Zamieszkamy poza Ziemią. Ostatni człowiek, który stanął na Księżycu, nie ma wątpliwości

Zamieszkamy poza Ziemią. Ostatni człowiek, który stanął na Księżycu, nie ma wątpliwości

Zamieszkamy poza Ziemią. Ostatni człowiek, który stanął na Księżycu, nie ma wątpliwości
Źródło zdjęć: © WP
08.09.2015 13:13, aktualizacja: 08.09.2015 14:23

– Jestem pewien, że polecimy na Marsa. Pytanie tylko – kiedy – mówi Harrison Schmitt, ostatni człowiek, który odwiedził Księżyc i gość specjalny European Rover Challenge. Wianuszek dziennikarzy, ale też zwyczajnych gości tego niecodziennego wydarzenia, tłoczy się, by zadać mu choć jedno pytanie. Dla 80-letniego astronauty to okazja, by raz jeszcze poczuć się w centrum uwagi. Widać, że sprawia mu dużo frajdy.

– Jestem pewien, że polecimy na Marsa. Pytanie tylko – kiedy – mówi Harrison Schmitt, ostatni człowiek, który odwiedził Księżyc i gość specjalny European Rover Challenge. Wianuszek dziennikarzy, ale też zwyczajnych gości tego niecodziennego wydarzenia, tłoczy się, by zadać mu choć jedno pytanie. Dla 80-letniego astronauty to okazja, by raz jeszcze poczuć się w centrum uwagi. Widać, że sprawia mu to dużo frajdy.

Centrum Nauki Leonardo da Vinci znajdujące się w niewielkim Podzamczu koło Chęcin (województwo świętokrzyskie) na dwa dni zmienia się w swoiste centrum badań kosmicznych. Uczestnicy zawodów, projektanci łazików marsjańskich, 26 drużyn z 10 krajów, wierzą, że są w stanie dołożyć cegiełkę do badań kosmosu. Nawet jeżeli sami nigdy poza Ziemię nie polecą.

Ostatnia załogowa wyprawa na Księżyc odbyła się jeszcze w ramach programu Apollo. W locie Apollo 17 uczestniczyli Eugene Cernan – dowódca, Ronald Evans – pilot modułu dowodzenia i Harrison Schmitt – pilot lądownika księżycowego. Był to dla niego pierwszy i ostatni lot w kosmos w karierze.

Obraz
© (fot. WP)

– Przez nasze kombinezony przechodziła seria rurek, przez które przepływała ogrzewająca je ciepła woda. Można więc powiedzieć, że nosiliśmy coś w rodzaju podgrzewanej bielizny – śmieje się Schmitt, wspominając trudności, z jakimi w 1972 roku wiązał się lot na Księżyc. Ówcześni naukowcy i astronauci używali komputerów, których moc obliczeniową można by porównać do dzisiejszych kalkulatorów.

Chociaż NASA czy Europejska Agencja Kosmiczna dysponują w tej chwili rozwiązaniami i możliwościami technologicznymi, które zawstydziłyby astronautów sprzed prawie ćwierćwiecza, konstruktorzy łazików ze światowych uczelni muszą sobie radzić z tym, do czego sami mają dostęp. W swoich konstrukcjach stosują elementy, które można kupić w zwyczajnych sklepach z elektroniką. Często możliwie najtańsze.

Obraz
© (fot. WP)

W tym sensie więc bliżsi są zdobywcom Księżyca z lat 60. i 70. ubiegłego wieku niż aktualnym astronautom. Muszą wykorzystać własną pomysłowość i inwencję by uporać się z problemami, które na pierwszy rzut oka przerastają ich możliwości.

– Co chyba najważniejsze, to to, że młodzi ludzie wykorzystują swoją wyobraźnię i swoją wytrzymałość, zdolność do nie spania przez całą noc i wpadają na pomysły, które nie przyszłyby do głowy nam, starszym. Niektóre z nich mogą się nam przydać w przyszłości, ale najistotniejsze jest to, że zdobywają doświadczenie, robiąc te rzeczy i robiąc je razem – mówi Schmitt.

Obraz
© (fot. WP)

Szczególnie że, jak sam uważa, udział ludzi w misjach kosmicznych jeszcze długo będzie konieczny. Bo chociaż wysłanie na inną planetę robota może być tańsze i bezpieczniejsze, niż organizowanie wypraw załogowych, to maszyna nigdy nie poradzi sobie tak dobrze.

– Ludzki mózg ma tę niesamowitą zdolność do przeprogramowywania się w razie potrzeby. Gdy zajdą jakieś niespodziewane okoliczności, wydarzy się coś nieoczekiwanego, pojawią się jakieś trudności, człowiek jest w stanie zmienić swój sposób myślenia i dopasować się do nich. Potrafi improwizować. Maszyna tego nie umie.

Podczas zawodów nie raz stawali przed koniecznością wymyślenia rozwiązań pojawiających się nagle problemów. Największe trudności sprawiało chyba zadanie, w którym łazikiem sterować trzeba było całkowicie "na ślepo", z użyciem wyłącznie sygnału GPS, bez jakiegokolwiek obrazu z kamery.

Obraz
© (fot. WP)

– Co się stało? – pytam zgromadzonych wokół pojazdu Amerykanów z Uniwersytetu Technologicznego Missouri. – Zgubiliśmy sygnał GPS – odpowiadają. – Ale czy to zadanie nie opiera się w całości na sygnale GPS? – Tak jest. – No to trochę skucha. – Faktycznie, skucha – uśmiechają się. Piętnaście minut później ich łazik sunie po terenie w kierunku przeciwnym do zamierzonego. Wiedzą, że muszą się pogodzić z porażką w tym zadaniu. Ale nie psuje im to humorów.

– Kiedy ja byłem w ich wieku, nikt nie mówił o lataniu na Księżyc, było to traktowane jako science-fiction. Zaczęło się to od Verne'a, a ja sam nie myślałem o tym do czasu aż NASA poprosiła, by naukowcy zaczęli aplikować na astronautów. Więc ci młodzi ludzie mają już teraz znaczącą przewagę w stosunku do tego, co ja miałem w ich wieku – wspomina amerykański astronauta i naukowiec.

Obraz
© (fot. WP)

Schmitt jest również pierwszym i jedynym w historii zawodowym naukowcem, który osobiście zbadał powierzchnię Srebrnego Globu. Jego główną pasją jest geologia i fizyka inżynieryjna, w której zdobył tytuł profesora. Nic dziwnego więc, że może stanowić inspirację dla uczestników zawodów. To w końcu również głównie naukowcy, umysły ścisłe, błyskotliwi fizycy, konstruktorzy czy programiści. Ich jedyną bronią w walce z przeciwnościami losu są ich własne mózgi.

– Jeden zespół z Indii, którego nie stać było na przetransportowanie łazika na teren zawodów, musiał kiedyś rozebrać go na części, przewieźć w bagażu i złożyć ponownie na miejscu – wspomina prowadzący zawody. Wszystko musiało być maksymalnie proste i możliwe do łatwego odtworzenia. Żadnej nadzwyczajnej, zaawansowanej technologii. Przynajmniej nie z naszego punktu widzenia. W tym więc sensie uczestnicy zawodów marsjańskich bliżsi są astronautom z lat 70. ubiegłego wieku niż aktualnym badaczom kosmosu.

Obraz
© (fot. WP)

– Jestem przekonany, że powrót na Księżyc, a nawet skonstruowanie na nim stałej bazy, jest ekonomicznie uzasadnione i że taka placówka w końcu powstanie. Choćby dlatego, że obecne na nim surowce mogą się nam bardzo przydać, chociażby w rozwijaniu załogowej misji na Marsa – stwierdza Schmitt, zapytany o to, czy jest szansa na wysłanie poza Ziemię kolejnych ludzi. Jego wyobraźnia sięga zresztą znacznie dalej.

– Kiedy taka baza już powstanie, wyobrażam sobie, że mogłaby się stać atrakcyjnym celem dla turystów z Ziemi. O przestrzeni pozaziemskiej w kontekście turystyki z pewnością można myśleć poważnie – mówi.

Ale ani on, ani zapewne nikt z uczestników zawodów nie uważa, że ich dążenia są motywowane kwestiami zarobkowymi.

Obraz
© (fot. NASA)

– W środkowej części tego zdjęcia widać pozostawioną przez nas część księżycowego lądownika. Z lewej można zaś zobaczyć używany przez nas ekwipunek badawczy. Na fotografii widać też ślady, pozostawione przez nas łazik, a także przeze mnie samego – wspomina Schmitt. Z powodu braku atmosfery i wiatru pozostawione na powierzchni księżyca ślady pozostaną tam na zawsze – a przynajmniej do momentu, gdy zamaże je człowiek.

W tym sensie więc ślad obecności amerykańskiego naukowca na Księżycu jest niezniszczalny. Ale zdecydowanie wolałby on, by zamiast podziwiać go z odległości, ludzie wrócili na Srebrny Glob. Byśmy zamiast wspominać, jak przekraczaliśmy granice swoich możliwości prawie 50 lat temu, zaczęli to robić raz jeszcze.

Obraz
© (fot. WP)

– To zdjęcie przedstawia start naszego lądownika z powierzchni księżyca. Jest tak słabej jakości, bo zrobiła je kamera łazika, który pozostawiliśmy na powierzchni. Nasz dowódca zasugerował mi, bym został na zewnątrz zrobić zdjęcie lepszej jakości.

– Powiedziałem mu, że w przyszłości poprosimy o to kogoś z Polski – śmieje się naukowiec.

Wychodząc z auli Centrum Nauki Leonardo da Vinci pod koniec drugiego dnia zawodów, po złożeniu gratulacji i wręczeniu nagród zwycięzcom, jest już wyraźnie zmęczony. Jego praca została już zresztą wykonana dawno temu.

Obraz
© (fot. WP)

Teraz przejęcie pałeczki należy do jego następców. Takich jak zwycięzcy zawodów, kanadyjski zespół z University of Saskatchewan. I takich jak zdobywcy drugiego miejsca, Polaków z Politechniki Białostockiej. Zdeterminowanych, błyskotliwych, skoncentrowanych na celu. Nawet, jeżeli im się to nie opłaci. Nawet jeżeli nie zarobią milionów na księżycowej turystyce czy zasobach naturalnych. Bo tak po prostu trzeba.

_ DG _

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (51)