Monika: Vedia V39, przyjemność nie bez bólu

Vedia to stale rozwijająca się polska firma. Mieliśmy okazje testować kilka produktów tej firmy. Jak do tej pory produkty Vedi niczym nas nie zraziły, wręcz przeciwnie. Odtwarzacz V3 grał całkiem przyzwoicie. Słuchawki SRS200 to był mały szok. Cenowo i jakościowo rewelacja. Sprwdźmy co potrafi V39

Monika: Vedia V39, przyjemność nie bez bólu
Źródło zdjęć: © wp.pl

Vedia V39 to przenośny odtwarzacz multimediów. Wyposażony w dotykowy ekran o przekątnej 2,6cala, radio i dyktafon. Standard w tej klasie urządzeń. Czy wyróżnia sie czymś szczególnym na tle konkurencji? Monika postanowiła to sprawdzić.

Pudełko V39 otwiera się jak opakowanie drogich perfum, choć nie jest tak ekskluzywne. Po rozpakowaniu znajdujemy w nim, prócz odtwarzacza, kabel USB, ładowarkę, słuchawki, pokrowiec, płytkę z oprogramowaniem i instrukcję obsługi po polsku. Bardzo mnie to ucieszyło. Przyglądając się obudowie V39 zaczęłam się obawiać, że bez instrukcji się nie obejdzie.

Tylna część obudowy wykonana jest z polerowanej stali, dziwnie kojarzy się z obudową iPodów Apple. Od frontu odtwarzacz mamy duży wyświetlacz, zajmujący prawie całą górną powierzchnię. Z boku mamy jeden guzik i to wszystko. Pod wyświetlaczem znajduje się coś, co przypomina przycisk „home” w iPodzie touch czy iPhonie. Nie jest to jednak żaden przycisk. Prawie tipsy sobie połamałam próbując go nacisnąć. Jest to tylko wielka czerwona dioda LED która wskazuje stan pracy tego grajka, gdy wygaszony jest ekran.

Obraz

Jeden, jedyny przycisk jaki znajduje się na obudowie służy do włączania i wyłączania urządzenia oraz blokowania ekranu dotykowego. Zapobiega to niekontrolowanym reakcjom V39, gdy schowamy go do kieszeni czy torebki. Sterowanie wszystkimi funkcjami odbywa się poprzez ekran dotykowy i wirtualne klawisze.

Sterowanie dotykowe to genialne rozwiązanie, jednak wymaga stosunkowo dużego ekranu lub rysika. W obudowie V39 nie ma miejsca na ukrycie rysika, w pudełku również go nie znalazłam, mimo że jest wymieniony jako element zestawu. Widać zaginął w akcji. Ufam, że kupując ten odtwarzacz w sklepie, znalazłabym wszystkie wymienione w instrukcji elementy zestawu. Całe szczęście mam zawsze rysik w moim SE P990. Bez rysika obsługa tego odtwarzacza to lekki horror. Szczególnie, gdy się „przesiada” z iPoda touch. Sporo pomagają tipsy, które przeszkadzają przy iPodzie. Dotykowy interfejs V39 nie reaguje natychmiastowo. Przy niektórych operacjach nieprzyjemnie „zamyśla” się. Do tego stopnia, że można pomyśleć, iż sprzęt się zawiesił.

Vedia V39 wykorzystuje technologie Dual Core. Sygnał cyfrowy przetwarzany jest w procesor TCC8200 firmy Telechips, a przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz słuchawkowy oparto o wysokiej klasy układ WM8978G firmy Wolfson.
Odseparowanie od części „procesorowej” przetwornika i wzmacniacza słuchawkowego powinno, przynajmniej w teorii, zaowocować dobrym brzmieniem. Tak też jest w istocie. Dźwięk jest pełny, dynamiczny i przestrzenny. Przy nagraniach muzyki klasycznej, odtwarzanej z plików FLAC i AAC bardzo dobrze zachowana jest atmosfera towarzysząca nagraniom. Słychać te wszystkie smaczki, skrzypnięcia krzeseł czy przekładanie nut. Nie spodziewałam się tak wiernego odtworzenia tych wszystkich rzeczy. A i sama muzyka brzmi rewelacyjnie. Podobnie jest przy lżejszej muzie. Słuchając „The Confession Tour” wręcz czuje się atmosferę koncertu. Pod względem przyjemności słuchania i jakości dźwięku V39 jest godnym przeciwnikiem nawet sporo droższych odtwarzaczy.

Prócz audio V39 radzi sobie także z wyświetlaniem zdjęć oraz filmów. Jak większość tego typu odtwarzaczy. Moim skromnym zdaniem ekran jest zbyt mały by czerpać jakąkolwiek przyjemność z oglądania na nim zdjęć czy filmów. Choć jako przerywnik w podróży jest to całkiem znośna rozrywka. Trzeba tylko trzymać go blisko oczu. Być może troszkę przesadzam, wybaczcie. Jednak zbytnio przyzwyczaiłam się do 3.5 calowego wyświetlacza iPoda touch.

Zupełnie abstrakcyjną funkcję jest dla mnie czytnik plików tekstowych i e-booków. Naprawdę trzeba sporo samozaparcia by tego używać. Jednak jako elektroniczna ściąga może się sprawdzić. Niewielki, stosunkowo kontrastowy ekran. Jeszcze gdyby tak była wyszukiwarka słów kluczowych i aplikacja przypominająca kalkulator. Mogłoby być wtedy ciekawie. V39 może pracować jako cyfrowy dyktafon, w sam raz na wykłady. Mikrofon sprawnie łowi dźwięki z otoczenia. Nie trzeba siedzieć w pierwszym rzędzie by nagrać poprawnie cały wykład.

Obraz
© Vedia V39

Na tym nie kończą się atrakcje, jakie oferuje nam V39. Mamy jeszcze radio FM. Tradycyjnie, jako antena używany jest kabel od słuchawek. Dźwięk na pewno nie jest taki jak ze stacjonarnego tunera. Ale wiele zarzucić mu nie można. Odbiornik pracuje jednak w trudnych warunkach. Szkoda jedynie, że nie wykorzystano mocy procesora Telechips do dekodowania sygnału RDS. Bardzo pomaga w odnalezieniu ulubionej stacji czy muzyki, gdy jesteśmy w innym mieście. I dobrze sprawdza się dla przykładu w niektórych telefonach SonyEricsson. Audycje z radia możemy także nagrywać bezpośrednio do pamięci urządzenia.

Vedia V39 ma jeszcze jedna ciekawa funkcje. Muzykę do odtwarzacza możemy wgrywać bez komputera, poprze wejście liniowe. Z dowolnego sprzętu, który posiada wyjście liniowe audio. Na przykład bezpośrednio ze stacjonarnego zestawu audio czy konsolety w klubie. Sygnał jest konwertowany do plików MP3 o przepływności do 192kbps. Do słuchania w czasie ruchu lub archiwizowania wydarzeń z koncertu w zupełności wystarczy.

Kończąc: Bardzo udany, dobrze brzmiący odtwarzacz w niewygórowanej cenie. Wrażenie psuje jedynie brak miejsca na ukrycie/przechowywanie rysika.

Vedia V3. w wersji z 2GB pamięci flash można kupić w cenie około 310zł, za wersje z 4GB musimy zapłacić około 380 złotych.
Bardzo dobry dźwięk, przyjemny, dynamiczny, nie męczący
Długi czas pracy z baterii
Przejrzysty, intuicyjny interface

Utrudniona obsługa bez rysika
Brak uchwytu na rysik w obudowie odtwarzacza

Zobacz: Odtwarzacz C3
Monika

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)