chciała wykonywac zadania, do których zostali wyznaczeni ich dziadkowie? W takim kontekście seks i rozmnażanie na orbicie przestają być zatem jedynie ciekawostką – bez nich myśl o dalekiej, załogowej eksploracji Kosmosu może pozostać jedynie nieosiągalnym marzeniem.