"Cyberpunk 2077": premiera prawie za rok. Wielki sukces już teraz
Do premiery zostało aż 10 miesięcy, a już można mówić o spektakularnym sukcesie CD Projekt RED. "Cyberpunk 2077" jest na ustach wszystkich. Dziś pytanie związane z polską produkcją nie brzmi "czy", a "ile" milionów zarobi.
To ciekawa specyfika branży gier. W przypadku filmów zyski liczy się głównie po premierze od liczby sprzedanych biletów. W przypadku gamingu o wygranej wiadomo zazwyczaj na długo przed wydaniem produktu. Czasami te sukcesy dla zwykłego odbiorcy mogą być wręcz groteskowe.
Przez wiele lat o "Cyberpunku 2077" było wiadomo tyle, co nic, więc na każdą, nawet drobną i mało istotną informację, internet reagował histerią. Newsy, które w przypadku wielu innych gier doczekałyby się co najwyżej machnięcia ręką, w przypadku "Cyberpunk 2077" obiegały cały świat.
"Najdroższe 4 litery świata"
Najbardziej spektakularna, także finansowo, sytuacja miała miejsce w styczniu 2018 roku. Kiedy po latach milczenia CD Projekt RED nadał przez Twittera komunikat o treści "BEEP", akcje spółki poszybowały w górę. Tak, krótkie "BEEP", zero podtekstów, zero ukrytych wiadomości. Tylko tyle wystarczyło, żeby firma zarobiła 500 mln złotych w cztery godziny. "Najdroższe cztery litery świata" - pisaliśmy wówczas na WP.
A internet oszalał. To pokazuje, jak wyczekiwana jest produkcja Polaków.
Fenomen "Cyberpunk 2077" na łamach WP Gry wyjaśnił Barnaba Siegel. Pojawienie się na konferencji Microsoftu, ogłoszenie współpracy z Keanu Reevesem i wreszcie kolejny rewelacyjny zwiastun. Polacy wiedzą, jak zachcwycić światową publikę.
Analitycy szacują, że w dniu premiery minimum 9 milionów osób od razu kupi "Cyberpunka". Trudno się takim optymistycznym analizom dziwić. Od wczoraj "Cyberpunk 2077" jest dostępny w przedsprzedaży i już trafił na listę bestsellerów największego, globalnego sklepu z grami. A przecież do premiery, zaplanowanej na 16 kwietnia 2020 roku, jeszcze sporo zostało.
Nie tylko gra
CD Projekt RED zarabiać chce nie tylko na podstawowej wersji gry, ale też na edycji kolekcjonerskiej. Kosztuje 775 zł, ale sieć już pełna jest komentarzy: "kupuję!". 25-centymetrowa figurka prezentującą główną postać gry to tylko jedna z atrakcji limitowanego wydania.
O tym, że chętnych na takie gadżety nie brakuje, najlepiej świadczyło przeciążenie strony, kiedy ruszyły zamówienia. Z kolei niemal pewne już jest, że - gdy tylko nakład się wyczerpie - edycja kolekcjonerska "Cyberpunk 2077" bardzo szybko zacznie przybierać na wartości. To nie tylko element kolekcji, ale też szansa na inwestycję, która na dodatek prędko może się zwrócić.
Rok temu na E3 2018 CD Projekt RED rozdawał dziennikarzom figurki z gry. Te szybko trafiły na aukcję, a ceny przekroczyły tysiąc złotych za sztukę. Za samą smycz z logo "Cyberpunk 2077" trzeba było zapłacić przeszło 200 zł. Chociaż sama firma wyrażała niezadowolenie, że prasowe prezenty poszły "na handel", szybko wyczuła, że tak ogromny popyt trzeba zaspokoić - i samemu na tym zarobić.
8 maja, na miesiąc przed nową prezentacją gry, CDPR otworzył oficjalny sklepik. Gadżeciarze rzucili się na ubrania z logo "Cyberpunk 2077". Koszulka z nazwą gry za niecałe 90 zł? Wyprzedane. Bluza za 225 zł? Już nie ma. Wciąż za to kupić można czapkę wycenioną na 106 zł. Takiej sprzedaży akcesoriów pozazdrościłby niejeden popularny zespół.
Warto też podkreslić, że gracze sami nawołują, by kupować grę nie na Steam - gdzie i tak sprzedaje się rewelacyjnie - ale na platformie należącej do rodziny CD Projekt, czyli GOG.com. Nie tak dawno pojawiły się pogłoski, że cyfrowy sklep ma problemy. "Cyberpunk 2077" jest więc szansą na to, by podreperować wyniki finansowe. Tym bardziej, że cała suma ze sprzedanego egzemplarzu trafia do CD Projekt - na Steamie Polacy muszą się dzielić zyskami.
"Cyberpunk 2077": giełda zachwycona
Szaleje też giełda. Akcje CD Projekt wyśrubowały od razu nowy rekord na giełdzie, dochodząc do 233 zł za sztukę, jak donosi serwis money.pl. Wartość całej firmy wzrosła do 22,4 mld zł. To już ósma największa spółka na warszawskiej giełdzie, a wygląda jakby realne było przeskoczenie wartością banku ING BSK czy nawet Banku Pekao.
Nie tak dawno analityk Neil Campling stwierdził, że "Cyberpunk 2077" może być najbardziej dochodową grą w historii branży. Do takich optymistycznych prognoz mimo wszystko należy podchodzić z dystansem - i to naprawdę sporym. CD Projekt RED to idole graczy, ale z drugiej strony nie mają aż takiej marki jak np. Rockstar i ich seria "GTA" czy "Red Dead Redemption". Dla porównania, "Red Dead Redemption 2" - megahit z jesieni 2018 roku i również jedna z najbardziej oczekiwanych gier w historii - trafił do sklepów w liczbie przeszło 23 mln egzemplarzy.
15 milionów "Cyberpunka 2077" to jednak znacznie mniejsza liczba, ale wciąż imponująca. Porównywany wyżej Rockstar ma za sobą od ponad 20 lat bezustanne pasmo sukcesów, podnosząc poprzeczkę z każdą kolejną grą. Tymczasem Polacy na swoją reputację mozolnie pracują dopiero od 2007 roku. I efekt jest godny podziwu, bo cała trylogia z Geraltem, według danych CD Projekt z 2018 roku, sprzedała się w liczbie 33 mln egzemplarzy.
Sukces finansowy to jedno. "Cyberpunk 2077" to najlepszy dowód na to, że dziś CD Projekt RED wolno niemal wszystko - tak samo jak Rockstar. Wśród growych radykałów popularny jest pogląd, że przed premierą gry się nie zamawia. Może wyglądać świetnie na zwiastunach, twórcy mogą przechwalać się możliwościami, ale to wciąż będzie kot w worku. Trzeba poczekać na pierwsze recenzje i dopiero wtedy można kupić produkt.
Jak widać, CD Projektu ta zasada nie obowiązuje. Mogą trzymać lata w niepewności. Mogą nagle na scene wprowadzić Keanu Reevesa. Mogą zarobić kilkaset milionów wpisując cztery litery na Twitterze.