Pierogi zamiast nauki. Polska na krawędzi kosmicznej kompromitacji
Miała być wielka szansa dla polskiej nauki i przemysłu kosmicznego, na razie jest blisko kompromitacji. Zamiast poważnego tłumaczenia misji Ignis, Sławosz Uznański-Wiśniewski zajada się pierogami w telewizjach śniadaniowych i jest celem kąśliwych uwag z ust Dody.
- Widziałam, że ten nasz pan z kosmosu chodził w trakcie mojego koncertu, rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia. Dobrze, że zszedł na ziemię, bo teraz gwiazda jest inna i jedna - powiedziała ze sceny Łódź Summer Festiwal piosenkarka Doda. Uwaga skierowana była pod adresem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, który wraz z żoną i prezydent Łodzi Hanną Zdanowską, pojawił się na festiwalu. Był to jeden z ostatnich akcentów publicznych wystąpień astronauty po powrocie do kraju, ale dobrze podsumowuje tych kilka dni w Polsce.
Seria wywiadów dla największych telewizji, w tym wizyta w studiu "Faktów po Faktach" wraz z małżonką, występy w telewizjach śniadaniowych i zaproszenie na festiwal muzyczny w rodzinnej Łodzi - tak w skrócie można podsumować aktywność Sławosza przez kilka dni w Polsce. Jest to oczywiście uproszczenie, bo jego kalendarz napakowany był również spotkaniami z mediami, politykami i wieloma innymi wydarzeniami, których nie pokazywały kamery.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Sławosz, Sławosz!". Polski astronauta powitany po wylądowaniu w Polsce
Całość nie wyglądała na dobrze zaplanowaną kampanię po powrocie na Ziemię, a raczej chaotyczną próbę zapanowania nad popularnością astronauty.
Wielka improwizacja za 278 mln zł
Problem sięga jednak dużo głębiej. Nie chodzi o samo wykorzystywanie wizerunku Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, ale o cały plan komunikowania polskiej misji. O ile jakiś plan powstał. Według nieoficjalnych wyliczeń misja Ignis kosztowała budżet państwa 278 milionów złotych.
Sygnały, które do mnie dotarły, to sygnały o nieogarnięciu całej sprawy przez polską stronę. Nie wiem, na którym etapie, czy wtedy, gdy jeszcze poprzedni rząd sprawę rozpoczął, czy już teraz
Dr Tomasz Rożek to człowiek, który został "odcięty" od misji Ignis ze względu na otwarte wskazywanie niedociągnięć na poziomie komunikacyjnym.
- Ktoś z naszej klasy politycznej uznał: OK, leci? Odfajkowane. Jak Sławosz by się nie starał, to on więcej komunikacyjnie sam nie zrobi. Nigdy, na żadnym etapie nie było myśli, jak to wykorzystać - dodaje.
Nasz rozmówca wskazuje także na to, co jest podstawą jego działalności, czyli na edukację. Jego zdaniem także tutaj sprawę zaniedbano.
- Należy się zastanowić, jak to w ogóle jest możliwe, że wydaliśmy tyle pieniędzy, a nie zrobiliśmy najprostszych rzeczy. Jak to jest możliwe, że szkoły nie dostały żadnych materiałów dotyczących misji? - dodaje Rożek, wskazując także na bardzo niską oglądalność połączenia Sławosza z orbity z młodzieżą zgromadzoną w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. W momencie pisania tekstu, czyli na dwa tygodnie po wydarzeniu, wideo na YouTube ma 1,9 tys. wyświetleń.
Popularyzator nauki zwraca uwagę na kolejny błąd komunikacyjny. Start misji Axiom-4 odbył się 25 czerwca o godz. 8:31 czasu polskiego. Szkoły otrzymały link do transmisji ze startu dzień wcześniej, o godz. 15. W dodatku była to wersja z komentarzem w języku angielskim. - Nauczyciele, którym się chciało, którzy się sami interesują, dali radę pokazać to uczniom, ale większość dzieci tego nie zobaczyła. Jak to jest możliwe? - pyta Rożek.
Swoją opinię na temat komunikacji misji i pierwszych godzin polskiego astronauty w Polsce przedstawił także dr Maciej Kawecki.
"Uważam, że pierwszym miejscem odwiedzin Polskiego astronauty nie powinny być gabinety polityków czy studia śniadaniowe, a dedykowane spotkania z aspirującymi młodymi ludźmi. Tymi, którzy czekali na niego na lotnisku. Powinny być w to włączone wszystkie Uniwersytety, a nie telewizje śniadaniowe i politycy. Każdy kanał przekazywania wiedzy jest ważny, ale nie każdy przystoi. Nie każda konwencja nadaje się do realizacji ogromnej zmiany, jaką miała ciągnąć za sobą ta misja. A to teraz, te pierwsze dni są kluczowe. Nigdy później ten temat tak nie będzie interesował ludzi. Testowanie pierogów w paśmie śniadaniowym na tym etapie budowania marki tej misji nie przystoi. Po prostu. Nie służy w żadnym calu wzmocnieniu autorytetu do nauki" - napisał na Facebooku.
Odcięcie od misji. Polityczna decyzja z góry
Wokół misji Ignis jest jednak o wiele więcej kontrowersji. Kolejna to cenzurowanie ludzi, którzy odważyli się nawet w małym stopniu skrytykować przygotowania do całego przedsięwzięcia. Dotknęło to dwóch najbardziej znanych polskich popularyzatorów nauki, którzy o Sławoszu opowiadali, zanim jeszcze pojawił się temat polskiej misji.
- Ludzie, którzy zajmują się nauką, zostali odcięci od możliwości porozmawiania ze Sławoszem. POLSA dostała prawdopodobnie z Ministerstwa Rozwoju i Technologii zakaz współpracy ze mną, gdy zacząłem o tym otwarcie mówić. Stało się to po którymś z moich filmów, na którym nie wymieniałem z nazwy żadnego ministerstwa. Pokazywałem w nim książkę z opracowanym, kompletnym i gotowym do wykorzystania programem dla szkół podstawowych o edukacji kosmicznej - powiedział Tomasz Rożek. - Równocześnie możliwość rozmowy ze Sławoszem dostaje Telewizja Polska, gdzie w "Pytaniu na śniadanie" polski astronauta jadł pierogi - dodaje.
Dla kontekstu, warto dodać, że cała rozmowa nie dotyczyła wyłącznie pierogów. Polski astronauta starał się opowiedzieć o całej misji tak dużo, jak mógł biorąc pod uwagę format "śniadaniówki". Telewizja Polska niefortunnie wybrała jednak fragment z pierogami, jako ten, który podsumowywał całość w mediach społecznościowych.
- Gdyby tam był plan - odcinamy ich i komunikujemy to inaczej - to ja mógłbym się z nim zgodzić lub nie, ale to by był jakiś plan. Ja się niestety obawiam, że nie ma żadnego planu i to jest dużo gorsza sytuacja - tłumaczy Tomasz Rożek.
Drugą osobą, która w niewyjaśnionych do końca okolicznościach straciła możliwość przeprowadzenia ustalonej wcześniej rozmowy ze Sławoszem, jest Karol Wójcicki, popularyzator nauki znany z profilu Z głową w gwiazdach. To on prowadził w Łodzi wydarzenie związane ze startem misji. Jest osobą, która od lat przybliża ludziom tematykę kosmosu.
"Zdecydowałem się na kilka dni zawiesić temat i zastanowić się, co dalej z tym zrobić. To co się wydarzyło, wpisuje się w szerszy kontekst, który coraz śmielej opisują nie tylko ludzie z nauką w sercu, ale też duże media, dostrzegające niepokojące rzeczy dziejące po misji Ignis. Czekam na pewien ważny telefon. Po nim zdecyduję co dalej ze sprawą zrobić" - napisał Karol Wójcicki w kolejnym wpisie.
Misja dwóch rządów
Ważne w kontekście misji, jej organizacji i komunikacji jest to, że jest ona "dziełem" dwóch rządów. Decyzję o zwiększeniu składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej, a co za tym idzie rozpoczęciu drogi do lotu Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w kosmos, podpisał jeszcze poprzedni minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.
Z kilku niezależnych źródeł dowiadujemy się, że umowa polskiej strony z Europejską Agencją Kosmiczną została przygotowana niekorzystnie dla Polski. Pozbawiliśmy się w niej nie tylko kontroli nad komunikacją misji Ignis, ale także nad takimi szczegółami, jak chociażby możliwość użycia jej logotypu. Każdorazowe umieszczenie go na jakichkolwiek materiałach musi być opatrzone zgodą ESA.
Podpisanie umowy to jedno, ale pamiętajmy, że od tego momentu do samego startu zmienił się rząd. Nowe władze miały dużo czasu na doprecyzowanie ustaleń i w razie potrzeby ich zmiany. Nic się jednak w tej sprawie nie wydarzyło. Najgłośniejszą decyzją ministra z nominacji koalicji rządzącej było zwolnienie władz i części pionu komunikacji Polskiej Agencji Kosmicznej. Na trzy miesiące przed pierwotnym terminem startu rakiety z misją Axiom-4.
Należy zaznaczyć, że wielu ekspertów, w tym również przedstawiciele polskiego sektora kosmicznego, twierdzi, że wydane na misje pieniądze wrócą do naszej gospodarki z nawiązką. Nie ma jednak na to twardych danych, a do obywateli trafia sygnał o gigantycznych wydatkach.
Tyle, co na dwa km drogi ekspresowej
- Tu wszyscy wygrali. ESA dostała pieniądze, ale przekazuje je przecież na przetargi dla polskich firm. Poszło na to już 400 mln złotych. Budujemy także satelitę. To wszystko ma wrócić do Polski 1:1 - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.
To on podpisywał umowę z ESA. - Jeśli nie patrzymy na to w excelu, to można powiedzieć, że myśmy już odebrali tego (zwiększenia składki do ESA - przyp. red.) ekwiwalent - dodał.
- Prawo do wytypowania astronauty jest po stronie ESA. Mamy w umowie zapis pozwalający na wykorzystywanie misji w celach popularyzowania nauki. Na tej podstawie Sławosz łączył się z uczniami z orbity. Mieliśmy do tego prawo - tłumaczy Waldemar Buda. - ESA zastrzegła sobie jednak znaki i loga. To nie jest tak, że nie można z nich korzystać, ale trzeba mieć zgodę agencji - dodaje.
W ostatnim czasie coraz częściej mówi się także o problemach z wykorzystaniem logotypu misji Ignis. Zwrócił na to uwagę Adam Jesionkiewicz, prezes firmy Astrography, zajmującej się tworzeniem plakatów o tematyce kosmicznej. ESA zablokowała mu możliwość sprzedaży grafiki promującej misję Axiom-4. Warto zauważyć, że także na plakatach rozdawanych przez Polską Agencję Kosmiczną nie ma logotypu misji Ignis. Nazwa jest wykorzystywana, ale nawet czcionka, którą jest zapisana, różni się od oryginału na logotypie.
- To jest próba skomercjalizowania tego. Pytanie, czy chodzi o to, aby tak to (misję Ignis - przyp. red.) promować, czy lepiej wykorzystać to dydaktycznie. Pewnie potrzebny jakiś miks tych podejść - wyjaśnia były minister.
Zapytaliśmy byłego ministra, czy gdyby z dzisiejszą wiedzą miał jeszcze raz przekonywać premiera Mateusza Morawieckiego do zwiększenia składki i de facto zasponsorowania misji Sławosza, to czy znów by to zrobił.
Bez cienia wątpliwości. Kwota, którą wydaliśmy, to tyle, ile kosztuje zbudowanie dwóch kilometrów drogi ekspresowej. Tego w ogóle nie należy przeliczać na pieniądze.
- Państwo polskie powinno takie koszty dźwigać. Na badania i rozwój wydajemy miliardy złotych i nie zawsze - co zrozumiałe - są z tego efekty. Tutaj mamy do czynienia z misją, która propaguje dziedziny, które na pierwszy rzut oka nie są dla dzieci ciekawe. Takie rzeczy oddziałują dużo lepiej niż nowy program nauczania czy podstawa dydaktyczna - mówi Waldemar Buda.
Ministerstwo Rozwoju i Technologii nie odpowiedziało na przesłane przez nas pytania dotyczące organizacji i komunikowania misji.
Umowa między MRiT i ESA
Dotarliśmy do umowy podpisanej przez dyrektora generalnego ESA Josefa Aschbachera i ówczesnego ministra rozwoju i technologii Waldemara Budę.
Strony umawiają się w niej na przeprowadzenie misji, w której Sławosz Uznański (jeszcze wtedy z jednym nazwiskiem) poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną we współpracy z Axiom Space i SpaceX. W umowie zapisano, że codziennie nasz astronauta spędzi minimum 6,5 godziny na przeprowadzaniu eksperymentów naukowych i programów edukacyjnych wyznaczonych przez Polskę. ESA deklaruje m.in. zatrudnienie Sławosza Uznańskiego do korpusu astronautów projektowych, przeprowadzenie jego treningu i obsługę całej misji.
W dokumencie czytamy również, że ESA zadeklarowała znalezienie innego partnera, gdyby Axiom nie mógł wywiązać się ze swoich zobowiązań.
Ze strony Ministerstwa Rozwoju i Technologii padło zapewnienie o wyborze eksperymentów, wsparcie w implementacji misji i jej finansowaniu. Konkretne kwoty zawarte w umowie zostały utajnione. Umowa potwierdza jednak, że koszty mieszczą się w ogólnej puli 65 milionów euro, czyli około 278 milionów złotych. Środki miały zostać zapłacone przez MRiT w ciągu 10 dni roboczych od podpisania umowy.
Co ciekawe, częścią wskazanej kwoty są dwa miliony euro, które MRiT zapłaciło ESA za "wypożyczenie" Sławosza na cel przeprowadzenia polskiej misji. To Polska musiała opłacić koszty treningu, badań medycznych i innych przygotowań do lotu.
W umowie zapisano również wszelkie regulacje dotyczące dysponowania nazwą, logotypem i tym, co znajdzie się na kombinezonie astronauty. Wszelkie szczegóły doprecyzowano w osobnym dokumencie. Wiemy, że ustalono, że strój Sławosza ma obowiązkowo zawierać polską flagę i logo ESA.
Strony umowy zobowiązały się do informowania się o każdej planowanej aktywności komercyjnej związanej z misją, w tym również o każdym przedmiocie w ładunku lecącym na ISS, który jest częścią działań sponsoringowych lub komercyjnych. Każda taka sytuacja z wykorzystaniem logotypu, wizerunku astronauty czy nazwy misji miała być rozpatrywana indywidualnie.
Celem miała być nauka
Podczas przywitania Sławosza na lotnisku Chopina był jeden moment, który wywołał u polskiego astronauty wyraźne wzruszenie - była to odpowiedź na pytanie Huberta Kijka z TVN24 o rolę naukowców i inżynierów w całej misji. Można było odnieść wrażenie, że bohater ostatnich tygodni, który sam jest przecież naukowcem w CERN, bardzo chciał podkreślić właśnie ten element misji. Zapytałem go o to dzień później na spotkaniu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii.
Za mało mówimy o edukacji, nauce i technologii. Wzrusza mnie to, że są momenty, gdy to właśnie te tematy wychodzą na pierwszy plan. W przypadku naszej misji to była praca ponad 500 osób. W całym sektorze kosmicznym to ponad 10 tys. osób
- Jeżeli moja misja, polska misja na Międzynarodową Stację Kosmiczną inspiruje młodych ludzi, aby inwestować w siebie, podążać moimi śladami i śladami tysięcy naukowców, inżynierów i technologów, to będzie to moje ogromne zwycięstwo i niesamowity zaszczyt - powiedział Sławosz Uznański-Wiśniewski. - Dla mnie część promowania nauki z orbity była bardzo ważnym elementem polskiej misji kosmicznej i mam nadzieję, że zostaną dobrze wykorzystane w nadchodzącym roku szkolnym - dodał polski astronauta.
Od nowego roku szkolnego wystartować ma program wykładów dla studentów i lekcji dla młodszych uczniów. W zajęciach ma brać udział Sławosz Uznański-Wiśniewski. Wielokrotnie przesuwany start misji zbiegł się niefortunnie z zakończeniem roku szkolnego, dlatego działania edukacyjne zostały przesunięte na wrzesień.
Nie tędy droga
Osoby, z którymi rozmawiałem podczas tworzenia tego tekstu, wskazały masę piętrzących się problemów organizacyjnych przy misji Ignis od jej pierwszych kroków aż do zakończenia. Dominowało jednak poczucie, że w ministerstwach, które zajmowały się sprawą, nikt nie chciał słuchać uwag ekspertów. Ignorowano pomysły i konstruktywną krytykę. Rad nie słuchano, a jeśli ktoś powiedział o tym publicznie, to spotykał się z wrogością. Ja liczę się z tym, że ta publikacja zamyka mi drogę do wywiadu ze Sławoszem.
Wygląda na to, że misja kosmiczna planowana była według naszej narodowej zasady, że "jakoś to będzie".