Jak wygląda internet na Białorusi?
Każdy nasz Czytelnik, który choć trochę interesuje się polityką, zdaje sobie sprawę z tego, jak absurdalne warunki do życia zafundował swoim obywatelom Aleksandr Łukaszenka. Najnowsze przepisy dotyczące internetu praktycznie zamykają ich w cyfrowym skansenie strzeżonym przez tajne służby.
Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych donosi o najnowszych przepisach ustanowionych przez białoruski rząd, według których zakazane jest korzystanie ze stron internetowych innych niż białoruskie... Ten absurdalny zakaz dotyczy całej działalności w sieci (w tym na przykład handlu i wysyłania e-maili) zarówno cywili, jak i firm mających swoje siedziby na terenie Białorusi.
Każdy może czuć się niepewnie, w tym również właściciele i administratorzy kafejek internetowych. W ich dobrze pojętym interesie jest zgłaszanie milicji (tajna milicja działa niezależnie), urzędom skarbowym i Bóg wie jeszcze komu wszelkich przejawów nieprawomyślnego zachowania Białorusinów. Zalecane jest również gromadzenie na ich temat obciążających materiałów.
Za kilka miesięcy matura, a ty narzekasz, że rodzice ograniczyli ci siedzenie na Facebooku do dwóch godzin dziennie? Pomyśl sobie, że na Białorusi za choćby założenie na nim konta trafiłbyś do miejsca, w którym smutni panowie wybiliby ci z głowy (dosłownie) współpracę ze wstrętnymi imperialistami (podanie adresu e-mail powinno wystarczyć).
Żarty na bok. Czy nękani przez Łukaszenkę młodzi Białorusini mają jakieś szanse na normalne życie i między innymi nieograniczony dostęp do internetu? Obawiam się, że dopóki nikt nie odkryje u naszego wschodniego sąsiada ropy, dopóty nie zostanie wygnany Wielki Brat i nie zagości tam normalność.