Internet kiedyś był lepszy
Już nigdy wódka nie będzie tak pożywna, kobiety tak piękne, a reprezentacja naszego kraju nie będzie miała takich wyników. Tak, również w internecie kiedyś wszystko było lepsze.
Początkowo internet miał charakter elitarny, był tylko dla wybranych. Po jego ”uwolnieniu”. wszyscy przyrzekli sobie, że już nigdy dostęp do niego nie będzie ograniczany w żaden sposób, a internet będzie dla wszystkich. I to też okazało się jego największą zmorą.
Spójrzmy na pierwszy przykład z brzegu –. demotywatory. Kiedyś, w swoich początkach, czyli w czasach tak odległych, że z dzisiejszego punktu widzenia wydają się być już niemal internetową prehistorią, znakomicie oddawały ducha internetu. Czyli miejsca, w którym spotykały się najczęściej osoby w wieku szkolnym, na studiach, przerażone dorosłością, poszukiwaniem pracy, brakiem perspektyw, które wolały spędzać godziny na kolejnych forach niż liczyć zadania z fizyki czy pisać pracę magisterską. Swoje obawy i niechęć do uporządkowanego, ”dorosłego” świata sublimowały w postaci demotywatorów przesiąkniętych czarnym humorem, cynicznych i często okrutnych. A kiedy te stały się popularne, rzuciła się na nie tłuszcza, też chcąca zaimponować znajomym tym, że ma swojego demota. Ta sama tłuszcza kochająca Hello Kitty, nie do końca rozumiejaca to, że demotywator to nie tylko obrazek w czarnej ramce z podpisem, tylko styl… Że to nowa jakość nowej formy komunikacji. I teraz mamy takie demotywatory na jakie zasłużyliśmy.
”Przyjaciel to ktoś, na kogo przyjście nie musisz sprzątać w pokoju”. ”Jedyną prawdziwą religią jest religia serca”. ”Niewiedza rodzi mylne wnioski”. O mój Billu Gatesie… Plus z tego taki, że młodzież w pocie czoła wykuwa w swoich zwojach mózgowych te dzieła zamiast stać pod blokiem i ”pożyczać” sobie od innych ich komórki.
Tak samo jest z memami. Wszystkie są fajne w pierwszym rzucie. W drugim, gdy zaczyna ich przybywać, bo każdy przecież chciałby mieć swoje internetowe pięć minut, zaczynają już powodować mdłości. W trzecim –. są po prostu okropne. A do tego nie można się od nich uwolnić, są wszędzie, wpychają się z butami w nasze życie, a co gorsza wpychają się również w życia innych, którym te życia po prostu rujnują.
Blogi? Też były fajne, w końcu ludzi, których nie widać w ”głównym obiegu”, a którzy mają wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, jest na kopy. Tyle tylko, że aby je znaleźć, trzeba było się potem przebijać przez dziesiątki blogów z motylkami, kwiatkami oraz zdaniami, w których stare dobre ”sz”. zastąpiło nie wiedzieć czemu ”sh”. Fora uruchomiły, w dobie internetu ”w każdym domu i zagrodzie”, stada (to a propos tych ”zagród”) domorosłych ekspertów, którzy wracają do domu po pracy, trzasną żonę krzesłem, otworzą piwo i usiądą przed monitorem. Albo, jak to nierozumiane nastolatki, zamkną się w pokoju, czarniejszym niż mroki kosmosu i wyleją swoje żale w sieci. Nieważne, że nie mają pojęcia na temat, na który się wypowiadają, że popełniają błędy merytoryczne, oskarżając innych o ich popełnianie, że szwankuje u nich czytanie ze zrozumieniem, a także sposób wyrażania swoich myśli. Coś przekraczającego ”Żałosne”, ”Żal” czy nazwanie kogoś po prostu kretynem przerasta ich możliwości. Za to osądy ich są szybkie i
pewne niczym rakiety Polaris. Zrobiłeś literówkę – jesteś kretynem. Dodałeś nie takie zdjęcie, jak powinieneś – też jesteś kretynem i nieważne, że masz dwa doktoraty i w wolnych chwilach czytujesz postmodernistycznych filozofów.
Pamiętacie całą zadymę z ACTA? Nic dziwnego, że zanim ludzie nie wyszli na ulicę, nikt nie potraktował internautów poważnie i że wszyscy widzą w nich, cytując polskiego znanego polityka, zgraję ”oglądającą pornografię z piwem”. Dlatego też może czasem warto pomyśleć, czy każdy z nas nie dokłada do tego obrazu swojej cegiełki...