Tanio sprzedam (się)!
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
2 miliardy, 500 milionów, 250 milionów, 175 milionów – to nie oferta kupna/sprzedaży. To liczba użytkowników najpopularniejszych serwisów społecznościowych. Przy światowej populacji na poziomie 7 miliardów osób liczby nie wydają się już tak przytłaczające. Gdy się jednak weźmie pod uwagę fakt, że dostęp do internetu ma dziś zaledwie 3,8 miliarda ludzi to w głowie zaczyna się zapalać światełko. Jeszcze ciekawsze jest to, że w czasach przed II wojną światową, kiedy nikt nie miał internetu, na świecie żyło tyle ludzi ile dziś jest kont na Facebooku. Po co więc taki tytuł? Tym razem nie ma on przenośnego znaczenia. Co więcej nie jest tylko o mnie – ciebie też dotyczy! Dlaczego?
Historia Edwarda Snowdena rozpala miliony ludzi po dziś dzień. Powstają książki, filmy, strony internetowe, cyrk się kręci, a mi się wydaje, że praca agentów NSA jest strasznie monotonna, wręcz depresyjna. Ileż można inwigilować, sprawdzać, weryfikować? Okazuje się, że można nawet w nieskończoność. I wcale nie trzeba być agentem NSA, możesz być zazdrosną dziewczyną/chłopakiem, podejrzliwym mężem/żoną, wścibskim sąsiadem, ciekawskim znajomym, zatroskanym szefem. Jest tylko jeden warunek: musisz mieć konto na każdym możliwym portalu społecznościowym. Jeszcze lepiej, jeśli będą podwójne: jedno prawdziwe, a drugie fałszywe. Jeśli wyczuwasz ironię w tych słowach, to dobrze o tobie świadczy. Jeśli nie, to w której z powyższych ról się odnajdujesz? Zanim jednak rozwinę ten akapit, kilka słów na miły przerywnik.
Kiedy poznaję nowych ludzi, kiedy szukam informacji na temat interesujących mnie osób, kiedy przygotowuję się do ceremonii ślubnych, zaglądam na profile społecznościowe. Tam najczęściej znajduję wszystko czego mi potrzeba. Podam pierwszy z brzegu przykładu. Przygotowywałem się do ślubu Asi i Krystiana, dokładnie wczytałem się w słowa z Pisma Świętego, które na ten dzień dla siebie wybrali. Jednak tak jak zawsze chciałem zaskoczyć czymś osobistym młodą parę. Co więc zrobiłem? Szczegółowo sprawdziłem ich profile społecznościowe. Znalazłem ich wspólne, przepiękne zdjęcie pod którym był umieszczony cytat z "Małego Księcia" Antoine de Saint Exupery’ego: "Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku". Zrobiłem z tego zdjęcia puzzle, na których odwrocie zapisałem powyższy cytat. W trakcie ceremonii młodzi mieli ułożyć tą słowną rozsypankę, by później zobaczyć to wspólne zdjęcie po właściwej stronie. Była radość, szczęście, pojawiły się łzy wzruszenia. Sam też widząc ich reakcję wzruszyłem się, po czym dokończyłem kazanie. Na podstawie powyższej sytuacji i wielu podobnych muszę powiedzieć, że serwisy społecznościowe to wartościowa skarbnica, która pozwala na uczestnictwo w życiu bliskich nam osób, albo włączanie się w życie tych, których z różnych powodów obserwujemy. Świetna sprawa!
Jest jednak jedno "ale". Zbyt często i coraz częściej nie potrafimy korzystać z tego co oferują nam serwisy społecznościowe. Nie zastanawiamy się co i komu udostępniamy i jaką to ma cenę. Zbyt często byłem świadkiem słowno-obrazkowych potyczek w facebookowych komentarzach, albo w snapczatowych stories. Zbyt wiele razy oglądałem zdjęcia-zemsty na Instagramie. Wiele razy dziwiłem się, jak wiele można zmieścić w 140 znakach na Twitterze. W każdej takiej sytuacji zastanawiam się, na ile jesteśmy jeszcze w stanie sprzedać swoją prywatność? Przecież nie jesteśmy Beyonce, Ronaldo, Maffashion, czy littlemooonster96, którzy za każdy wpis, zdjęcie, komentarz otrzymują sowitą zapłatę i wcale nie muszą szokować, wywoływać skandali, czy niszczyć komuś życia. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić, by zyskać popularność, zemścić się, uprzykrzyć komuś życie? Jak wiele możemy sprzedać ze swojego życia w imię satysfakcji?
Dowiedziałem się, że dla Facebooka jesteśmy warci 6 dolarów rocznie. Można więc powiedzieć, że tanio się sprzedajemy! Co prawda nie powinno być żadnej kwoty, która mogłaby uspokoić nasze sumienia za nieodpowiedzialne zachowania, ale jeśliby przyjąć jakiś ekonomiczny rachunek to 6$ dolarów to marne pieniądze. Do tego to jeszcze w skali roku.
Dla kontrastu i dla uderzenia się w pierś warto zastanowić się ile mogło kosztować cię nerwów, stresów, a może nawet depresji, nieodpowiedzialne dzielenie się prywatnością. Albo sięgając jeszcze głębiej, czy opłacało ci się obrócić czyjeś życie w dramat wykorzystując do tego potęgę serwisów społecznościowych? Może refleksja sprawi, że powiesz komuś przepraszam, a następnym razem zastanowisz się dwa razy nim wrzucisz coś do sieci.