MON kupi 250 sztuk? M1A2 Abrams: Czołg, który nie nadaje się dla Polski [OPINIA]

Jeśli pogłoski okażą się prawdziwe, polska armia ma szansę kupić jedne z najlepszych czołgów na świecie. Niestety, to może wcale nie być dla niej dobre.

Czołg M1A1 Abrams
Czołg M1A1 Abrams
Źródło zdjęć: © US Army | Specialist Christina Anne Horne
Konstanty Młynarczyk

Szukając następców dla coraz bardziej przestarzałych T-72B i PT-91 Twardy oraz wsparcia dla nie najmłodszych już leopardów 2 A4 i A5, polskie siły zbrojne uruchomiły program pozyskania nowego czołgu podstawowego o kryptonimie "Wilk". W ramach toczącego się od 2017 roku programu, Inspektorat Uzbrojenia, który w polskiej armii jest jednostką odpowiadającą za wybór i zakup nowej broni, przeprowadził wiele analiz i rozmów, z których wyłoniła się lista kandydatów na nowy czołg dla Polski. Znalazły się na niej: turecki Altay, przygotowana specjalnie dla naszego kraju wersja południowokoreańskiego czołgu K2PL, potencjalny nowy czołg powstały w kooperacji z Włochami oraz amerykański M1A2 Abrams.

W ostatnich dniach Gazeta.pl dotarła do informacji, z których wynika, że Ministerstwo Obrony niejako obok programu prowadzi rozmowy z Amerykanami o zakupie abramsów i że rozmowy te są już praktycznie na ostatniej prostej. Czy to dobra decyzja?

Jaką wersję Abramsów może kupić Polska?

Zastanawiając się, na ile Abrams odpowiada polskim potrzebom, trzeba wziąć pod uwagę, jaka dokładnie wersja tych czołgów miałaby wejść do uzbrojenia naszej armii. Z pojawiających się niepotwierdzonych informacji wynika, że mogłaby to być odmiana M1A2C, znana też jako SEPv3 (SEP - System Enhancement Package, czyli Pakiet Ulepszeń Systemowych).

To najświeższa wersja, która weszła do użycia w US Army zaledwie w zeszłym roku, wyposażona w najnowsze systemy wykrywania, łączności i prezentacji danych, ulepszone opancerzenie podstawowe z płytami ze zubożonego uranu oraz pakiety opancerzenia dodatkowego, wreszcie, obok wielu drobnych, ale istotnych usprawnień, izraelski system aktywnej obrony Trophy, niszczący nadlatujące przeciwpancerne pociski kierowane.

Te pogłoski uprawdopodabnia fakt, że tę wersję Abramsa oferowano już na eksport - Tajwan otrzymał ofertę zakupu czołgów M1A2T, różniących się od tych używanych przez Amerykanów głównie zastąpieniem pancerza ze zubożonego uranu tak zwanym "pancerzem eksportowym", wykonanym z bardziej konwencjonalnych materiałów. Można założyć, że podobnie wyglądałaby konfiguracja "polskich" abramsów.

Oznacza to, że nasza armia otrzymałaby jedne z najlepszych wozów bojowych świata, wyraźnie lepsze nie tylko od bliskich już muzeum T-72 i PT-91 Twardy, ale też leopardów A2, włącznie ze zmodernizowaną wersją PL. Niestety, niektóre ich cechy sprawiają, że mogą Polsce sprawić więcej kłopotów, niż dać korzyści.

Problem z paliwem i mostami

M1A2C Abrams to jeden z najcięższych czołgów świata. Ważący ponad 72 tony behemot (dla porównania, PT-91 Twardy waży ok. 46 ton, Leopard 2 A5 trochę ponad 59 ton, a najnowszy Leopard 2A7 - 64 tony) może sprawiać poważne problemy w kraju, gdzie infrastruktura drogowa i mostowa nie należy, delikatnie mówiąc, do najnowszych. Nie to jednak jest w przypadku tego wozu problemem największej wagi.

Znacznie większe kłopoty czekają polską armię w związku z ogromnym apetytem Abramsów na paliwo. Turbinowy silnik tego czołgu zużywa na przejechanie 100 km ponad 1500 litrów paliwa, podczas gdy Leopard 2 w warunkach bojowych spaliłby na tym dystansie nieco ponad 730 litrów oleju.

Dwukrotnie większe zużycie paliwa oznacza oczywiście rosnące lawinowo koszty użytkowania, ale też koszmarne problemy logistyczne: przejście na Abramsy wymagałoby zakupienia, użytkowania i obsługi dwa razy większej liczby cystern, budowy większych składów paliwowych i całkowitej przebudowy całego systemu dystrybucji. W przypadku działań wojennych mogłoby z kolei oznaczać, że nasze czołgi staną się bezużyteczne przy najmniejszym zakłóceniu ciągłości dostaw paliwa.

Cale kontra centymetry

Koszmarem logistycznym byłoby też utrzymanie i serwisowanie abramsów. Nie dlatego, że byłyby trudne w obsłudze. Wręcz przeciwnie, to, obok Leopardów 2, jedne z łatwiejszych w serwisowaniu wozów. Problemem jest jednak fakt, że wszystko - od najmniejszej śrubki, aż do przepastnych zbiorników na paliwo - jest wyskalowane w calach, stopach i galonach.

Praca z abramsami wymagałaby zakupu zestawów zupełnie nowych narzędzi, a potencjał do pomyłek dla posługujących się centymetrami, metrami i litrami żołnierzy - tak przy serwisowaniu, jak i w czasie walk - jest kolosalny.

Byłby to przy tym już trzeci w naszym wojsku rodzaj zupełnie innych czołgów. Obok zespołów mechaników, magazynów części zamiennych i wyposażenia serwisowego do obsługi wozów bazujących na T-72 i rodziny Leopardów 2 byłby potrzebny zupełnie nowy system serwisowy, specjalny dla Abramsów.

Ile będą Polskę kosztować abramsy?

To ostatnie nie byłoby bardzo dużym problemem, gdyby zakupy abramsów pozwoliły wycofać przestarzałe T-72 i PT-91. Niestety, należy się spodziewać, że zwyczajnie nie będzie nas na to stać - Abrams, szczególnie w bogato wyposażonej wersji takiej jak M1A2C, jest bardzo drogi. Dokładne dane są niedostępne, bo czołgów nie kupuje się "z półki", ale podobnie skonfigurowane abramsy dla Tajwanu mogą kosztować ponad 12 mln dolarów za sztukę.

Do zastąpienia jest około 400 T-72 i 232 PT-91 Twardy, a informatorzy Gazeta.pl mówią o zakupie maksimum 250 sztuk abramsów. Prawdopodobnie więc nawet po pancernych zakupach w Ameryce używalibyśmy też co najmniej PT-91, utrzymując cały związany z tym system serwisowy.

Możemy więc znaleźć się w sytuacji, w której będziemy dysponowali jednymi z najnowocześniejszych i najlepszych czołgów na świecie, ale nie będziemy mieli pieniędzy, żeby prowadzić na nich choćby ćwiczenia, ich ruchliwość będzie ograniczona dostępnością paliwa i nielicznych mostów o odpowiedniej nośności, a utrzymanie wozów w gotowości będzie wymagało absurdalnego wysiłku logistycznego. W dodatku, gdyby kiedykolwiek musiały zostać użyte, będzie ich zwyczajnie za mało, żeby mogło to mieć znaczenie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1320)