Sklep podrobiony, ale filozofia działania ta sama
Historii podrobionego w Chinach sklepu Apple ciąg dalszy. Tym razem okazało się, że jeden z pracowników dobrze wiedział że sklep w którym pracuje nie jest autoryzowany, jednak nie to było najważniejsze. Najważniejszym było to, że klienci są zadowoleni z jego usług. Ale po kolei.
The Wall Street Journal postanowił zgłębić historię podrobionego sklepu Apple i skontaktować się z jego właścicielem. Nie udało się. W zamian za to na rozmowę dał się namówić jeden z pracowników sklepu. Co powiedział dziennikarzowi prowadzącemu miniśledztwo?
Według niego "nie ma znaczenia czy sklep jest prawdziwy, czy też nie. Najważniejsze, że sprzedaje oryginalne produkty Apple po takich samych cenach jak w prawdziwym sklepie, a klienci nie wracają do punktu sprzedaży z reklamacjami". Powstaje zatem pytanie skąd w nieautoryzowanych sklepach znalazły się oryginalne produkty Apple?
Według WSJ, część z nich ma pochodzić z detalicznych punktów sprzedaży Apple, dla odmiany tych oryginalnych. Pozostałe produkty mają być z kolei nabywane poza granicami Chin, przemycane na ich teren i nielegalne wprowadzane do obiegu. Z którego źródła pochodzą te z pierwszego odkrytego nielegalnego sklepu? Nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że idea jego działania była i wciąż zbliżona jest do tej, którą kieruje się Apple. Zadowolenie klienta stawiane jest bowiem na pierwszym miejscu zarówno w materiałach szkoleniowych z Cupertino, jak i w chińskim Kunming.
Jak na całą sytuację zareagował Apple? Tradycyjnie dla siebie, czyli odmówił komentarza w tej sprawie.