Nowe prawo w Australii. Stanowi ogromne zagrożenia dla prywatności i swobód obywatelskich
Australia to piękne miejsce do zamieszkania, nie licząc niebezpiecznej fauny i flory. Jest jednak coś, co przybliża tę wysokorozwiniętą demokrację do państw o charakterze autorytarnym.
06.09.2021 13:27
Mowa tutaj o postępującym trendzie tworzenia prawa coraz bardziej nastawionego na inwigilację obywateli przy równoczesnym osłabianiu ochrony prywatności. Najnowsza ustawa Surveillance Legislation Amendment (Identify and Disrupt) 2020 da Australijskiej Policji Federalnej (AFP) i Australijskiej Komisji Wywiadu Kryminalnego (ACIC) trzy nowe narzędzia do inwigilacji osób:
- Pierwszy, tzw. nakaz aktywności sieciowej, będzie pozwalał służbom na śledzenie aktywności podejrzanego w internecie, uwzględniając też dostęp do zamkniętych grup lub komunikatorów.
- Drugi nakaz, określony mianem skryte przejęcie, pozwala na przeglądanie, dodawanie oraz usuwanie danych z komputera bądź usług chmurowych bez wiedzy i zgody użytkownika.
- Trzeci nakaz pozwala przejąć konto online danej osoby bez jej wiedzy lub zgody.
Dodanie nowych narzędzi jest jak zwykle usprawiedliwiane potrzebą walki z terroryzmem, ochroną dzieci przed pedofilią oraz zwalczania przemytu nielegalnych substancji i przedmiotów. Na pierwszy rzut oka wygląda, że szarego człowieka sprawa nie dotyczy, ale brnąc dalej, znajdziemy zapis, że metody te można stosować już wobec przestępstw zagrożonych zaledwie 3-letnim pozbawieniem wolności. Zapisy nie dotyczą dziennikarzy i informatorów, ale sam fakt, że odpowiedni zapis dodano dopiero po ostrej krytyce, wiele mówi o intencjach autorów.
Oznacza to, że mogą one zostać zastosowanie nie tylko wobec człowieka prowadzącego np. werbunek dla grupy terrorystycznej, ale też za ściągnięcie sezonu Gry o Tron, czy Mandalorianina... Tak samo osoby prowadzące firmy, które z jakichś względów zainteresują australijską skarbówkę, mogą zostać objęte inwigilacją. Zakres przestępstw jest dużo szerszy, niż wynika to z oficjalnych zapowiedzi.
Idąc jeszcze dalej, znajdziemy zapis, wedle którego np. administrator systemu posiadający niezbędną wiedzę będzie zobowiązany do pomocy służbom w przeprowadzeniu włamania. Podczas wykonywania pracy dla służb osoba będzie chroniona prawnie, ale odmowa udziału będzie skutkować karą 10 lat więzienia.
Wszystkie tego typu przepisy powinny się charakteryzować mocną kontrolą sądową hamującą zachcianki służb, a w przypadku australijskich przepisów wystarczy zgoda sądu wydana w trybie przyśpieszonym, a nie normalnym. Skutkować to może pochopnym wydawaniem nakazów.
Praktyka wskazuje, że służby specjalne na całym świecie obejmują inwigilacją nie tylko daną osobę, ale też jej znajomych (jeśli mogą). Ludzie w zależności od kontekstu często niechętnie dzielą się aspektami swojego życia z opinią publiczną. Jeśli następuje pozytywna korelacja w postaci jakiegoś zysku w zamian za informacje, to ludzie są bardziej chętni ją ujawniać. Jeśli zysku nie ma lub korelacja jest ujemna, to oczywiście rośnie sprzeciw.
Przykładowo w amerykańskim badaniu z 2018 roku przeprowadzonym przez Pew Research Center 49 proc. osób nie zgodziłoby się mieć w domu inteligentnego głośnika, który mógłby przekazywać nagrane rozmowy do służb w celu przyspieszenia dochodzenia. Po 25 proc. było kolejno za i niezdecydowanych.
Zbliżone wyniki miała kwestia pozwolenia firmom pokroju Facebooka na analizowanie kondycji psychicznej na podstawie postów i wiadomości prywatnych i następnie proponowania pomocy psychologicznej. Za niedopuszczalne uznało to 47 proc. próby testowej, a po 27 proc. było za lub niezdecydowanych.
Podobnie wygląda kwestia z danymi wrażliwymi obejmującymi m.in. poglądy polityczne, stan zdrowia, czy preferencje seksualne. Ludzie mają prawo do ochrony danych wrażliwych jeśli tego tylko chcą.
Suelette Dreyfus z Uniwersytetu z Melbourne podniosła fakt, "że projekt został przepchnięty bez konsultacji społecznych wymaganych przy tego typu projektach oraz nastąpiła bardzo interesująca rozbieżność. Mianowicie na konferencjach medialnych prezentowano głównie drastyczne przypadki wykorzystywania dzieci, a o skutkach nowych przepisów mówiono bardzo niewiele."
Podobnie w negatywnym tonie o nowych przepisach wyraził się prawnik Angus Murray z pozarządowej organizacji Electronic Frontiers Australia działającej na rzecz ochrony prywatności i swobód obywatelskich. "Australia nie ma konstytucyjnie zagwarantowanych praw do wypowiedzi politycznych i innych praw człowieka, więc jeśli mamy dać organom ścigania te uprawnienia, to należy je poddać dogłębnej kontroli i zrównoważyć odpowiednimi instrumentami na szczeblu federalnym."
"Możliwość potajemnego włamywania się do komputerów ludzi i ich szpiegowania zasadniczo podważa nasze prawo do prywatności i ma poważny wpływ na nasze życie społeczne oraz podejście do technologii. Przykładowo piszę z Tobą przez e-mail, ale teraz nie wiem, czy po drugiej stronie nie komunikuję się z kimś z organów ścigania, kto przejął Twoje konto i odpowiada na mojego maila w Twoim imieniu. Powoduje to drastyczne obniżenie zaufania do technologii i pogorszenie się mojej zdolności do komunikowania się i działania z godnością i autonomią."
Ustawa przeszła przez obydwie izby 25 sierpnia i czeka tylko na podpis gubernatora generalnego. W połączeniu z wcześniejszymi regulacjami w postaci ustawy z 2018 roku dotyczącej szyfrowania danych oraz ustawy z maja br. dotyczącej poszerzenia prerogatyw Australijskiej Organizacji Bezpieczeństwa i Wywiadu (ASIO) budzi uzasadnione obawy o prawo do prywatności i bezpieczeństwo wolności obywatelskich. Pierwszy akt prawny zobowiązał twórców oprogramowania i producentów sprzętu kryptograficznego do przekazywania danych o swoich klientach na wniosek służb oraz do instalacji tzw. tylnych furtek. Z kolei w drugim przypadku doszło do osłabienia ochrony prawnej przesłuchań oraz zezwolono na przesłuchania 14-latków.
Dziekan Uniwersytetu Nowej Południowej Walii George Williams określił nowe uprawnienia jako przekroczenie i ostrzegł, "że niekontrolowane zwiększanie uprawnień to droga jednokierunkowa bez poczucia końca."
Narzędzia prawne nawet uchwalone w dobrej wierze, ale bez mocnych bezpieczników, mogą w przyszłości być często nadużywane (np. do preparowania dowodów) lub wykorzystane przez ludzi do niecnych celów. Historia zna wiele przypadków upadku demokracji i przekształcenia jej w reżimy autorytarne lub totalitarne.