Wyglądają koszmarnie, ale ludzie je uwielbiają. Oto fenomen "bootlegów"

Wyglądają koszmarnie, ale ludzie je uwielbiają. Oto fenomen "bootlegów"

Wyglądają koszmarnie, ale ludzie je uwielbiają. Oto fenomen "bootlegów"
Źródło zdjęć: © Bootleg Stuff
Grzegorz Burtan
17.04.2018 12:43, aktualizacja: 18.04.2018 11:47

Im gorzej wykonane, tym lepiej. Tak w skrócie można opisać zjawisko podrabianych akcesoriów i gadżetów, których zdjęcia zalewają sieć. Internauci darzą je swoistym kultem, a także wynajdują podobne "perełki" z Polski.

W czasach prohibicji w USA, bootleg oznaczał nielegalnie wyrabiany alkohol, który sprzedawano pokątnie w klubach i barach. Później termin ten przykleił się do muzyki. Oznacza nagrywanie muzyki bez odpowiedniej zgody i jej dalsze, często nielegalne, rozpowszechnianie. W Polsce termin ten jest znany lepiej jako "piractwo".

Ale nie tyczy się ono tylko tej gałęzi rozgrywki. Piracone mogą być oczywiście gry, filmy, a także koszulki, figurki czy zabawki. W końcu licencjonowany sprzęt jest często drogi, a nie każdy chce płacić astronomiczne kwoty za coś, co po prostu ma znaczek poświadczający oryginalność. Dlatego rynek podróbek jest ciągle bardzo duży. Większość jest produkowana oczywiście w Chinach, które stały się synonimem marnej jakości produktów, a w zeszłym roku wartość tego sektora wyceniono na 500 mld dolarów.

Ale to nie tylko przekręcone nazwy, pokroju "Abibas", przyciągają dziś internautów. Największą uciechę przynoszą zniekształcone wizerunki i absurdalnie pomieszane elementy.

Nietypowe sojusze

Dobry bootleg to przede wszystkim miks. Nie chodzi bowiem o to, by "zrzynać" tylko z jednego źródła – czasem dobrze jest połączyć kilka różnych marek w jeden wielki konglomerat. Tak jak w przypadku poniższego zestawu zabawek, inspirującego się... trudno powiedzieć, czy bardziej Avengersami, czy Ligą Sprawiedliwości. Przed państwem "Sojusz Poczucia Prawości". W składzie Shrek, Spider-Man, Batman i Niebieski Wojownik z uniwersum Power Rangers. Przynajmniej cztery wielkie korporacje mogłyby rościć sobie prawa autorskie do poniższej zabawki. Nieźle.

A to jeden z wielu przykładów niespodziewanych sojuszy, które nie znają korporacyjnych ograniczeń. Bawi to tym bardziej przez świadomość, że stworzenie podobnego "crossoveru" na legalnym polu byłoby niemal niemożliwe. Ale nie niewykonalne.

Obraz
© Neatorama

Trudno nie odnieść wrażenia, że takie pomieszanie marek to nic innego, jak zarzutka na naiwnego klienta. Ten w końcu chce kupić swojej pociesze zabawkę z konkretną postacią. Nie zwraca uwagi, że detale albo wykonanie może się nie zgadzać. Albo zwraca uwagę na konkurencyjną cenę, bo jednak opłacenie odpowiednich praw robi znaczną różnicę przy kasie. Inna sprawa, że na niektórych zdjęciach udokumentowano niemal skrajne przykłady lenistwa, które każe wrzucać wszystko jak leci. Tak jak tutaj.

W redakcji pada historia znajomej matki, której dziecko było fanem Zygzaka McQueena z bajki "Auta". Na urodziny postanowiła kupić mu ubranie z bohaterem, zakupione na pobliskim bazarku. Wybierając nie dostrzegła niuansów, różniących podróbkę bohaterka od tego z kreskówki. Chociaż malec nie miał jeszcze 4 lat, błyskawicznie wychwycił "bootlegowość" prezentu i wybuchnął rzewnym płaczem na widok krzywego autka, nie do końca przypominającego oryginał. Nie było wyboru - trzeba było na sygnale jechać po nowy podarek do markowego sklepu.

Niesamowite, jak bardzo nic tu do siebie nie pasuje – od kolorów Sonica, po podpisy. Nosiłbym.

Nadwiślański bootleg

Ale Polacy nie gęsi i swoje bootlegi mają. Nie chodzi tylko o bazarową chińszczyznę, sprowadzaną kontenerami lub zamawianymi do domu akcesoriami z AliExpress, które nadają nowe znaczenie stwierdzeniu "rzeczywisty wygląd może się różnić od przedstawionego".

Okazuje się, że polscy wytwórcy z jakichś dziwnych powodów upodobali sobie markę Segi, konkretnie serię gier "Sonic". Z niewiadomych przyczyn tytułowy jeż reklamował... słoik ogórków firmy Galileo. W grach ani ogórków nie było, ani Sonic nigdy nie zieleniał.

Obraz
© Sonic.wikia.com

W podobnym tonie utrzymano maskotkę soków Apluś. Lekka zmiana palety barw, trochę kolców i proszę – Tails, prawa ręka Sonica, zamiast rudym liskiem jest brązowym… jeżozwierzem? Chyba, ciężko powiedzieć, co w tym konkretnym przypadku autor miał na myśli.

Obraz
© Youtube.com

Nie tylko Sega może mieć słuszne wątpliwości natury prawnej. Disney jest w naszym kraju namiętnie piracony, co dokumentuje wspaniały fanpage Duchologia. Taka Myszka Miki na huśtawce była dawniej stałą zabawką na każdym odpuście. I to od kilku dekad. Wystarczy spojrzeć na ten model.

A tutaj możemy obejrzeć interpretację znanego gryzonia w wykonaniu Łódzkiej spółdzielni.

"Gwiezdnych Wojen" również nie oszczędzono – okładka gry "The Old Republic" trafiła nawet na koszulki. Szkoda tylko, że to jej lustrzane odbicie.

Skąd wzięła się taka popularność bootlegów? Kuba Turkiewicz, kolekcjoner i prowadzący internetowe muzeum "Gwiezdnych Wojen" nie potrafi wskazać jednoznacznej przyczyny.

- Rośnie zainteresowanie czasami, w których w naszym kraju wiele bootlegów powstało, bo oryginały były wówczas trudne do zdobycia – mówi w rozmowie z WP Tech Turkiewicz. - Zainteresowanie budzi z pewnością estetyka czasów PRL-u, popularnością cieszą się różne wydawnictwa i strony internetowe dotyczące tej tematyki. Być może kreują one modę na posiadanie rozmaitych bibelotów pochodzących z epoki - w tym także tych będących koślawymi kopiami oryginalnych produktów. Myślę jednak, że nie jest to na tyle powszechne zjawisko, aby można było mówić o modzie, ale nie wykluczam jednak, że zaczyna się ona rodzić – ocenia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)