Największa fabryka Gillette na świecie. Żyletki bierze stąd nawet NASA

Rączka z tworzywa sztucznego i kilka stalowych ostrzy – tak myślałam do tej pory o maszynce. Po wizycie w największej na świecie fabryce maszynek marki Gillette już nigdy nie spojrzę na golenie tak samo.

Największa fabryka Gillette na świecie. Żyletki bierze stąd nawet NASA
Źródło zdjęć: © Gilette

Obecność zakładów produkcyjnych od dziecka kojarzy mi się z okropnym zapachem wytwórni papieru w Świeciu, którą mijaliśmy w drodze do dziadków. Fabryka Gillette pachnie zupełnie inaczej. Na odległość około 200 metrów roztacza bardzo przyjemny, delikatny zapach kosmetyków. Tę samą nutę można wyczuć w piankach do golenia i dezodorantach marki Gillette. Nie da się jej z niczym pomylić.

Dlaczego Łódź? Miasto znajduje się niedaleko geometrycznego "środka" Polski, budowane są wokół niego drogi szybkiego ruchu, jest bardzo blisko Warszawy, ale i do Berlina można dojechać w rozsądnym czasie. Położenie Łodzi docenił nie tylko koncern Procter & Gamble, właściciel marki Gillette. Swoje siedziby mają tu też Fujitsu, Whirlpool, Bosh, Siemens czy Indesit. Choć generalnie liczba mieszkańców Łodzi spada, w tych firmach pracują łodzianie, którzy wrócili z "emigracji" do innych miast i znaleźli swoje miejsce między innymi w Gillette.

Schodząc po schodach, trzymaj się poręczy

Prawdopodobnie przez ostatnie 30 lat nie słyszałam tylu upomnień o trzymanie się poręczy, co podczas jednego dnia w fabryce Gillette. Na samych halach jest tak głośno, że do porozumiewania się korzystaliśmy z zestawów słuchawkowych.

Hale mają łączną powierzchnię prawie 10 tys. metrów kwadratowych. Sprawiają wrażenie, że są wypełnione maszynami po horyzont. Wielki organizm, który działa w swoim własnym rytmie, niezależnie od świata zewnętrznego. Na podłodze żółtą linią wyznaczone są chodniki dla pieszych i osobne drogi dla pojazdów. Przed każdym "skrzyżowaniem" trzeba się rozejrzeć, by nie wejść pod koła rozpędzonego pojazdu z kilkuset kilogramami ładunku.

Obraz
© Gillette

Żyletki jako kompas

Gdy King C. Gillette pracował w Bostonie nad pierwszą żyletką, naukowcy z MIT przekonywali go, że niemożliwe jest wyprodukowanie tak małego przedmiotu z tak ostrą krawędzią. Dziś wiemy, że nie mieli racji. Gillette opracował ręczną maszynkę do golenia z wymiennymi ostrzami w 1901 roku, a jego wynalazek podbił świat… także jako kompas.

W czasie pierwszej wojny światowej żołnierze używali maszynek z magnetycznymi mocowaniami żyletek do zgrubnego określania kierunków. Namagnesowana żyletka, zawieszona na nitce, będzie wskazywać północ. To dlatego pierwsze logo Gillette zawierało strzałkę.

Dziś strzałki nie ma, a koncern jest globalny. Bez względu na to, w której części świata kupisz maszynkę, będzie identyczna jak w Polsce, mimo że może pochodzić z jednej z 15 fabryk. Każda maszyna pracująca w każdej fabryce została zaprojektowana, skalibrowana i przetestowana w Bostonie. Ma to dodatkową zaletę - pracownik z dnia na dzień może przenieść się z Polski do Niemiec albo Meksyku i zacząć pracę, gdy tylko się rozpakuje.

Dwa miliardy na ostrzu

Sposób trzymania ich przez osoby różnej płci (dlatego męskie mają nieco inne rączki niż damskie), dopasowanie do typu golonych włosów (twarz, głowa, reszta ciała), a nawet potrzeby ludzi o różnym pochodzeniu, których włosy mogą rosnąć zupełnie inaczej. Na odpowiednie badania Gillette wydaje rocznie 2 mld dol.

Obraz
© Gillette | Gillette

Jedna z pierwszych ręcznych maszynek do golenia, zaprojektowanych przez Kinga C. Gillette

Maszynki są dopasowywane także do aktualnej mody i indywidualnych potrzeb. Obecnie mniej mężczyzn goli zarost na twarzy, ale więcej goli resztę ciała. Nie każdemu odpowiada też golenie tuż przy skórze, dlatego powstały maszynki zachowujące dystans, wyposażone w trymer. Wreszcie powstają produkty nowe i być może nieco dziwne, jak maszynka z masażerem lub mydełkiem.

Ostrza to klucz do dokładnego i bezpiecznego golenia. Każde z nich produkowane jest w 8 etapach i przechodzi przez 60 procesów kontrolnych (większość automatycznych). Obudowa, w której zostaną umieszczone, przechodzi kolejnych 45 pomiarów, zanim zostanie zmontowana z pozostałymi 19 elementami głowiczki.

Gillette pilnie strzeże sekretu swoich powłok na stalowe ostrza, które zapewniają im trwałość, odporność i bezpieczeństwo dla skóry. Niepozorne paski metalu są ostrzejsze niż skalpele i mierzone z dokładnością do jednego angstrema – to poziom poniżej rozmiaru atomu.

Obraz
© Gillette

Po co NASA kupuje tyle ostrzy?

Taki wkład w rozwój naukowy nie może iść na marne. Przy okazji promocji maszynek Gillette Glide, których ostrza są produkowane z niespotykaną precyzją, marka Gillette pobiła interesujący rekord. Chcąc pokazać, w jakiej skali trzeba pracować, żeby wyprodukować ostrze, marketingowcy Gillette przygotowali banner reklamowy na ludzkim włosie. Jego zdjęcia spod mikroskopu elektronowego dowodziły niezwykłej precyzji, z jaką ma kojarzyć się marka.

Ostrza do maszynek do golenia są nie tylko precyzyjne, ale też elastyczne i twarde zarazem. Ich niezmienne parametry zostały docenione w świecie nauki w dość nieoczekiwanych okolicznościach. NASA do dziś kupuje ostrza Gillette w ilościach hurtowych. Po co? Od lat 60. służą do testowania laserów.

W NASA funkcjonuje niepowtarzalna jednostka mocy lasera: Gillette. Mierzy się ją, jak łatwo się domyślić, kierując promień na ostrza i obserwując, czy jest w stanie je przeciąć. Jednostka powstała, gdy brakowało precyzyjnych sposobów pomiaru mocy lasera i jest używana do dziś. 1 Gillette to około 1,5 dżula.

Obraz
© Gilette

Tylko w Łodzi: mydełko na skrzydełko

W kampusie w Łodzi produkowane są maszynki różnego typu, od prostych jednorazówek po te najbardziej zaawansowane. Zapakowane ruszają z pobliskiego centrum logistycznego do 180 krajów.

Ich głowiczki zostały wyposażone w skrzydełka, na których to z kolei odlewane są niewielkie kawałki mydła. Kolory i zapachy są dobierane do potrzeb klientek na różnych rynkach, ale pomieszane stanowią niepowtarzalną mieszankę z bardzo charakterystyczną nutą.

Spod kwiatów i owoców przebija się charakterystyczny zapach, towarzyszący wszystkim piankom do golenia, dezodorantom i kremom tej marki. Nie zdawałam sobie sprawy, że można w taki sposób rozpoznawać markę kosmetyków, no może poza przyciężkimi perfumami Diora. Kilka dni temu przeprowadziłam w drogerii eksperyment, z zamkniętymi oczami wąchając dezodoranty. Efekt bardzo mnie zaskoczył – nie tylko Gillette ma swój stały „charakter”. Gdy zwróciłam na to uwagę, dało się rozpoznać charakterystykę także kilku innych marek.

Obraz
© Gilette

Jak się pracuje w fabryce Gillette?

Fabryka Gillette w Łodzi działa od 2005 roku, a od 2016 robi zaawansowane maszynki z serii Mach 3. To największy zakład produkcyjny, należący do Procter & Gamble, stosujący przy tym niezwykle precyzyjne maszyny i zaawansowane techniki produkcji. Obecnie zatrudnia około 1200 osób w różnym wieku, choć 57 proc. to przedstawiciele pokolenia X. 30 proc. stanowią kobiety, ale firma dąży do układu 50/50.

Plan pracy jest dość standardowy. System działa w 3 zmianach i 4 brygadach, co zapewnia fabryce możliwość pracy przez 24 godziny 7 dni w tygodniu. Płace są "konkurencyjne" – szczegółów nie poznaliśmy. Pracownicy Gillette mogą też liczyć na niezły pakiet socjalny, bonusy, pakiety akcji i mają możliwość działać charytatywnie.

Ponad połowa osób pracuje w tej fabryce dłużej niż 5 lat. To świetny wynik w porównaniu do centrów logistycznych Amazona czy nawet innych zakładów produkcyjnych. Pracownicy wydają się też przywiązani do produktów, które dzięki nim powstają. Pamiętacie jedną z pierwszych reklam Mach 3, w której aktor wyrzucał jednorazową maszynkę Blue? Osoby pracujące w sekcji produkującej Blue były z niej bardzo niezadowolone.

Obraz
© Gilette

Ten poziom lojalności udało się osiągnąć dzięki kilku interesującym zabiegom. W fabryce jest stanowisko, na którym pracownicy mogą między innymi obejrzeć wystawę sklepową z maszynkami Gillette, przejść się po "idealnym sklepie" w VR, zapoznać się z ocenami produktów Gillette i konkurencji zebranymi w internecie oraz posłuchać nagrań rozmów z infolinii. Robią to chętnie. Sporo nagrań chwali ich pracę, a ponadto można wypełnić test dotyczący nagrań i otrzymać nagrodę. Zalatuje propagandą, ale działa.

Firma chętnie zatrudnia mechaników i elektromechaników, ale podczas rekrutacji ważniejsze są pewne kompetencje, niż konkretne umiejętności i wykształcenie. Praca tu jest tak specyficzna, że i tak wszystkiego trzeba się nauczyć na miejscu. W procesie rekrutacyjnym przeprowadzane są testy wnioskowania, planowania i logicznego myślenia. Następnie kandydat musi porozmawiać ze swoimi przyszłymi przełożonymi, którzy ocenią, czy będzie nadawał się do zespołu.

Obraz
© Gilette

Plastik – wróg publiczny nr 1

Wiadomości co rusz ilustrowane są zdjęciami zwierząt próbujących jeść tworzywo sztuczne, traktujących je jak swój dom lub duszących się pływającą w wodzie folią, której nie są w stanie zobaczyć. Reportaże z plaż zasypanych plastikowymi odpadami już dawno przestały szokować.

Branża kosmetyczna generuje miliony ton plastikowych opakowań każdego dnia. Maszynki do golenia Gillette także w większości składają się z plastiku, a ich opakowania to duże blistry z tworzywa i tektury. Jak można wstawać rano i patrzeć w lustro, pracując w takim miejscu?

Jeśli przyjrzymy się bliżej łańcuchowi dostaw Gillette, zauważymy, że jednak nie jest tak źle. Wiecie, że fabryka w Łodzi w ogóle nie składuje odpadów? Wszystkie wadliwe maszynki, głowiczki i opakowania są albo przetwarzane ponownie, albo przekazywane jako surowiec producentom o nieco niższych wymaganiach względem jakości materiału. Doniczki i kosze na śmieci w waszych domach mogą być nieudanymi maszynkami Gillette.

Obraz
© Gillette

Koncern Procter & Gamble organizuje też bardziej popisowe akcje. We Francji na przykład dostępne są szampony marki Head & Shoulders, pakowane w butelki wykonane z przetworzonego plastiku, zebranego na jednej z zaśmieconych plaż. Takie tworzywo ma zbyt niską jakość, by produkować z niego maszynki do golenia, ale Gillette wciąż rozgląda się za nowymi, ekologicznymi materiałami.

86 proc. kolorowych opakowań maszynek nadaje się do ponownego przetworzenia, niektóre można ponownie wykorzystać w całości. Około połowy tworzywa wykorzystywanego do pakowania pochodzi z recyklingu. Być może kiedyś opakowania tego typu w ogóle zostaną wycofane. W Nowym Jorku trwają testy zupełnie nowej usługi. Klienci mogą kupić wielorazowe opakowanie na głowiczki do swoich maszynek, cyklicznie oddawać je do Gillette do ponownego napełnienia i kupować nowe ostrza bez zbędnych.

Być może w przyszłości tak właśnie będzie wyglądać sprzedaż produktów kosmetycznych – będziemy chodzić do odpowiednich drogerii z własnymi pudełkami, butelkami i torbami. Musimy tylko odzwyczaić się od produktów jednorazowych. Na razie ogromnym wyzwaniem jest samo przekonanie klientów, by wyrzucali jednorazówki do odpowiednich pojemników na materiały do ponownego przetworzenia.

Obraz
© Gilette

"League of Legends" i walka z jednorazówkami

King C. Gillette był nie tylko wynalazcą, ale też uzdolnionym marketingowcem. Firmie Gillette przypisuje się "wynalezienie" marketingu sportowego, czyli reklamowanie się podczas rozgrywek sportowych, gdy odbiorcy są pełni emocji i podatni. Obecnie Gillette sięga po tę samą sztuczkę podczas turniejów e-sportowych.

Reklamy Gillette były emitowane podczas Intel Extreme Masters - jednego z największych turniejów e-sportowych na świecie, którego marcowa edycja od lat rozgrywana jest w Katowicach. Systemowe maszynki marki Gillette były prezentowane między innymi podczas turnieju "League of Legends". Po co? By przekonać młode pokolenie do używania maszynek z wymiennymi ostrzami.

Zmieniająca się moda to jedno, ale o tym, jak ludzie się golą, decyduje więcej czynników. Ogromny wpływ na to ma w Polsce historia. Jesteśmy krajem, w którym wyjątkowo dużą popularnością cieszą się maszynki jednorazowe. Od czasów, gdy nad Wisłą królował Polsilver, kolejne pokolenia Polaków sięgają po jednorazówki, maszynki systemowe traktując jak towar nieznany i zupełnie dla nich nieodpowiedni. Cała nadzieja w młodym pokoleniu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (189)