Jeśli uważasz, że masz za mało czasu, żeby zająć się nauką języków, co dopiero ma powiedzieć szef firmy wycenianej na przeszło 200 mld dol.? A jednak Mark Zuckerberg stara się zostać najlepszą wersją siebie i odnosi na tym polu spore sukcesy.
Wprawdzie Facebook jest zablokowany w Chinach, ale nie znaczy to, że taka sytuacja utrzyma się już zawsze. Poza tym Państwo Środka, jako największa gospodarka świata, jest krajem perspektywicznym gospodarczo i ze sporymi ambicjami mocarstwowymi, więc chińskiego uczyć się warto. Jeśli nie za rok, może się przydać za lat dziesięć. Z takiego założenia wyszedł Mark Zuckerberg, mąż odwiedzając parokrotnie Chiny i pilnie studiując mandaryński - urzędowy język Chin i Tajwanu. Nie bez znaczenia są tu też amerykańsko-chińskie korzenie jego żony - Priscilli Chan.
W końcu Zuck postanowił pokazać światu postępy, które poczynił, a przy okazji zaskarbić sympatię Chińczyków. Oczarował publikę złożoną z miejscowych i zagranicznych studentów, biorąc udział w 30-minutowej sesji pytań i odpowiedzi na Tsinghua University. Dyskutował na temat swojej filozofii zakładania firmy, poglądów na temat chińskiej innowacyjności, ale i bardziej osobistych spraw - ulubionego koloru, chińskiej potrawy oraz rodziny swojej żony. „Chcę studiować chińską kulturę. Uczenie się języka pomaga mi w studiowaniu kultury, więc staram się nauczyć języka. Poza tym, lubię wyzwania”. - stwierdził szef Facebooka.
Trudno ocenić, jak dobrze radził sobie po mandaryńsku Zuckerberg, ale - sądząc po aplauzie publiczności - musiało być co najmniej przyzwoicie. A pamiętajmy, że założyciel największego serwisu społecznościowego świata obiera sobie co roku inny cel i skrupulatnie go realizuje. W 201. zapragnął nauczyć się chińskiego. Rok później - jeść wyłącznie samodzielnie zabite zwierzęta, a w 2013 poznawać codziennie kogoś nowego. W tym roku postanowił pisać jedną miłą notkę z podziękowaniem każdego dnia. To kolejny dowód na to, że wystarczy trochę silnej woli, żeby osiągnąć dowolny cel.