TicWatch Pro - dobry smartwach z dużą wadą [BURTAN OCENIA]

TicWatch Pro - dobry smartwach z dużą wadą [BURTAN OCENIA]

TicWatch Pro - dobry smartwach z dużą wadą [BURTAN OCENIA]
Źródło zdjęć: © WP Tech | Bolesław Breczko
Grzegorz Burtan
01.10.2018 15:27, aktualizacja: 02.10.2018 11:57

Nigdy nie miałem smartwatcha na swoim przegubie. Do czasu założenia TicWatch Pro od firmy Mobvoi. Niestety nie przekonał mnie do tego, że posiadanie takiego urządzenia jest mi niezbędne w codziennym życiu.

Na co dzień korzystam z wielu rzeczy, które wymagają stałego ładowania. Laptop, słuchawki, czytnik książek, smartfon – z tymi rzeczami muszę być na bieżąco jeśli chodzi o stan baterii. Jedna rzecz niby nie powinna robić mi różnicy, a okazała się niestety frustrująca bardziej niż wszystkie pozostałe razem wzięte.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Co zatrybiło

Zacznę jednak od zalet, żeby oddać to, co Mobvoi zrobiło w swoim urządzeniu dobrze. A tego jest naprawdę sporo. Jednym z powodów, przez który nie zdecydowałem się na smartwatch była pewna toporność tych urządzeń – z daleka można było rozpoznać, że to nie był zwykły zegarek. I to nie w tym pozytywnym sensie, jakoś nie leżał mi design tych urządzeń.
TicWatch Pro jest za to elegancki, nieprzesadzony i w odpowiednim rozmiarze. Zamiast naręcznej busoli dysponujemy klasycznym czasomierzem, który nie jest w żaden sposób przekombinowany. Czarny pasek i czarna obwódka ze znacznikami minut i sekund czynią z niego odpowiednie urządzenie na mniej i bardziej oficjalne wydarzenia. Słowem – pasuje do bluzy i garnituru.

Tak samo prezentuje się tarcza, która znajduje się w dwóch trybach. W spoczynku mamy widok rodem z cyfrowych zegarków Casio, który pokazuje zarówno czas, datę, jak również liczbę przebytych kroków i poziom naładowania baterii. Wszystko, co absolutnie niezbędne. Zabawa zaczyna się w momencie, w którym odblokujemy ekran główny.

Dużym plusem jest naprawdę spory wybór tarcz zegarka – od bardziej klasycznych, po całkowicie futurystyczne, na steampunkowych wręcz skończywszy. Zadowalająca rozdzielczość chroni Mobvoi przed grzechem pikselozy, więc estetyka pozostaje mocną stroną również tego cyfrowego elementu smartwatcha. Czas jest czytelny, podobnie jak tętno czy liczba kroków i wszystko ze sobą pasuje, spina się pod kątem tej estetyki.

Ale na piękne oczy smartwatcha się nie kupi. W końcu musi nam oferować coś więcej, niż zwykły zegarek. TicWatch Pro na pewno ułatwia bycie na bieżąco dzięki sparowaniu go ze smartfonem – powiadomienia przychodzą od razu do naszego zegarka, więc nie musimy wyjmować telefonu, by zobaczyć, kto do nas pisze lub dzwoni. To oczywiste podstawy, dlatego mi najbardziej podobało się zsynchronizowanie ze Spotify. W końcu mogłem zmieniać albumy bez konieczności wyjmowania smartfona na zimnie. Klasa, serio.

Tak samo byłem zadowolony z obsługi płatności przez Google Pay. Początkowo niezręczność przy przytykaniu tarczy do terminala dość szybko mi przeszła, za to pozostała wygoda tego rozwiązania. Dodatkowo wymuszenie blokady ekranu jest słusznym ruchem, bo gdyby ktoś ukradł mi zegarek i mógłby bezkarnie płacić podpiętą kartą, to byłbym mniej niż zadowolony. Ogólnie TicWatch Pro bardzo dobrze reaguje na dotyk, a pisanie, choć na małej powierzchni, nie irytuje i nie męczy.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Co zazgrzytało

Męczy i irytuje natomiast brak blokady biometrycznej. Nie możemy ustawić odblokowanie głosem czy odciskiem palca. Zamiast tego trzeba ustawić pin, hasło lub wzór. Odblokowanie w ten sposób po jakimś czasie jest frustrujące i po prostu drażni. To kompletnie nieintuicyjne rozwiązanie. Zwłaszcza że takie rzeczy, jak kroki czy tętno możemy bez problemu sprawdzić z poziomu naszego nadgarstka. No ale trudno, ustawienie własnego wzoru pozostaje najwygodniejszą formą blokady.

Można pomyśleć, że tak zapowiedziana przeze mnie krytyka tego zegarka nie jest tak ostra jak ją przedstawiłem na początku. Jednak jeden element sprawia, że używanie TicWatch jest mordęgą. I to jest właśnie żywotność baterii.
Producent zaznacza, że urządzenie w trybie Smart wytrzymuje dwa dni. Kiedy bateria zejdzie do poziomu 10 proc. TicWatch przechodzi w tryb Essential, czyli dostępny jest tylko podstawowy ekran. Korzystanie z płatności czy innych funkcji nastąpi dopiero w momencie naładowania się baterii.

I w tym tkwi cały problem tego typu urządzeń – bateria wyczerpuje się szybciej niż myślimy. Z wygodnego rozwiązania smartwatch staje się ciężarem. Nie mówiąc o tym, że TicWatch nie ładuje się przy pomocy zwykłego wejścia ale specjalnej bazy dokującej. Zapomnijcie o wykorzystaniu pierwszego lepszego USB – bez niego jesteście utopieni. W przeciwieństwie do naszego urządzenia. Tylko taka forma ładowania zapewnia nam wodoodporność na optymalnym poziomie. Coś za coś, bo albo dedykowana baza albo ładowanie indukcyjne. Dzięki temu TicWatch Pro ma IP68, czyli całkowitą pyłoszczelność i odporność na długotrwałe zanurzenie.

Mimo wszystko nic nie irytowało mnie bardziej niż to, że po krótkim ładowaniu (około dwóch godzin) nie miałem spokoju na kilka dni z rzędu. A nie siedziałem cały czas w ustawieniach tylko korzystałem głównie z czasomierza. Gdzie ta energia ucieka ja się pytam?

Dopóki nie powstaną smartwatche o nieco dłuższej żywotności, dopóty będę korzystał z "dumbwatcha" – jakoś przeboleję wyciąganie telefonu, jeśli w ten sposób nie będę musiał myśleć o tym, że trzeba niedługo ładować telefon. I to nie jest wina tego konkretnego modelu – po prostu wszystkie urządzenia tego typu są niezbyt praktyczne. Ale jeśli komuś to nie przeszkadza, a ceni sobie elegancie i nowoczesne dodatki, to TicWatch Pro będzie wydatkiem rzędu 1099 zł.

Na koniec muszę powiedzieć o ostatniej, genialnej w swojej prostocie rzeczy – funkcji znajdź mój telefon. Smartwatch "dzwoni" na nasz smartfon a ten, niezależnie od ustawień, dzwoni. Uratowało mi kilka razy skórę, kiedy się spieszyłem. Mała rzecz, a cieszy.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)